Poradnik NGO: Co zrobić z lokalem bez prądu?

Do napisania niniejszego postu zainspirował mnie komentarz dotyczący lokali NGO, który napisał @szymonwsieci pod jednym z moich wpisów. Pomyślałem, że mógłbym co nieco o tym napisać. Za 2 tygodnie @fundacja będzie obchodziła swoje dziesięciolecie (rejestracja miała miejsce 22 marca 2013 roku). Z jednej strony to niewiele biorąc pod uwagę złożoność problemów trzeciego sektora, z drugiej jednak wystarczająco, aby móc się podzielić swoim doświadczeniem i podsunąć jakieś gotowe rozwiązania. Stąd i pomysł na niniejszy wpis, a może i całą serię.

Nie jest tajemnicą, że organizacje pozarządowe mogą wynająć od samorządu lokale na preferencyjnych warunkach. Różnie to wygląda w różnych miastach, ale co do zasady, jeśli NGO nie zamierza prowadzić działalności gospodarczej w wynajętych pomieszczeniach to czynsz będzie nawet kilka razy niższy niż na zasadach "rynkowych".

No a jak dostać taki lokal? Teoretycznie jest możliwość otrzymania go drogą bezprzetargową. W praktyce jednak (jeśli nie mamy tzw. "pleców") zwykle będziemy musieli wziąć udział w licytacji, które co jakiś czas są ogłaszane przez instytucje zajmujące się mieniem komunalnym. W Krakowie jest to głównie ZBK (Zarząd Budynków Komunalnych). Głównie, ale nie tylko, bo np. Fundacja All In stworzyła "Książkodzielnię" w budynku należącym do Zarządu Zieleni Miejskiej. Czasem tani lokal można dostać również od "prywaciarza", czego przykładem był tarnowski Art Squat. Wspólnym mianownikiem tanich przestrzeni miejskich jest zwykle stan, który określić można w dwóch słowach: "do remontu". Dzieje się tak głównie dlatego, że "dobre" lokale idą dla biznesu. Zresztą jest to całkiem logiczne...

Jakiś czas temu zastanawiałem się nad przypadkiem KBK. Udało nam się wylicytować duży lokal w centrum miasta. W ofercie wpisaliśmy najniższą stawkę dla niekomercyjnej działalności, byliśmy jedyni, więc dostaliśmy. Gdyby jednak w licytacji wziął udział restaurator, to nie mógłby dać tak niskiej stawki, bo dla działalności gospodarczej jest ona z automatu wyższa. A zatem NGO niemal zawsze przegra z biznesem. Nam się udało, bo nie mieliśmy konkurencji. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego. Parter Biskupiej 18 był w kiepskim stanie i trzeba było dokonać kapitalnego remontu. Cóż, żadnemu przedsiębiorcy by się to nie opłacało.

Remont KBK trwał rok. Trzeba było zedrzeć farbę, zrobić nową instalację elektryczną, położyć tynk. Instalacja była najgorsza. Znacząco opóźniła prace. Robiliśmy ją jednak własnymi siłami. Nie było zresztą innej opcji. Zatrudnienie fachowców wiązało się z: 1) długim czasem oczekiwania, 2) dużym kosztem (kilkanaście tysięcy złotych). Brak prądu oczywiście mocno komplikował sam remont. Na szczęście mogliśmy liczyć na sąsiadów z pierwszego piętra (Fundacja Zdrowie i Natura). Gdyby ich nie było musielibyśmy sobie radzić w inny sposób...

W 2019 roku jedyną alternatywą jaką widziałem były generatory na ropę. Głośne i mogące pracować tylko na zewnątrz (bo spaliny). Dziś wiem, że jest coś znacznie lepszego. Mam tu na myśli stacje zasilania. Jedną taką (Ecoflow River PRO) kupiłem do KBK na wypadek awarii i bateria trzyma naprawdę długo. Myślę, że w małych lokalach spokojnie mogłaby sprawdzić się ona jako jedyne źródło prądu. Rzecz jasna bez szaleństw w postaci lodówek czy kuchenek elektrycznych. Do oświetlenia, ładowania komórek i laptopów, a nawet gotowania wody na herbatę nadaje się dobrze. Może być więc alternatywą do wymieniania instalacji elektrycznej.

Co prawda kilka miesięcy temu był problem z dostępnością i ceny poszybowały w górę. Widzę jednak, że w 2023 roku sytuacja się ustabilizowała. Pojawiły się też nowe, lepsze modele. Np. Ecoflow River 2 PRO (swoją drogą mogliby płacić mi za promocję). Na Allegro można go dostać za 3799 zł. Biorąc pod uwagę, że jest to kwota, którą w ciągu jednego roku płacimy za prąd, to nie jest to wcale tak dużo.

I tu warto zaznaczyć jedną rzecz. Przez długi czas nie byłem jej świadom i dopiero po otwarciu krakowskiego KBK zdałem sobie sprawę, że... fundacje/stowarzyszenia płacą za prąd jak przedsiębiorcy. Czyli jak za zboże. Gdy więc będziemy ładować stację w swoim domu, to sporo zaoszczędzimy nie tylko na opłatach stałych, ale również na cenie każdej kWh.

Reasumując: jeśli udało nam się wynająć za grosze mały lokal bez prądu, to warto zastanowić się, czy zamiast drogiej wymiany instalacji, podpisywania umów z prądownią i płacenia wysokich rachunków, nie lepiej kupić stację zasilania (albo dwie) i doładowywać ją co kilka dni w prywatnym domu. Pytanie to jest o tyle zasadne, że wynajęty lokal nie należy do nas i w przypadku wypowiedzenia umowy nikt nam nie zwróci poniesionych kosztów. Stację zasilania natomiast możemy zabrać ze sobą. Co więcej - jeśli są ku temu warunki, możemy ją podłączyć do paneli fotowoltaicznych i mieć własną elektrownię słoneczną. Opcja ta może się sprawdzić wszędzie tam, gdzie nie ma w ogóle prądu i trzeba go dopiero przyłączyć. Oczywiście wszystko zależy od przeznaczenia miejsca. Jeśli wiemy, że będziemy potrzebowali dużo energii to stacja zasilania nie da rady. Sprawdzi się natomiast w przypadku małych miejsc spotkań, aby je oświetlić, doładować komórkę i od czasu do czasu pokazać jakiś film za pomocą rzutnika.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
7 Comments