Kwestia bezpieczeństwa indywidualnych zasobów na koncie bitcoinowym

Do zastanowienia się nad tą kwestią skłoniły mnie bieżące akcje fiskalne polskiego rządu.

Ale zacznijmy lekko od podstaw: wiadomo już od dosyć dawna, że kryptografia bitcoina może być złamana przez komputer kwantowy. Nie słyszałem jeszcze o takich praktycznych wynikach, ale zakładam taką możliwość, w swoich rozważaniach bezpieczeństwa.
Również zapala mi żółte światełko wielokrotne powtarzanie przez Andreasa Antonopoulosa, w różnych jego wystąpieniach, że Bitcoin w dalszym ciągu jest tworem eksperymentalnym i to powinniśmy uwzględniać w kwestii bezpieczeństwa.

Zatem mogę sobie wyobrazić sytuację, gdy jakaś korporacja, dysponująca komputerem kwantowym i odpowiednim oprogramowaniem (o co nie tak trudno) oraz posiadając tylko czyjś adres publiczny może wyjąć z niego zawartość BTC, bez klucza prywatnego od właściciela. Można się zastanawiać nad celem i kosztem takiej operacji, ale w przypadku dużej ilości i obfitości owych połowów, to by mogło się naprawdę opłacić. Czyli mając czyjś bitcoinowy adres publiczny, momentalnie widzimy jego zawartość w BTC i można podjąć decyzję, które adresy opłaca się wyczyścić ze zgromadzonych środków. Można to nawet zautomatyzować.

A teraz spójrzmy z innej strony:
Przypomina mi się pewna fraza z Alexisa de Tocqueville w "Dawny ustrój i rewolucja", mianowicie: "Nie ma takiego łajdactwa, którego nie dopuściłby się dowolny rząd dla zdobycia funduszy, jeśli tylko ma taką możliwość (czyli nie ma nad nim wystarczającego bata od parlamentu, sądu).
A jak to jest w Polsce? Otóż władza wykonawcza jest praktycznie wszechwładna. Nawet nakłada podatki, które sejm posłusznie przyklepuje (bo taką mamy ordynację wyborczą, że wódz wybiera posłów). A potwierdza to wielki rozrost biurokracji władzy wykonawczej i horrendalnie wysokie podatki. I arogancja tej władzy jest taka, że potrafi bezrefleksyjnie nałożyć podatek ponad 100% (np.PCC) i nikt za to nie odpowiada karnie.
Chcę tu tylko wykazać, że polski rząd nie cofnie się przed żadnym absurdem, nawet godzącym w gospodarkę, byle tylko zapewnić sobie finansowanie w krótkim horyzoncie. Taki to mechanizm systemu, który jest niebezpieczny dla obywatela.

I teraz złóżmy te dwa zagadnienia: 1) potencjalną możliwośc wyczyszczenia konta bitcoina i 2) amoralną chciwość rządu i realną możliwość, w przechwytywaniu bogactwa obywateli.
Dzisiaj jest jeszcze za wcześnie, aby rząd przechwycił czyjeś środki BTC. Ale za parę lat rząd podpisze sobie umowę z jakimś zagranicznym właścicielem komputera kwantowego, dającym usługę łamania kont bitcoinowych, motywując to działaniami antyterrorystycznymi (nikt zasadności tego nie wyegzekwuje, bo jesteśmy już praktycznie niewolnikami). Takie działanie może się znakomicie opłacić i rządowi i owemu usługodawcy, a właściciele bitcoinów stracą na tym swój majątek. Myślicie, że macie coś do powiedzenia w państwie, w tym temacie? Naprawdę? Jutro się budzisz i dowiadujesz się, ze jesteś terrorystą, ale sprawne państwo już cię ukarało, konfiskując twoje BTC.

Niemożliwe? -To polecam taki przypadek z życia -w tym nic się nie zmieniło w Polsce.

Należałoby więc wyciągnąć z tego jakąś naukę. To co mi przychodzi do głowy, to wskazówka, że nie powinniśmy udostępniać nikomu naszego, nie tylko kodu prywatnego, ale i adresu publicznego z głownym zasobem BTC! Musimy też dopilnować, aby nie było w blockchainie połączeń głównego zasobu BTC z naszymi kontami operacyjnymi -dla codziennych operacji.
Jak to zrobić, to już każdy powinien sam sobie na to odpowiedzieć, ale da się. To już jest temat oddzielny i jeszcze nie wiem czy i jak to przekazać.

Ergo, główna dyrektywa: chrońmy tajemnicą wszystkie klucze i prywatne i publiczne do naszych głównych zasobów BTC.

Jak powiada Antonopoulos: Twoje klucze -twój BTC, nie twoje klucze -nie twój BTC.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center