Na tropie Karola Mrozińskiego (ciąg dalszy)

obraz.png

We wcześniejszym wpisie napisałem, że Karol Mroziński "zniknął bez słowa pożegnania i wyjaśnienia, a wraz z nim jego wszystkie pasty", oczywiście oprócz tych, które wydał w formie książkowej. Nie do końca jest to prawda. Owszem, pasty zniknęły z Facebooka, ale trzema mieć na uwadze, że wpisy Mrozińskiego czytało regularnie kilkadziesiąt tysięcy osób, a w takiej masie zawsze jest prawdopodobieństwo, że znajdzie się jakiś psychofan, który wszystko zbiera i archiwizuje. Tak też było tym razem. I tak oto, po długich poszukiwaniach, udało mi się w końcu dotrzeć do niepublicznego dokumentu Google z wszystkimi wpisami (nie tylko pastami) z profilu Mrozińskiego. Jest tego grubo ponad 100 stron znormalizowanego maszynopisu.

Jako, że moja prezentacja zaliczeniowa ma być raczej przedstawieniem jakiegoś problemu aniżeli sylwetki/twórczości, to postanowiłem skupić się na zagadnieniu współczesnej kultury i jej krytyki. Niewątpliwie jest to jeden z częstszych tematów, które Mroziński podejmuje w swoich pastach. Postanowiłem je zebrać.

26 lutego 2015 Mroziński opublikował pastę na temat filmu "Ida". Pojawiła się ona również w książce na stronie 88. W zasadzie jest to krytyka krytyki (często bezkrytycznej) filmowej a w zasadzie postawy "nie znam się to się wypowiem".

Wiele osób ze świata kina oraz prasy i mediów prosiło mnie, abym wypowiedział się na temat filmu pt. “Ida”. Zwlekałem z tym, ponieważ nie obejrzałem jeszcze tego filmu, ani nawet jego zwiastuna. Nie czytałem nic na temat fabuły oraz postaci i obsady. Wiem tylko tyle, co mi przeleciało przed oczami na Pudelku i Facebooku. Aby jednak nie trzymać dłużej świata w niepewności, postanowiłem napisać kilka słów o “Idzie”. Jak to powiedział jeden mój znajomy krytyk, “to żadna sztuka recenzować film, który się widziało”.

W tekście nie brak więc odniesień do często pojawiających się opinii na temat filmu. Wszystko doprawione jest sporą dawką absurdu i trudno wyczuć jaki Mrozińskim ma stosunek do samej "Idy". To co jest jednak oczywiste, to to, że drwi z recenzji, które wysypały się po premierze filmu.

“Ida” boli. To nie jest lekki film. Nie jest łatwy. Ten film mówi nam o nas coś, czego nie chcemy wiedzieć. Co nas uwiera. Swędzi. Łaskocze. Nie pozostawia nas obojętnymi. Angażuje wszystkie nasze emocje. Przeżywamy ten film całym ciałem. Dostajemy czkawki. Dusimy się. Chrapiemy. Od dawna nie było w polskim kinie filmu tak odważnego. Tak ważnego. Długiego. Dawno nie było u nas filmu, który by rozliczał Polskę z jej polskości.

Postacią, która najczęściej pojawia się w pastach Mrozińskiego jest poeta And. Pierwszy raz miało to miejsce 31 marca 2015 roku. Pasta ta później znalazła się również w książce na stronie 104 ("Domówka").

Mój znajomy, poeta And, zaprosił mnie do siebie na domówkę. Zdziwiłem się. Nie sądziłem, że And ma dom. Myślałem, że na noc po prostu wpełza gdzieś do betoniarki i żuje cement. Okazało się jednak, że wynajmuje mieszkanie w kamienicy na Starówce. Znalazłem adres, wszedłem na trzecie piętro i zadzwoniłem do drzwi. (...) No, nie było tam za wesoło. Dziewczyny w rozciągniętych swetrach, znudzone, nieobecne; chłopcy z pofarbowanymi brodami, w szelkach i tatuażach siedzieli na podłodze w salonie i palili narkotyki, a w korytarzu grał adapter. Anda nie było nigdzie. Jak zwykle zaprosił znajomych, a sam nie przyszedł. To był dobry pomysł, ale And robił tak już tyle razy, że stało się to nudne. Mówiłem mu, żeby zachował ten numer na wyjątkową okazję, na przykład na swój pogrzeb, ale nie słuchał mnie. Taki już był.

