Głupota ludzka nie zna granic #1 - Zwróć komuś uwagę, a dostaniesz po ryju.


Wczorajszy dzień przyniósł kolejną ciekawą sytuację.
Daleki jestem od nagrywania ludzi, wysyłania czegoś na policję, generalnie uprzykrzania komuś życia... Chyba, że ktoś sam tak robi w stosunku do mnie.
Przypomina mi się sytuacja, kiedy sąsiad z dołu o godzinie 22:01 zadzwonił na telefon, podał paragraf i się wyłączył. Chodziło oczywiście o zakłócanie ciszy nocnej, chyba grałem wówczas na gitarze. Następnego dnia zmierzyłem sobie poziom decybeli jakie wywołuje granie na gitarze i oszacowałem, że nie przekracza dozwolonej normy nocnej w moim mieszkanku, a co dopiero u sąsiada. Pomijam również fakt, że w polskim prawie nie istnieje takie pojęcie jak "cisza nocna", a jest jedynie regulowane regulaminem np. spółdzielni mieszkaniowej.
Moja reakcja powinna być chyba znana i dodam jedynie, że sąsiad się więcej od tego czasu nie odzywa. Kiedyś napiszę również o tym, jak w nocy przyszli panowie policjanci i się zaśmiali, bo zostali wezwani na hałas spowodowany królikiem biegającym po klatce. Dzisiaj jednak nie o tym, a o innej sytuacji związanej z prawem.


Jechałem spokojnie samochodem. Tuż za miastem budują obwodnicę, więc jest ruch wahadłowy, ze światłami. Światło czerwone, podkreślam. Podjeżdżam samochodem do świateł i widzę, jak dwójka rowerzystów zaczyna ruszać i jedzie. Mówię sobie: po... ich. Dodam, że - chyba ich koleżanka - była na rolkach i grzecznie na światłach czekała.
Zielone, pojechałem, dogoniłem rowerzystów. Otwieram szybę i pytam:

Rowerzystów czerwone światło nie obowiązuje?

Przed zadaniem tego pytania mogłem się zastanowić nad odpowiedzą i myślę, że do wyboru były 3. opcje:

  1. Odp**rdol się.
  2. Masz k**wa jakiś problem?
  3. Wy**bać ci?

Obstawiajcie wyniki. Czekam na przelew!


Wygrała opcja numer dwa.

Rozmowa brzmiała dokładnie:

- Rowerzystów czerwone światło nie obowiązuje?
- Masz z tym k**wa jakiś problem?
- Pytam, czy rowerzystów czerwone światło nie obowiązuje?
- Masz z tym problem?
- Tak.

Dojechaliśmy akurat do następnych świateł, facet zajechał mnie z lewej strony, jego kobieta z prawej. Puka w szybę...

Ja, że raczej nie boję się takich ludzi, bo jedyne co umieją to gadać, a za nami stoi kilka samochód, uchylam szybę.

- Słucham?
- Masz z tym jakiś problem?
- Tak.
- Jaki?
- Przejechaliście na czerwonym świetle na drodze wahadłowej. Myślisz,że zdążyłbyś uciec przed samochodem z przeciwka? Tak właśnie rodzą się wypadki, a później to kierowcy wina, a ja bym Cię musiał ratować.
(Odpowiedź nie mogła być inna).
- Masz z tym jakiś problem? (XD)
- Nie dotykaj samochodu.
- Pan dla ciebie, w piaskownicy się nie bawiliśmy.
- Panowie nie dotykają mojego samochodu.
- Faktycznie, gówna nie będę tykał. Masz jeszcze jakiś problem?
- Nie, już się wypowiedziałem. Chcesz dalej dyskutować?
- To jedź, jak taki cwaniak jesteś, no jedź (oczywiście było czerwone)... Dobrze, że numery zapamiętałem, to w razie czego ciebie będę obserwował i zobaczymy.
- Pan dla ciebie, w piaskownicy się nie bawiliśmy...
- Już się tłumaczysz? Już się boisz?

W tym momencie uznałem, że nie ma sensu dalej dyskutować. Z troglodytami jest to zbyt trudne.
Zostawiłem sobie otwarte okno, by jeszcze trochę w duchu się pośmiać z bezsensownych komentarzy.

Czego nauczyła mnie ta sytuacja?

Zwróć komuś uwagę w dobrej wierze, a dostaniesz po ryju.
Są ludzie, którzy przyjmą krytykę i potrafią się przyznać do błędu.
A są tacy, co za jeden wypomniany błąd potrafią zabić.


Po co tworzyć wojny z ludźmi? Z nudów? Z braku pieniędzy?
Międzynarodowe wojny na pewno głównie z powodów finansowych, ale chodzi mi o wojny międzyludzkie, takie głupie sytuacje, gdzie wystarczyłoby powiedzieć przepraszam. Dlaczego ludzie tego nie robią?
Bo unoszą się pychą. Muszą pokazać, że to ja jestem gość, a nie jakiś gówniarz będzie mi tu mówił co mam robić. Podziwiam takich ludzi za brak myślenia, bo takie zachowanie podchodzi już bardziej pod instynkt zwierzęcy.


Patrząc teraz na chłodno uważam, że moja reakcja była słuszna. Niech sobie facet pogada. Jedzie z dziewczyną, musi się popisać, że przecież on błędu nie popełnił, najlepiej jeszcze zaatakować i zbesztać. Gdyby mi powiedział:

Tak, przejechałem:

  • spieszyłem się,
  • nie chciałem stracić czasu na endomondo,
  • ścigaliśmy się, więc nie mogliśmy się zatrzymać.

Cokolwiek!

Okej, zrozumiałbym to chociaż w jakimś stopniu. Po prostu przyznać się do błędu i po sprawie.
Nie. Lepiej kogoś zaatakować, bo wstyd pokazać swoją słabość.


Myślę jednak, że każdemu takie zdarzenia dają do myślenia i w domu dziewczyna doprowadzi go do porządku, aby więcej tak nie robili. A nawet jeśli nie, to (mam nadzieję, że nie, bo nikomu źle nie życzę) kiedyś się doigra.

Czemu zareagowałem? Mogłem w sumie to zostawić i po prostu jechać.

Mogłem, ale nie chciałem. Na tej samej drodze moja dziewczyna miała wypadek. Przeżyłem już stres z tym związany i nie życzyłbym tego nikomu.
Sądzę, że to właśnie po takich sytuacjach jest najwięcej wypadków.

- Wydawało mi się, że nic nie jedzie;
- Myślałem, że zdążę;
- Nie zauważyłem znaku;

O ile pominięcie jakiegoś znaku jest błędem ludzkim i jestem w stanie to poniekąd jeszcze zrozumieć... Reszta sytuacji to jednak według mnie skrajny debilizm, a w szczególności przejeżdżanie na czerwonym świetle. Okej, każdemu może się zdarzyć. Tak jak mówiłem - pośpiech, roztargnienie.
Nie usprawiedliwia to jednak nikogo do łamania prawa i jeżeli ja taki błąd popełnię, to muszę się liczyć z konsekwencjami. Mam nadzieję, że wtedy podjedzie do mnie ktoś taki, jak ja i powie mi:

Weź się puknij w ten głupi łeb, co ty robisz.



Moje drugie konto, na którym piszę tylko o sporcie - @dsport.


Źródło zdjęcia.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now