„Uskrzydlone. Putta w sztuce renesansu” w MNK

Pisanie o wystawie, którą, z konieczności, obejrzało się niedokładnie jest karkołomnym zajęciem. Jedyna nadzieja, że jeszcze wrócę na nią przed 10 października i uzupełnię albo skoryguję te przedwczesne stwierdzenia.

Po pierwsze nie ma chyba nic trudniejszego, niż wystawy ikonograficzne, bo z założenia przyjmuje się, że znajdą się na nich dzieła, które łączy tylko treść a nie forma. Wydawałoby
się, że o stworzeniu spójnej formalnie i wizualnie atrakcyjnej wystawy nie może być tu mowy.

W tym przypadku też mogłoby tak się stać, ale organizatorom udało się bardzo udatnie pogrupować dzieła w spójne zestawy, no i, co najważniejsze, putta, amorki i aniołki łączą się nieodmiennie z tradycją klasyczną. Nie ma putt romańskich czy gotyckich.

Wystawa prowadzi widza od rycin renesansowych przez fragmenty starożytnych dzieł do obrazów i innych prac przedstawiających amorki, putta i aniołki. Pokazuje jak w miarę upływu czasu pogańskie putta stawały się chrześcijańskimi aniołkami i jak stawały się posłańcami coraz poważniejszych treści. Mało znaczący, na pierwszy rzut oka motyw, właściwie część dekoracyjnego ornamentu, okazuje się być obdarzony istotnym znaczeniem. Na renesansowych medalach pojawiają się aniołki o smutnym obliczu, z czaszką symbolizującą śmierć.

Chyba najlepszym z dzieł o tematyce wanitatywnej na wystawie jest obraz nadwornego malarza Rudolfa II Bartholomusa Sprangera Vanitas namalowany po 1600 roku, na którym poważne putto wskazuje na klepsydrę i opiera rękę na czaszce.

Mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć wystawę powtórnie i wtedy na pewno uzupełnię tę notkę. Na razie niespodziewaną zasługą tej wystawy, jest to że nareszcie dokładnie przyjrzałem się Melancholii Dürera i doceniłem rolę zamyślonego aniołka zajętego rytowaniem tabliczki. Właściwie to, on jest głównym bohaterem, a nie przyglądająca mu się Melancholia.

DP815742.jpg

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
1 Comment