Hej, Bieszczady!

Tak jak Maryla Rodowicz rozsławiła niegdyś Zakopane, tak samo wielu z znanych śpiewaków i zespołów (jak np. KSU) te piękne tereny przylegające w połowie do Beskidu Niskiego, a trochę do Pogórza Karpackiego na styku czterech kultur i obszarów: polskiego, słowackiego, czeskiego i ukraińskiego.

Zachwycali się posługując antropograficznym i geologicznym bogactwem tych regionów, nie raz z własnej fantazji czy przynależności do pewnej warstwy kulturowej / tyglu, poznawając czym tak naprawdę tereny byłego Wołynia, Podola i Małopolski Wschodniej są. A były one bogate w obszary górskie, rzadko zaludnione, pełne dziewiczych potoków, lasów, wzgórz i połonin, z których każda współgraniczyła z inną tworząc wspólny łańcuch. Mieszkających tam stworzeń w postaci saren, dzików, jeleni, danieli czy żbików, rysiów oraz wilków. Od Baligrodu, gdzie tam miały swoją gromadę, Uherce Mineralne, leśne ostępy Zagórza, zbocza górskie w Krościenku Wyżnym, po zagrody żubrów w Mucznej, bydła w Wólce Matiaszowej, Wołosatym-Tarnicy po owcze stada w Wołosatym - Ustrzykach Górnych. Po niektóre też stada bobrowe w obrębie lasów tarnawskich. Wąskie przełęcze takie jak Wyżniańska, czy Przysłup dodają uroku każdemu spacerowi idącemu w górę do Małej Rawki wędrowcowi, podobnie jak przez kładki i ścieżki biegnące przez Wetlinę do Moczarnej i wzdłuż blisko w tyle na Połoninę Wetlińską. Kremenaros i Halicz jako same jedne z najwyższych po Tarnicy szczytów, są dużym ukoronowaniem większości pasma wyżynnego widocznego nawet z odległości 15 metrów od wejścia na Wołosate, czy przez samą Przełęcz Wyżniańską, u progu samego Wołosatego widzimy swoisty, piękny widok rozprzestrzeniający się na Połoninę Caryńską.

Ale same tereny Pogórza Przemyskiego i innych okolicznych miejsc związanych z historią tego doświadczonego gromem I Wojny Światowej, czasów Cesarstwa Austrowęgierskiego, masowych czystek dokonywanych przez rosyjskie i ukraińskie wojska (NKWD, OUN-UPA - wcześniej CzeKa i Strzelców Siczowych) w czasie póżniejszym II Wojny na ludności polskiej, bojkowskiej, łemkowskiej, cygańskiej i żydowskiej nie są wyłącznym elementem mojej opowieści, którą to chcę rozpocząć od ciekawego miejsca, do którego się udałem jako pierwszy przystanek podróży mnie i moich towarzyszy. A w którym byłem ostatnio akurat dobre 10 lat temu.

Krasiczyn

Chyba najsłynniejszy na wschodzie Polski zamek powstały przez najzamienitszych członków Rodu Krasickich: Stanisława i Marcina. Powstały na początku XVI wieku wytwór renesansowej architektury, sam Krasiczyn (z początku Krasice) był wsią rządzoną przez Jakuba z Siecina herbu Rogala, reprezentanta mazowieckiej szlachty zagrodowej, który otrzymał w spadku kilkadziesiąt wsi, w tym także sam Krasiczyn. Tam przyjeżdżali najważniejsi ludzie tamtej i późniejszych epok: Zygmunt III Waza, Władysław IV, August II Mocny, czy sam Jan Matejko. Zamek otaczają cztery baszty, każda z nich różniąca się stylem (przy czym tylko jedna przypomina klasyczną za czasów średniowiecznych fortalicji), oraz wapienne ryciny nakładane warstwami nazywane sgraffiti.

Ród Sapiehów przyjął ten zamek w 1835 roku, wydali 180 tys. dawnych polskich złotych. Jednym chyba z najsłynniejszych matron, która korzystała z benefitów całego kupna tego zamku, a zarazem wspomogła księciu Leonowi pełną finalizację transakcji to była Anna z Zamojskich Sapieżyna. Ta sama póżniejsza zakupiła w czasie masowej emigracji członków przegranego Powstania Listopadowego na zachód Europy, współtworzony przez m.in. stronnictwo Czartoryskich Hotel Lambert. Jednym, współczesnym członkiem rodu, który stał się duchowym przewodnikiem jednego z naszych późniejszych duchowych przywódców XX i XXI wieku jakim był Karol Wojtyła (jako Papież Jan Paweł II) był urodzony 14 maja 1867 r. kardynał Adam Sapieha.

