Żołnierze „Wyklęci” – polityka historyczna i oszustwo dumy

wykleci01.jpg

Temat mocno kontrowersyjny. Zwłaszcza w obliczu sterowanego politycznie kultu i nacisku środowisk prawicowych, nacjonalistycznych czy turbo-patriotycznych. W całej historii antykomunistycznego podziemia powojennego, nic nie jest czarno białe, tak jak nigdy nie są tacy ludzie. Problemem w tym temacie nie są bezpodstawne oskarżenia czy przemilczanie prawdy. Ta jest dostępna, można to wszystko znaleźć w dziesiątkach publikacji, w książkach, wywiadach, opracowaniach naukowych, historycznych. Najbardziej budzącym kontrowersję tematem jest fakt przyjęcia specyficznej retoryki w temacie i stawianie grubej krechy.

Bohater albo zdrajca

Taki dualizm podejścia do skomplikowanych problemów zawsze powoduje konflikty. Wycięcie niuansów, elementów ludzkich z historii, powoduje szkodliwe dla faktów uproszczenia. Dziś mamy taką sytuację, że jeśli ktoś mówi o ciemnych stronach „wyklętych”, to jest lewakiem i komuchem, zdrajcą i na pewno nie jest patriotą.

Polityczna retoryka nie pozwala na dyskusję, bo oznacza ona, że możliwe jest przyjęcie stanowiska czy argumentów drugiej strony. Więc upraszczamy i stawiamy mur. To jest dobre, to jest złe, a jak ktoś się z tym nie zgadza, to jest wichrzycielem, antypolskim kosmopolitą i zdrajcą.

Polityka historyczna

To są konsekwencje mieszania się polityków do przepisywania historii. To domena naukowców, fachowców, nie polityków. Niestety politycy lubią wsadzać palce w historię. To dość sprytny zabieg. Odwróćmy uwagę od tego, co będzie jutro i dajmy ludziom się skupić na tym jak chcą widzieć wczorajszy dzień. A wszystkich, którzy sprzeciwiają się temu jak przepisaliśmy kroniki przeszłości, nazwiemy zdrajcami. Dwie pieczenie na jednym ogniu – możemy robić, co chcemy, bo nikt nie patrzy w przyszłość i mamy podziały, które pozwalają sprawniej i prościej zarządzać ludźmi. Stąd, w moim odczuciu, pęd polityków do grzebania w historii. Nie chcą żebyśmy patrzyli zbyt uważnie, jak ich decyzje wpłyną na przyszłość, więc zwracają naszą uwagę na przeszłości przefiltrowanej przez polityczne trendy i nastroje elektoratu.

Drugim zabiegiem, bezpośrednio związanym z odwróceniem uwagi, jest budowanie fałszywej dumy historycznej. Nazywam to fałszywą dumą, bo jest to uczucie, które ma na celu nas oszukać. W jaki sposób? Już tłumaczę.

Jeśli zostaniemy nauczeni, żeby czuć dumę z osiągnięć cudzych, często takich, które są wynikiem działania całej masy ludzi, zabrały mnóstwo czasu i zasobów i okazały się sukcesem – w jaki sposób mamy z tym konkurować z osobistymi sukcesami? W jaki sposób pojedynczy Kowalski ma przebić dumę z własnego, nawet najmniejszego sukcesu, skoro do tej pory czuł dumę ze zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 roku czy z innego spektakularnego zdarzenia historycznego. Nie wszyscy są wyposażeni, żeby te dwa typy dumy oddzielić, nie traktować tożsamo. Dla Kowalskiego duma to duma, po co drążyć. I w ten sposób nie tylko deprecjonuje swoje osiągnięcia, ale też zabija w sobie ambicje. A przyznajmy to sobie otwarcie – większość nie zastanawia się nad tymi pojęciami. I ta większość, to cel takich działań.

To jak z tymi żołnierzami

Jeśli pozbędziemy się obciążenia retoryką polityczną i spojrzymy na fakty, to można wysnuć kilka opinii na ten temat. Pamiętajcie, to są tylko opinie, nie wyroki czy nakazy takiego spojrzenia na temat. Możecie mieć swoje i ja mam z tym luz. Mam nadzieję, że wy macie luz z tym, że ja mogę mieć inną opinię.

  1. Większość żołnierzy „wyklętych” wierzyła w to, że jedynie poprzez walkę zbrojną można odepchnąć ZSRR z terenu Polski. Nie dopuścić komunistów do władzy. Była to jedynie wiara, bo nikt za pewne nie brał poważnie możliwości zwycięstwa nad Armią Czerwoną czy aparatem bezpieczeństwa Rosji Radzieckiej. Przeciwko nim było wszystko – decyzje władz Polski, fakty, rzeczywistość, możliwości. Nie potrafię, osobiście, za absurdalne zachowania postawić pomnika bohaterskiego. Odwaga i wiara godna pochwały, ale brak rozsądku w tych wyborach nie pozwala mi uczciwie celebrować tych ludzi. Stracili życie w walce, która nie miała nawet politycznej wagi w ówczesnej rzeczywistości.
  2. Organizacje podziemne, partyzanckie, zawsze były magnesem dla pewnej grupy ludzi, którzy z sobie tylko znanych powodów, chcieli osiągnąć swoje osobiste cele, wyrównać osobiste rachunki, krzywdy, czy dać upust pewnym negatywnym sentymentom. Dlatego wśród tego podziemia mamy ludzi, którzy kradli, rabowali, gwałcili i zabijali niewinnych ludzi. Karygodne jest stawianie ich na równi z całym środowiskiem, z całym ruchem. Niedopuszczalne jest zmazywanie ich win, poprzez budowę mitologii niepopartej w faktach historycznych.
  3. Uważam, że potencjał, zapał, patriotyzm części tych ludzi mógłby się bardziej przydać w organizacjach typu Wolność i Niezawisłość, które stawiały na walkę polityczną, pozbawioną aktywnej, czynnej przemocy zbrojnej czy fizycznej. Te życia w sytuacji powojennej, zostały zmarnowane.

Nie jestem pacyfistą. Po prostu uważam, że jest czas, kiedy trzeba dać komuś w ryj i jest czas, kiedy trzeba po prostu się dogadać. I raczej ciągnę w tę drugą stronę, jeśli tylko się da.


Więc na koniec tego długiego wywodu mam dwie refleksje:

  • Gadajmy o historii z historykami. Nie pozwalajmy żeby politycy nam ją opowiadali.
  • Rezerwujmy dumę na własne osiągnięcia. Możemy celebrować historię. Nie musimy jej dźwigać na plecach.

Co sądzicie na temat żołnierzy „wyklętych”? Dawajcie znać w komentarzach!

Dzięki za upvoty i do kolejnego tekstu!

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center