Zrządzenie losu czy może coś więcej?

Życie układa najbardziej nieprawdopodobne scenariusze, a zbiegi okoliczności towarzyszą nam na każdym kroku. Zastanawiamy się jak to możliwe i na darmo szukamy odpowiedzi na zaistniałą sytuację, którą kwitujemy słowami ‘samo życie’. Zawierucha wojenna gmatwa ludzkie losy jeszcze bardziej, prowokuje rożne sytuacje, potęguje zaskakujące nas zdarzenia, wywołuje ludzkie odruchy, odkrywa w człowieku złe i ciemne strony duszy. Tak też było w przypadku naszego bohatera, którego niecodzienną historię chciałbym wam opowiedzieć i to wypadki wojenne, były bezpośrednim sprawcą zaistniałych zdarzeń, które można by było określić mianem zbiegu okoliczności.  


PZL P.11C  samolot myśliwski kampanii wrześniowej

Wkroczenie wojsk niemieckich do Austrii i nieuchronne widmo wojny zmusiło naszego bohatera, Romana Turskiego, do powrotu do domu. Pracując jako instruktor pilotażu w Lyonie we Francji, zdawał sobie sprawę, że swoje umiejętności najlepiej spożytkuje w zagrożonej wojną ojczyźnie. Nie czekając na rozwój wypadku wsiadł do swojego samolotu i ruszył w podróż do Polski. Problemy z silnikiem w czasie lotu zmusiły go jednak do lądowania na lotnisku w Wiedniu w Austrii. Nasz bohater nie mógł jeszcze wiedzieć, że to błahe z pozoru zdarzenie będzie następstwem przygody, która w konsekwencji będzie miała dla niego kolosalne znaczenie, ale nie uprzedzajmy faktów. Usterka okazała się niewielka i mechanicy mieli uporać się z nią w jeden dzień. Turski wynajął pokój w hotelu i wydawało się, że nic nie może się już zdarzyć. Ranek okazał się jednak dla naszego przyjaciela niefortunny, wpadł na niego uciekający człowiek blady ze strachu, z przerażeniem w oczach. Turski zderzył się z sytuacją, w której musiał szybko podjąć wybór - pomóc i narazić się na olbrzymie kłopoty, czy zlekceważyć człowieka i przejść koło potrzebującego obojętnie. Na słowa nieznajomego, że ucieka przed gestapo Turski zareagował błyskawiczne, można śmiało powiedzieć, że stanął na wysokości zadania. Mimo to, że w pełni zdawał sobie sprawę z zagrożenia udzielił pomocy temu człowiekowi. Szybko zaprowadził go do swojego pokoju w hotelu gdzie ukrył go pod łóżkiem, a jego brzegi zasłonił zwisającymi z niego pościelą i kocami. Na odgłosy zbliżającej się tajnej policji zainscenizował scenę jakoby co dopiero wstał z łóżka. Gestapowcy przeszukując hotel dotarli do pokoju naszego bohater, któremu kazali okazać paszport i zasypując go głośnymi pytaniami niczego się od niego nie dowiedzieli, ponieważ nasz bohater słabo posługiwał się językiem niemieckim, a najlepiej wychodził mu zwrot „Ich verstehe es nicht”. Wrzeszczący tajniacy opuścili pokój Polaka nie przeszukując go. Nieznajomy był uratowany, ale droga do wolności, do której przyczynić się miał w  dalszym ciągu nasz bohater okazała się trudna. W tym momencie zatrzymajmy się na chwilę, zróbmy pauzę. Turski w oczach zbiega widział ogromną wdzięczność a z potoku słów mógł się domyślać, że poszukiwany przez gestapo jest Żydem. Co miał począć nasz bohater o skłonnościach antysemickich, w młodości biorący czynny udział w demonstracjach, jak się zachować dzisiaj w świetle narastających konfliktów rasowych, bo rzucać kamieniami w witryny żydowskich sklepów to nie to samo co wydać człowieka w tryby maszyny totalnej zagłady. Turski musiał wiedzieć co grozi ściganemu Żydowi, zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie również groziło jemu. Czy to mądrość życiowa, doświadczenie, współczucie kazało mu odrzucić uprzedzenia, czy po prostu zwykła ludzka solidarność i uczciwość nie pozwoliła biernie się zachować? Sytuacje kryzysowe wyzwalają w nas różne odruchy, u naszego bohatera jak najbardziej wskazane, podjął decyzje niebezpieczną, ale jak najbardziej słuszną - zabrał uciekiniera na lotnisko i pod pozorem pożegnania się z nim na płycie lotniska, oszukał celników i urzędników imigracyjnych, wsiadł z nim do czekającego na niego rozgrzanego już samolotu i nie pytając o nic wystartował. Szczęśliwie minęli Czechosłowację, jednak musieli lądować tuż za granicami kraju na łące. Powód przymusowego lądowania był oczywisty, meldunek z Austrii o uciekinierze na pewno dotrze przed ich przybyciem do Polski i na jakimkolwiek lotnisku, by wylądowali musieliby się liczyć z aresztowaniem. Turski zanim pożegnał się ze swoim pasażerem na gapę przekazał mu swoją mapę, na której zaznaczył mu miejsce lądowania, wskazał najbliższy dworzec kolejowy oraz oddał większość pieniędzy, które miał przy sobie. Życząc szczęścia pożegnał się z nieznajomym, w oczach uciekiniera pojawiły się łzy i szczere wyrazy wdzięczności dla naszego bohatera, który nigdy by nie przypuszczał, że wojenne losy pozwolą im się jeszcze spotkać. Lądując w Krakowie na Romana Turskiego czekał już inspektor imigracyjny wraz z oddziałem policji. Został natychmiast oskarżony o to, iż pomógł uciekinierowi z Austrii, jednak brak zbiega i innych dowodów po przeszukaniu samolotu spowodowało odstąpienie od oskarżenia. Potwierdziły się tylko przypuszczenia naszego bohatera kim był uciekający i co do słuszności decyzji jaką podjął wobec niego.  