W czasie Kampanii Wrześniowej 1939 roku zamek był broniony przed najazdem Armii Czerwonej, niestety bez większego efektu, zniszczono część niektórych fortyfikacji, w pomieszczeniach kaplicy Sowieci urządzili tam magazyn na zboże. Książę Leon ratuje wtedy część własności przed najazdem czerwonoarmistów.

Najbardziej zachwycającym swoim blaskiem obszarem na terenie Zamku jest oczywiście kaplica pod rotundą budowana metodą Michała Anioła, gdzie odprawiane były msze w nadzwyczajnym rycie rzymskim, a do reformy liturgicznej zapoczątkowanej przez Sobór Watykański II także msze św. rytu trydenckiego.

W czasie zwiedzania mówiono coś o legendzie Białej Damy, ale jedyne co zapamiętałem, to bardziej akapit historii dotyczący tego, że pewna panna dworska próbowała na wieży zegarowej z powodu nieszczęśliwej miłości popełnić samobójstwo. I także pamiętam słynną szafę - będącą portalem w jednym z pokojów bawialnych, czy dworskich w pomieszczeniach zamku, która mi przypominała tajemniczą Starą Szafę ze słynnej serii powieści C.S. Lewisa.

Książę Leon także sprowadzał z sadzonych we własnych plantacjach na terenie skolonizowanego przez księcia Leopolda II z Saxe-Koburgów Kongo ziarna kawy, oraz liście herbaciane, nie znam osobiście tego, czy korzystał on z pracy niewolniczej samych ludów afrykańskich, jednak przez lata całego XVIII wieku dostarczano wszelakiej postaci uprawy prosto z plantacji w Afryce Środkowej.

W ogrodach zamkowych jest mnóstwo drzew lipy, róży, fig, jabłonki porastające rzędami, nawet miłorząb japoński (przypominający trochę wyglądem morwę) a zwłaszcza najważniejszym z nich jest dąb noszący imię kard. Sapiehy - zasadzony przez ojca Adama Stanisława.

Twierdza Przemyśl - Fort XV Borek

W czasach Cesarstwa Austrowęgierskiego, Przemyśl był najważniejszym ośrodkiem zbrojnym po tej stronie Europy po Antwerpii i Verdun. W mieście, gdzie bywał słynny Dobry Wojak Szwejk z powieści Haška panowali Habsburgowie. Franciszek Józef II powątpiewał w samą rolę, jaką miało odegrać później to wyłożone bliżej na wschód miasto Galicji, twierdząc, iż do obrony granic nadają się jedynie polskie dawne twierdze takie jak Zamość i Brody, ale niejaki major E. Blagojevic przedłożył pomysł ufortyfikowania trzech ważnych miast: Przemyśl, Andrychów i Śniatyń. Pomysł ten wcześniej chcieli zrealizować ludzie feldmarszałka Jana Radetzkyego, ale brakowało na to funduszy i środków. Inny feldmarszałek Heinrich von Hess wraz z działającą w Wiedniu Zentralbefestigungskomission w 1871 r. poparł plan umocnienia środka łączącego szlak komunikacyjny dla tamtejszych wojsk i ludności w kierunku Budapesztu z szlakiem Przemyśl - Stryj na odcinku południowym. Podobne zresztą zastosowania fortyfikacji użyto w trakcie budowy Cytadeli Lwowskiej.

W środku jednego fortu mogło się znajdować od 50 do 94 osób, włącznie z oficerami i strażnikami. W tym powyższym forcie stacjonowały (jak możemy wyczytać to z tablicy) żołnierze węgierscy z V. Pułku Honwedów, którzy przyjeżdżali z okolicznych miejscowości jak Szeged, od 16 września 1914 r. w czasie Wielkiej Wojny dokonując obrony przed wojskami rosyjskimi. Oddziały szturmowały blisko fortu XIV i XV znajdującego się blisko granicy z dawną ukraińską republiką radziecką, sam fort blokował on dostęp od strony Medyki i połączenie z koleją i drogami konnymi w stronę Lwowa. Po 160 dniach obrony 22 marca 1915 r. oddziały cesarskie skapitulowały, wywieziono ponad 110 tys. jeńców wojennych daleko w głąb Syberii.

Nie za wiele mogliśmy zobaczyć pomieszczeń koszarów, czy samych schronów znajdujących się w środku, ponieważ same pomieszczenia fortu przechodziły gruntowną renowację.