Kolejną pastą, która odwołuje się do powszechnej opinii, że z poezji trudno jest wyżyć jest ta z 12 kwietnia (w książce pojawia się na stronie 111).

Pojechałem wczoraj rano do mojego znajomego, poety Anda, aby prosić go o pomoc. Przeczytałem w internecie, że wieczorem jest slam, na którym można wygrać sto złotych, płatne do ręki. Występ na slamie poetyckim to ostateczne upodlenie, gorsze nawet od pokazania się w „20m2 Łukasza”, ale nie miałem wyjścia. Potrzebowałem tych pieniędzy. Od dawna byłem bez grosza. Do jedzenia miałem już tylko parkiet w salonie, który zrywałem po kawałku na śniadanie, obiad i podwieczorek. Meble zjadłem jeszcze na studiach.

Przy okazji pojawia się kilka recept jak wygrać slam. Oto jedna z nich.

-Musisz być pretensjonalny - rzekł And.
-Jestem pretensjonalny - odpowiedziałem.
-Bardziej pretensjonalny.
-Nie da się bardziej.
-Da się - powiedział And. - Zawsze się da.

To jednak nie wystarczyło.

Slamu niestety nie wygrałem. Nagrodę przyznano poetce z Ursynowa, która przeczytała instrukcję obsługi wiertarki, po czym zjadła kartkę i opluła piwem jury.

30 czerwca 2015 Mroziński opublikował pastę o tym jak z Andem odgrywał w restauracji rolę dobrego i złego kelnera. Można to odczytywać jako sugestię alternatyw jakie mają poeci na rynku pracy.

Tak, tak. A nie dalej jak tydzień temu poszedłem na obiad do jednej restauracji na Starym Mieście i spotkałem tam Anda. Zatrudnił się jako kelner.

18 lipca 2015 i znowu drwina z sytuacji materialnej poetów:

(...) Wyszedłem z kościoła i spotkałem na schodach mojego znajomego, poetę Anda. Wybierał jakiemuś niewidomemu żebrakowi monety z kapelusza i wrzucał na ich miejsce kapsle.

Tego samego dnia opublikowana została również pasta o pewnym scenariuszu, która jest krytyka polskiej kinematografii i... korporacji (w książce na stronie 137).

Napisałem dwa lata temu scenariusz krótkometrażowego filmu o pewnym powojennym epizodzie z życia Juliana Tuwima. Zgłosiłem go do Studia Munka, które daje kasę na 30-minutowe filmy w ramach jakiegoś tam programu animującego tego sinego trupa zwanego polską kinematografią. Studio Munka oczywiście kazało mi się pocałować w dupę. Doczytałem potem, że trzeba im było zgłaszać filmy o współczesności. Mój film miał mieć akcję w roku 1947. No cóż.

18 września 2015 roku ukazuje się pasta o tym jak Mroziński został napadnięty przez zbója i interweniowała straż miejska.

(...) Z poduszkowca wysiadają strażniki miejskie. Niby strażniki, a dziwne jakieś: koszule mundurów mają w kratę, brody jak drwale, na rękach sztuczne fiołki wytatuowane.
-Wsiadaj do radiolotu, Igor - mówią do zbója. - Jeszcze na bisy zdążysz.
-W dupę mnie pocałujcie - on im odpowiada.
-Przepraszam za pardon - wtrącam się. - Co takiego zrobił ten bandyta.
-To zbieg z koncertu Pato Lemingwaya.
-Zbieg z koncertu?
-To replikant. Mamy polecenie doprowadzić wszystkich replikantów w mieście na koncert, żeby było grubo pod sceną. Mama pana Lemingwaya poprosiła o to komendanta.
-Aha, rozumiem. Macie go zabrać na koncert Pato Lemingwaya.
-Tak jest.
-Uciekaj, człowieku - mówię do Igora, a on odwraca się i zaczyna biec. Strażniki wyjmują kapiszonowce i strzelają za nim. Ja także uciekam, tylko w drugą stronę.

14 października 2015 znowu pojawia się pasta na temat kina.

-Dobrze, panie Mroziński. Słuchamy, jaki jest ten pomysł na film.
-No więc w damskim kiblu w klubie spotykają się przypadkiem cztery kobiety.
-Podoba mi się.
-Szyjemy cztery historie zamiast jednej dobrej, a potem dorabiamy do tego puentę, żeby było głęboko. (...)

Znamienna jest również puenta odnosząca się do nędzy życia artysty.

