Aż poleje się krew - krew czarna jak smoła

 Daniel Plainview enigmatyczny kapitalista odkrywa złoża ropy naftowej w małym kalifornijskim miasteczku, które bardziej przypomina wyjałowiony i zmęczony życiem teksas niż słoneczną pełną wigoru ziemię. Obiecuje złote góry, przedstawia się jako człowiek rodzinny, sprawia wrażenie opanowanego i uczciwego biznesmena który wie co robi. W rzeczywistości jest jednak chciwym materialistą. Plainview zmierza po trupach do celu, jest nieugięty i przesiąknięty czarną jak smoła mizantropią. Nie potrafi żyć bez rywalizacji, dlatego nie zadowala się łatwymi pieniędzmi oferowanymi przez korporacje, a konkurencje widzi nawet w niczemu winnym synu. 

 Choć charakter głównego bohatera jest nie urodzajny, a pokłady empatii wyczerpują się bez powrotnie to Anderson pozwala widzowi samemu osądzić tego człowieka. Wnioski reżysera nigdy nie są definitywne a dialog z odbiorcą stanowi o interpretacyjnym bogactwie drzemiącym w jego filmie. 

 Paul Thomas Anderson filmuje narastające konflikty i gęstniejącą atmosferę charakterystycznymi dla siebie długimi ujęciami, za pomocą których udaje mu się przedstawić sylwetkę głównego bohatera na tle kalifornijskiej ziemi. Często przygląda się protagoniście w bliskich planach próbując przewiercić się na wskroś przez jego umysł. Z „Aż poleje się krew” bije chłód lecz jest to chłód zamierzony. Inna temperatura zaburzyła by wycyzelowaną konstrukcję przypowieści w której człowiek pada ofiarą własnej chciwości. 

 Zbudowane z długich jazd kamery mastershoty tworzą razem z nie dającą się zaszufladkować, nieregularną i czasami niepasującą do dynamiki narracji ścieżką dźwiękową autorstwa Jonny-ego Greenwooda tkankę formalną trudną do podrobienia. W „Aż poleje się krew” bardziej niż wcześniej reżyser zwraca większą uwagę właśnie na formę utworu, kompozycje kadrów, dobór ujęć, muzykę która wspiera tutaj posępną i smolistą wymowę całości 

 Choć zamiary Daniela brawurowo zagrane przez Daniel Day-Lewis  pozostają skażone, nieczyste, podszyte chciwością i pogardą jego postać fascynuje tym jak można być tak nieskazitelnie złym człowiekiem. Ile trzeba mieć w sobie odwagi, zdecydowania i nieskrywanej, zakorzenionej na stałe mizantropi. Plainview nawet nie ukrywa swojej nienawiści do ludzi. Mówi o tym jawnie w jednej ze scen a z Eli. Swoim najważniejszym wrogiem bawi się jak kot z myszą traktując go przedmiotowo. Portret pełnego nienawiści bohatera budowany jest konsekwentnie od pierwszej do ostatniej sceny w której swoje ujście znajduje wrząca przez cały film relacja Daniela z kaznodzieją Sundayem. To w niej główny bohater pokazuje również jak świadomym swoich czynów jest człowiekiem a Anderson potwierdza talent do niejednoznacznych i podszytych ironią zakończeń. 

 W „Aż poleje się krew” szukający etycznego kręgosłupa widz nie doświadczy przyjemnego seansu. Jednak zanurzenie się w świat Daniel Day-Lewisa  z pewnością pozwoli mu się intelektualnie wzbogacić   

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center