Zatrzymaliśmy się trochę w samym Przemyślu, by obejrzeć kościół św. Jana Chrzciciela i Wniebowzięcia NMP, a raczej podziemia w których pochowany był m.in. biskup Aleksander Fredro (nie mylić z hrabią Aleksandrem Fredro, autorem słynnej "Zemsty" i "Pana Jowialskiego"). Jednak za wiele zdjęć nie udało mi się zrobić, w samym środku przy ołtarzu, w ciemnicy gdzie jest ukryty Najświętszy Sakrament, a zarazem w samych kryptach. Jak również przez krótką chwilę oglądaliśmy sobór unicki pw. św. Jana Chrzciciela (znany dzięki transmisjom obrządków prawosławnych w publicznej TV).

Z pomnikiem Anioła Stróża Polski wiąże się historia, w której to bł. Bronisław i Józef Dąbrowscy ujrzeli 3 maja 1863 r. anioła przepowiadającego im dalsze losy ojczyzny. To wydarzenie zwróciło uwagę Słudze Bożemu z Miejsca Piastowego jakim był Bronisław Markiewicz, tak iż potem zalecił wiernym aby modlili się do samego Anioła, upraszając łaski dla będącej w pożogach powstańczych klęsk Polski i dla szybkiego odzyskania przez Polaków będących w zaborze austrowęgierskim i rosyjskim niepodległości.

Przemieszczając się autobusem poprzez 30 - 65 km trasy, widzieliśmy urocze widoki niektórych miejsc częściowo - albo w pełni - związanych z historią Pogórza Przemyskiego, Karpat i samych Bieszczad właśnie.


Miałem natomiast zrobić kilka ujęć Kalwarii Pacławskiej, w której raz miałem okazję być, jednak z powodu tego że trwały tam dni formacyjne dla młodzieży z duszpasterstwa zaprzestałem tej powinności. A sama Kalwaria skrywa wiele ciekawych tajemnic, lecz jednak może przy następnej okazji.

Bieszczadzka Kolejka Leśna

Najstarsza, funkcjonująca od czasów Królestwa Galicji i Lodomerii kolejka leśna, okrążająca z początku sam Przemyśl i okolice. Zespół kolejki powstały w miejscowości Rzepedź pochodzi on z 1898 r. - remontowany był w późnych latach 50. XX wieku, trasa z początku biegła z Nowego Łupkowa (często wożono m.in. węgiel, drewno, ale były też i wagony osobowe) do Cisnej. Ze względu na trudności z przedarciem się wojsk rosyjskich na zachód, kolej nadal funkcjonowała w czasie I Wojny Światowej, lecz później niektóre wagony zostały rozkradzione. Trasa sama biegła przez Beskid do granicy z obecną już Ukrainą.

Widzieliśmy tam parę eksponatów w samym muzeum kolei w Rzepedzi. W budce dróżnika znajdował się aparat telefoniczny z kilkunastoma blaszanymi hybrydami. Umożliwiał łączenie przez druciane sieci elektryczne z dowolnym z wagonów. Obok niego na blacie kredensu z blaszkami od hybryd, stał pięknej klasy pamiętający zapewne czasy wczesnego Gierka monofoniczny odbiornik radiowy Unitry "Narew 1".

W samym muzeum było sporo eksponatów z takiej wczesnej elektroniki, jak np. słynne kalkulatory Brda, czy maszyny do pisania, ale sam żałuję, że ich nie mogłem wtedy sfotografować.

Przejazd natomiast wąskotorówką zaliczyliśmy w stronę górzystych widoków lasów pomiędzy Rzepedzią a Duszatynem z prawej strony - a Komańczy i Radoszyc z lewej (ponoć było planowane otworzenie trasy pomiędzy dwoma miejscowościami). Nasza trasa trwała zaledwie 45 min. drogi aż do stacji końcowej, tuż przy granicy polsko-słowackiej w Balnicy. Dalej przez Solinkę do górnych podjazdów na Majdan nie zajechaliśmy.

Jednakże widoki przejeżdżających wokół terenów były wyśmienite.

Trochę w górach...

Kolejny przystanek naszej podróży zaliczyliśmy wybierając się w podróż nad Małą Rawkę do Bacówki PTTK idąc wzdłuż przez Przełęcz Wyżniańską. Samo iście na Połoninę Caryńską z Wołosatego trwa krócej, niż z tej normalnej trasy. Natomiast najważniejszym przyczółkiem na drodze przez Wyżniański Wierch do samej bacówki jest szczyt zwany Wierchem Wyżniańskim (913 m n.p.m.). Dalej idąc już do najwyższego punktu, czyli do Małej Rawki można oglądać piękne wzniesienia samej Połoniny, jak również Halicz i widok na słynną już Tarnicę, gdzie często w okresie Wielkiego Tygodnia przyjezdni pielgrzymi niosą tam krzyż.

Jest i widok na Kremenaros, oraz sąsiadujące przy drugiej stronie granicy wzniesienia, takie jak Pikuj (1405 m n.p.m.) czy Hnatowe Berdo (1187 m n.p.m.). Całość jeszcze z dalszej odległości od Wielkiej Rawki wygląda bardziej okazale.