Niedługo po powrocie do kraju wybuchła wojna, Niemcy zaatakowały Polskę, w której obronie wystąpił nasz bohater jako pilot myśliwca Polskich Sił Zbrojnych. Po wrześniowej klęsce, tak jak tysiące Polaków, przekroczył granice Rumuni skąd przedostał się do Francji i zaciągnął się do francuskich sił powietrznych. Po upadku Francji w 1940 roku znalazł swoje miejsce w Wielkiej Brytanii gdzie brał udział w bitwie o Anglię w siłach powietrznych Wolnych Francuzów.

           

Niestety opuściło go szczęście i podczas jednej z misji ofensywnych uderzył w Messerschmitta Me-109 i doznał obrażeń od szczątków jego ogona. Krew zalewała mu oczy, na wpół przytomny przy pomocy swojej eskadry, która osłaniała jego odwrót zdołał doprowadzić swojego Spitfire’a do bazy, jednak rozbił go podczas lądowania. Wydawałoby się, że los naszego bohatera jest przesądzony i nasza historia dobiegnie końca, ponieważ obrażenia jakie odniósł Turski, m.in. pęknięta czaszka, były dla  miejscowych chirurgów za dużym wyzwaniem. Na szczęście jak z pod ziemi znalazł się człowiek, który podjął się tej skomplikowanej operacji. Kiedy nasz bohater odzyskał świadomość jego oczom stopniowo jawiła się znajoma postać. Możemy sobie tylko wyobrazić zdziwienie polskiego pilota, który rozpoznał w postaci uciekiniera z Austrii, któremu przed laty uratował życie. Lekarz streścił mu po krótce swoją historię jak z Warszawy przedostał się do Szkocji, a że o polskich lotnikach dużo się wtedy mówiło postanowił odnaleźć swego wybawcę. Dzięki mapie, którą od niego otrzymał, na której dużymi literami wypisane było jego nazwisko Roman Turski trafił na jego ślad. Dodatkowo we wczorajszej gazecie była informacja o polskim lotniku, który zanim został ranny zestrzelił pięć niemieckich maszyn, a którego stan jest beznadziejny. Austriak nie czekał ani chwili poprosił Królewskie Siły Powietrzne w Edynburgu o pomoc i tak oto przybył na miejsce aby spłacić dług wdzięczności zaciągnięty przed laty. Jego sprawne ręce neurochirurga sprawił cud, i nasz bohater dzięki niewyobrażalnemu zbiegowi okoliczności mógł wrócić wśród żywych.

Czy aby na pewno to tylko zwykły zbieg okoliczności? Warto się nad tym zastanowić, być może ta najprawdziwsza dobroć i bezinteresowność procentuje po latach, a którą uzyskujemy w różnych formach. Czy te nasze najszczęśliwsze chwile w życiu to nie jakaś forma rekompensaty, którą otrzymujemy za to jacy jesteśmy? Historia naszego bohatera nie odpowie nam na te pytania, warto jej jednak poświęcić chwilę zastanowienia i wyciągnąć z niej właściwe wnioski.  

Na ile historia Romana Turskiego jest prawdziwa trudno powiedzieć. Chciałoby się wierzyć, że tak było naprawdę, a kolejność zdarzeń następująca po sobie w tej historii to nie tylko zbiegi okoliczności, ale coś więcej.


Źródła:
Breuer W. - Niewyjaśnione tajemnice II wojny światowej
https://ww2aircraft.net/forum/threads/the-evaders-by-roman-turski.697/

Zdjęcia pochodzą z:
https://samoloty39.pl.tl/PZL-P-.-11c.htm

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now