Bojack Horseman, czyli jak dobrze jest być smutnym.

Animacje dla dorosłych na przestrzeni ostatnich lat stały się jednymi z najchętniej oglądanych produkcji. Miliony ludzi regularnie przenoszą się do Miasteczka South Park, zaglądają do domu Simsonów czy ruszają w szalone przygody z Rickiem i Mortym. Wszystkie te seriale mają swoje mocne strony takie jak abstrakcyjny i wulgarny humor, czy parodiowanie polityków oraz celebrytów, ale mimo to nigdy nie byłem do nich przekonany. Ta nielinearność fabuły i zachowania postaci po odcinkach, które powinny wywrzeć na nich jakieś refleksje i zmiany denerwuje i sprawia, że nie możemy się utożsamić z postacią, ponieważ zaczynamy zauważać że zachowuje się wciąż tak samo. Idealnymi tego przykładami są Eric Cartman, Homer czy Beth i Jerry. Moje jednoczesne zamiłowanie do kreskówek oraz nienawiść do animowanych "tasiemców" skłoniło mnie do sięgnięcia po produkcję netflixa pt. "Bojack Horseman".

W rzeczywistości gdzie antropomorficzne zwierzęta żyją razem z ludźmi. Główny bohater Bojack Horseman, dawna gwiazda serialu familijnego "Horsin' Around" żyje w willi w L.A, topiąc smutki w litrach alkoholu, narkotykach, i bezcelowym seksie. Pewnego dnia otrzymuje propozycje napisania biografii, która ma ponownie wynieść konia na salony. Spędza całe dnie rozmawiając z ghostwriterką Diane Nguyen, która piszę jego książkę. Gdy Bojack czyta gotową biografię pt. "Koń jednej roli" coś w nim pęka.

Tempo serialu jest dosyć wolne, czego na pewno nie można zaliczyć na minus. Twórcy świetnie zarysowywują charaktery postaci, oraz relacje między nimi. Mimo że nasi bohaterowie w większości są zwierzętami, to ich problemy wydają się bardzo ludzkie. Produkcja ta to prawdziwy rollercoaster uczuć, w którym każdy nit i śrubka są dokręcone na maxa. Dialogi łapią za gardło, a żaden wybór postaci nie jest przez nas krytykowany, ponieważ wszystko ma swoje uzasadnienie.

Oprócz jechania po wszystkim co się tylko rusza na tym świecie, wcześniej wspomniane uosobienie zwierząt daje twórcom pole do dziesiątek żartów, zarówno słownych jak i tych opierających się na naturze zwierząt. Produkcja także świetnie parodiuje showbiznes przemysł filmowy, rozdania nagród oraz celebrytów. Oberwie się takim osobom Andrew Garfieldowi, Danielowi Radcliffowi, czy Quentinowi Tarantino, który w tej rzeczywistości jest pająkiem. Te humorystyczne wstawki pozwalają na odetchnięcie od dosyć dołującego klimatu serialu.

Kolejną rzeczą którą błyszczy "Bojack Horseman" to voiceacting. W rolach głównych usłyszycie takie gwiazdy jak Will Arnett, który wcielił się Batmana w uniwersum Duńskich klocków, Kristen Schaal, czyli Mabel z najlepszej animacji Disney'a ostatnich lat pt."Gravity Falls" oraz Aaron Paul, czyli Jessie Pinkman z Breaking Bad.

Nie mówiąc już o świetnej kresce, niezmiernej dbałości o szczegóły oraz licznych nawiązaniach do muzyki, filmu oraz szczególnie malarstwa, to o tym serialu dałoby się opowiadać godzinami, i będzie się dało jeszcze więcej, ponieważ 4 sezon ląduje na netflixie już w przyszły piątek (8 września). Łapcie więc za chusteczki i przenieście się do Hollywoo!

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center