Jezioro Solińskie

Creme de la creme całego pobytu tu po tej stronie Wschodnich Bieszczad (nie licząc jazdy drezyną rowerową w stronę Krościenka, ale tego niestety nie uchwyciłem) jest przeprawa przez statek przez Jezioro Solińskie. Było tam naprawdę sporo wczasowiczów, zarówno na słynnej zaporze (będącej częścią dawnej elektrowni wodnej, budowanej tu w latach 60.) jak i na obrzeżach plaż w rejonie Soliny i Polańczyka.

Oczywiście same płynięcie w obie strony nie obyło się bez nieoficjalnego hymnu tego regionu, czyli piosenki Wojciech Gąssowskiego o słynnych zielonych wzgórzach.

Moją uwagę też przykuła nowopowstała kolejka gondolowa ciągnąca się od strony Plaszy, takiego szerokiego deptaku, poprzez Górę Jawor (tam, gdzie niegdyś te tereny obejmował pewien ośrodek wypoczynkowy dla wojskowych dygnitarzy PRL-u zbudowanego na rozkaz gen. Jaruzelskiego) w stronę Jeziora Solińskiego i okolic do Zalewu Myczkowieckiego. Planowane jest także podłączenie pod trasę jeszcze także Polańczyka, ale to dopiero w niedalekiej przyszłości, jeśli zostanie to dobrze uzgodnione i poprawnie spięte.

Akuratnie w Myczkowcach mieści się dużo mniejsza od Solińskiej zapora, ale jakoś ona jest mało eksploatowana przez turystów.

Co w takim razie mówić więcej o bogactwie tego regionu? Wszystko, ale też z pobieżną uwagą rozglądać się za przyczynkami idącymi za samą historią tych terenów. Za rozlewem krwi przelanej przez ojców, dziadków, babcie - wprost mówiąc: naszych przodków. Częstemu niedofinansowaniu i braku w nim poza nominalnym potencjałem turystycznym szerszych perspektyw. Cichości życia na tych terenach, a zarazem drapieżności ukazującej nie jedną skrywaną mroczną tajemnicę, równie dobrze co wejście do niedźwiedziej jamy. Tam gdzie oddziały Straży Granicznej, leśników z pobliskich nadleśnictw i innych służb boją się tam nadejść, albo po prostu często dokonują zatrzymań nie tych osób co trzeba. Lub niekiedy lewych interesów z władzą lokalną, czy miejscowymi przedsiębiorcami, lub samymi utrzymującymi się z drobnej pracy czy szambrownictwa - tzw. interesarzami.

To jak potrzebne są te tereny Karpat i Pogórza rozciągające się aż do Beskidu Niskiego, nie muszę mówić. W nich jest pewne ukryte echo, które rozprzestrzenia swoje historie. Historie ludzi z różnych narodowości, właścicieli ziemskich, ojcowizn, zwykłych bieszczadników, pieśniarzy, poetów, pisarzy. To o nich wiele ta ziemia mówi. I będzie, do czasu aż zmiany klimatyczne ciążące nasz region świata całkowicie tych obszarów nie zduszą i nie doprowadzą do masowego wyginięcia.

Ze źródeł książkowych, których mogę wam polecić do przeczytania więcej na temat Bieszczad i tamtejszych miejsc, chciałbym wyróżnić:

  • "Zaginiony świat bieszczadzkiego kresu" - fantastyczna książka o Bieszczadach autorstwa Andrzeja Potockiego, opowiadająca historię na temat dawnej wielokulturowości tych terenów, jak była ona niszczona przez wrogie nacjonalizmy i jak wielkie jest dziedzictwo obecne w dzisiejszej kulturze.
  • "Z Krasiczyna na Wawel. Z dziejów Kardynała Adama Sapiehy" - autorstwa Żanety Niedbały (jednej z głównych przewodniczek oprowadzających po Zamku w Krasiczynie). Wiele publikacji poświęciła historii tych terenów, a zwłaszcza ta ma najlepszą wartość dla tych, którzy chcieliby poznać bliżej życiorys Arcybiskupa.
  • "Bieszczady" - to jest bardziej album, niż książka, ale ze świetnym komentarzem miłośniczki gór jaką jest Elżbieta Dzikowska. Zresztą cykl jej programów popularyzujących wiedzę o polskiej turystyce pt. "Groch i kapusta" może mówić o tym, że Pani Ela wybitną wiedzę o zabytkach polskiej przyrody. Naprawdę warto.

Co można by więcej? :)

"Hej, Bieszczady - hej, Bieszczady...
Na Bieszczady nie ma rady..."

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Ecency