-Gratuluję, panie Mroziński.
-Dzięki. Kiedy podpiszemy umowę?
-He, he. Umowę.

Dzień później (15 października 2015) Mroziński opublikował swoją najsłynniejszą pastę - o galerii sztuki nowoczesnej.

Mój pies kręci się w kółko i węszy nosem po ziemi.
-Fajfus - mówię do niego. - Fajfus, nie sraj tutaj.
-Kiedy mnie ciśnie - odpowiada i zaczyna srać na podłogę.
Jakiś człowiek podchodzi i przygląda się temu, co wychodzi mojemu psu z dupy.
-To jest interesująca propozycja - mówi.
Ktoś inny też podchodzi i patrzy.
-To jest świeże - mówi.
Podchodzi jakaś kobieta z kieliszkiem wina w ręku, cała na czarno.
-Odważne - mówi.

Tego samego dnia publikuje również pastę o powieści dla kobiet.

-Wydawnictwo Marazm, słucham.
-Dzień dobry, ja się nazywam Karolina Mrozińska. Jestem autorką powieści dla kobiet.
-Jak się pani nazywa?
-Karolina Mrozińska.
-A jakiś taki męski ma pani głos.
-Jestem przeziębiona. (...)

Odczytuję ją jako krytykę książek dla kobiet, choć w zasadzie nie jestem w stanie zweryfikować prawdziwości diagnozy, bo nie znam żadnych książek dla kobiet. Ktoś zna?

-Aha, rozumiem. A co to za książka?
-To jest książka o mnie. Pisałam ją po rozwodzie z mężem. Opowiada historię mojego rozwodu z mężem.
-O, to ciekawe. A coś więcej mi pani powie o tej książce?
-Główną bohaterką jest młoda dziewczyna po pięćdziesiątce, która układa sobie na nowo życie po
rozwodzie z mężem. Wyjeżdża z wielkiego miasta i znajduje spokój w małej wsi na Lubelszczyźnie.
-Na Lubelszczyźnie?
-Na Mazurach znaczy.
-Aha, bo wydawało mi się, że na Lubelszczyźnie.
-Nie, na Mazurach. Buduje domek nad jeziorem. Ma córkę na studiach.
-O, to ciekawe. A czy w tej książce są przymiotniki?
-Tak, jest bardzo dużo przymiotników.

30 października 2015 Mroziński opublikował pastę o speed datingu, w której wyraził swój krytyczny stosunek wobec blogerek. Pojawia się ona również w książce na stronie 181.

-Jesteś poetką.
-Nie.
-Piszesz książki dla dzieci.
-Nie.
-Wysokie Obcasy.
-Mm-mm.
-Nie jesteś chyba...
-Jestem.
-Blogerką.
-Bingo-bango-bongo. Mam sześćset unikalnych odsłon miesięcznie. Jesteś troszkę pod wrażeniem, co.
-No, jestem. Następna!

1 listopada Mroziński opisał mocno absurdalny koniec świata (a w zasadzie polityczny koniec świata), który okazał się być performancem.

Za drzwiami stali Tymek i Slavoj. Uśmiechali się.
-Jak to? Żyjecie? - zapytałem.
-Wszystko jest ej-o-kej - odpowiedział Tymek.
-A ta akcja na Zbawiksie?
-To był tylko performance, powiedział Slavoj.
-Performance?
-Szwedzko-bułgarscy artyści nowej fali dekonstrukcyjnej.
-Czyli nie ma jeszcze IV Rzeszy?
-Jeszcze nie.
-A co jest?
-Promocja na dyniową latte. - powiedział Tymek.

Tego samego dnia (1.11) Mroziński opublikował jeszcze pastę o tym jak pracował na planie filmowym, musiał ukryć gdzieś agregat prądotwórczy i Pan Waldemar poradził mu, aby ukryć go w studni, a on zamiast do studni wrzucił go do szamba.

He, he. Tak było. Od tamtej pory polski film kojarzy mi się właśnie z tym - z gównem.

11 listopada 2015 pojawia się pasta o poetyckim spisku wegetariańskim, która zapewne nawiązuje do terrorystów-akcjonistów.

