Zdarza się (choć ostatnio bardzo rzadko), że nikogo nie ma w Królestwie Bez Kresu. Biorę wtedy gitarę, przypominam sobie stare piosenki, których nikt (poza wąskim gronem znajomych) nie zna i czasem nagrywam mikrofonem kupionym za HIVE. Poniżej jedna z takich piosenek. Napisana dziesięć lat temu. Niby dekada, a trochę prahistoria...
Naszej miłości nie skuje lód
Tak jak skuć może fale rzek
Nie straszny jej północny chłód
I bezkresnego śniegu biel.
Naszej miłości nie strawi żar
Bo w najgorętszym ogniu kuta
Mocniejsza niż najtwardsza stal
Nie będzie nigdy rdzą zepsuta.
Naszej miłości u schyłku dni
Nie zetnie drwal nie strąci grom
Nie będzie śladu nagich pni
Tylko zielony wieczny dąb.