(...) Wchodzę do środka, a And jak ten pająk: na tych nogach długich, cienkich, chodzi pomiędzy stolikami. Zakrada się między ludzi, coś im dolewa do szklanek. Łazi tak, łazi jak pająk. Łazi i coś dolewa. Łapię go za
kołnierz i pytam, co znowu.
-To jarmużówka - mówi cicho. I śmieje się jak szpieg z Krainy Deszczowców.
-Co?
-Jarmużówka, wódka jarmużem zatruta. Zatruta, słyszysz?
-Zatruta jarmużem?
-Tak. Zatruta. A kto się jej napije, ten z człowieka zamienia się w wegetarianina.
-W wegetarianina?
-Tak. Zamienia. Zobacz.
I pokazuje mi na jakąś dziewczynę przy barze. A ona pije drinka, pada nagle na ziemię, zaczyna się tarzać, piana jej na usta wychodzi. Tarza się, tarza. Włosy jej zielenieją. Kolczyk z nosa wychodzi i się o przegrodę zaczepia. Taki jak u krówki. Skóra na piersi jej bulgocze, bulgocze, i pojawia się na niej tatuaż. Wielkie serce z napisami pomiędzy cyckami. To jarmuż, to ta trucizna tak działa.
-Słodki Jezu, And - mówię. - To straszliwa broń biologiczna.
-Tak. Zatruję nią całe miasto.
-Słodki Jezu, And. To straszne, co chcesz zrobić.
-Ja wiem. Ale i zabawne.
-Apokalipsa wege.
-To będzie mój manifest poetycki.
-Piękne. Ale i straszne.
-Taka właśnie musi być poezja. (...)

9 grudnia 2015 Mroziński opublikował pastę, która stała się moją ulubioną. Myślałem, że przepadła na wieki, bo nie ma jej w książce. Na szczęście została ocalona. Wklejam ją w całości. Dla potomnych.

Idę do zoo. Staję przed klatką z lwami. Jeden z nich podchodzi do mnie i patrzy spode łba.
-Czy zdaje pan sobie sprawę, że wygląda jak gwiazda rocka z lat 80.? - pytam go.
Nie odpowiada.
-Wie pan, w jakim repertuarze go widzę? - pytam znów.
Nie odpowiada.
-"Welcome To The Jungle" - mówię.
Lew nie odpowiada.
-Rozumie pan? Jungle, he, he. Dżungla.
Nie odpowiada.
-Lew, dżungla, "Welcome To The Jungle", he, he - mówię.
-Nie przepadam za rockiem - odpowiada lew. - Wolę rap.
-Rapuje pan?
-Rapuję. Ale nie stać mnie na nagranie płyty. Nie stać mnie na studio.
-A dzwonią do pana czasem telemarketerzy?
-Czasem dzwonią.
-Oni zawsze mówią na początku, że rozmowa będzie nagrywana, co nie?
-No, tak mówią.
-To niech pan wtedy zacznie rapować. Oni to nagrają, potem panu podeślą i będzie pan miał wokale nagrane.
-Sprytne - mówi lew. - Nie pomyślałem o tym.
-Polecam się - odpowiadam.
Po czym kłaniam się i odchodzę, gwiżdżąc wesołą melodię. Ale jakiś człowiek mnie zatrzymuje.
-Przepraszam bardzo - mówi. - Ja wszystko widziałem. Ja wszystko słyszałem, co pan mówił. Z tym lwem. To mi się nie mieści w głowie. To jest chore.
-Bo co - odpowiadam. - Już ze zwierzętami rozmawiać nie wolno?
-Nie. W głowie mi się nie mieści, że namówił pan tego lwa na nagranie płyty hip-hopowej. Mało tego gówna już mamy?

28 grudnia 2015 Mroziński publikuje pastę o zaangażowaniu politycznym artystów (poetów), w której And daje mu do podpisania dwa listy: jeden przeciwko rządowi, drugi za rządem.

(...) Podpisuję list do prezydenta, a And składa kartkę na pół i chowa z powrotem do kieszeni.
-I co jest tym zagrożeniem dla demokracji? - pytam.
-Nie wiem - odpowiada And. - Nie czytałem tego listu.
-A co masz na tym transparencie napisane.
-„Trybunału nie oddamy”.
-Jakiego Trybunału.
-Nie wiem. Dostałem to razem z tym listem.
-Rozumiem. Flagę też dostałeś razem z listem.
-Nie. Flagę dostałem od kogo innego.
-Od kogo.
-Od autorów tego listu - mówi And, po czym wyjmuje z kieszeni drugą kartkę i kładzie ją przede mną na
stoliku. Biorę ją do ręki i czytam.
-„My, niżej podpisani, popieramy działania polskiego rządu, mające na celu...”.
-Podpisuj.
-OK. (...)

29 grudnia 2015 pojawiła się kolejna pasta poświęcona sztuce współczesnej.

Innym razem zaproszony byłem na wernisaż. Na wystawy późną nocą w głębokich piwnicach. Chodzę, chodzę, zaglądam tu, zaglądam tam. Na ścianie wisi wielkie, czarne płótno. Przystaję, przyglądam się. No, no. Wielkie, czarne płótno. A przy nim ludzie stoją i też się przyglądają. Podchodzi jakiś człowiek. Też cały na czarno. W ręku ma pędzle i puszkę farby. Czarnej. Macza w tej puszce pędzel i zaczyna malować. Czarną farbą po czarnym płótnie.
-Co pan robi? - pytam.
-Dodaję trochę czerni - odpowiada.
I maluje czarną farbą po czarnym płótnie. Ludzie podchodzą bliżej. Ja też podchodzę.
-Więcej czerni - mówi ktoś.
-Niech to będzie ciemniejsze - mówi ktoś inny.
-Odcień smoły, nie nocy - mówi ktoś trzeci.
A ten malarz maluje. Czarną farbą po czarnym płótnie.
Podchodzę do niego.
-Tu jest trochę za jasno - mówię.
-Ciemniej się nie da - odpowiada malarz.
-Da się. Pokaż pan ten pędzel.
Biorę do ręki pędzel, maczam go w puszce czarnej farby i maluję po płótnie. Czarną farbą po czarnym płótnie.
-This is amazing - mówi ktoś.
-Nigdy nie widziałem takiej czerni - mówi ktoś inny.
-Czarne jak nasza przyszłość - mówi ktoś trzeci. (...)

Na koniec roku (30 grudnia 2015) pojawiła się pasta o produkcji filmowej.

(...) -No więc wpadłem na pomysł, aby nakręcić film.
-W Polsce?
-Tak.
-To powodzenia. (...)

(...) -Dobrze, to ja jeszcze opowiem, jak by nasza współpraca wyglądała. Pan by napisał scenariusz, ja bym to reżyserował.
-A kto by za to zapłacił.
-Podatnicy.
-Którzy konkretnie.
-Nie wiem. Napiszę wniosek o dofinansowanie ze środków państwowych. (...)

2 stycznia 2016 Karol Mroziński opublikował kolejną pastę na temat sztuki nowoczesnej. Tym razem spotkał poetę Anda na jakimś festiwalu, gdzie ten doradzał artystom jak malować twarze dzieci. A były to twarze Ryszarda Kalisza i Ryszarda Petru.

(...) -Dzieciak z twarzą Ryszarda Petru?
-Tak.
-To jest chore, And.
-To jest poezja, Mroziński.
-To nie jest poezja. Ani też żaden rodzaj sztuki.
-Mylisz się, to jest sztuka.
-Jaka sztuka.
-Nowoczesna.

W paście z 18 stycznia 2016 pojawia się nawet nawiązanie do Zbigniewa Herberta...

Położyłem się na tapczanie i pomyślałem, że wystarczy, abym zaszył się w swej piwnicy na tydzień, a potem wyszedł z niej brudny i nieogolony i wrócił do redakcji mówiąc, że nie udało mi się zrobić wywiadu, bo zostałem po drodze napadnięty, uprowadzony, okradziony i zdradzony o świcie.

25 marca 2016 pojawił się tekst o "artystach wyklętych", który jest kontynuacją krytyki sztuki współczesnej.

To my, artyści wyklęci. Artyści odcięci. Od waszych pieniędzy. Eksperci ministra kultury, którzy pracowali nad rozpatrzeniem naszych wniosków, doszli do wniosku, żeby nas skreślić. Wszystkich nas skreślić. Całą sztukę współczesną. (...)
Teraz żałujcie. Teraz sobie plujcie w wasze ogolone, mieszczańskie brody. Teraz podziękujcie: ministrowi, partii, rządowi. Za to, że nas wyklął. Że nas odciął. Od waszych pieniędzy. I że was wyklął. Że was odciął. Od jedynej prawdziwej, bezkompromisowej, szczerej, świeżej, odważnej sztuki współczesnej.

I to by było na tyle jeśli chodzi o krytykę kultury współczesnej. Ostatnia pasta pojawiła się na profilu Mrozińskiego 10 lipca 2016, ale była to typowa dla niego absurdalna opowieść o przypadkowym spotkaniu. Niedługo potem facebookowe konto zostało usunięte.

Ciąg dalszy nastąpi.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now