Nie chcę, ale chcę

Od tygodnia piszę wniosek do Funduszu Patriotycznego. Z kilku powodów nie czuję się z tym dobrze. Po pierwsze pisanie wniosków to nie jest bułka z masłem. Im większy projekt, tym gorzej. Trzeba wszystko dobrze zaplanować, tak by potem nie musieć zmieniać nic w trakcie trwania działania. Sęk w tym, że nie wszystko można ustalić przed realizacją, wiele kwestii wychodzi w praniu. Należy zatem wszystko opisać tak, aby mieć jak największe pole manewru. A to z kolei jest nie lada sztuka. Do tego trzeba się liczyć z tym, że wnioskowana kwota niemal na pewno zostanie obniżona. Trzeba więc tak konstruować budżet, aby mieć co ciąć. Drugi problem to ograniczenia. Każdy program grantowy ma swoje. Dotyczy on choćby zakupów środków trwałych. Na przykład wniosek do Funduszu Patriotycznego jest tak skonstruowany, że koszty zostały enumeratywnie wypisane (vide: zrzut ekranu). Bardzo śmiały ruch - zakładać, że jest się w stanie przewidzieć każdy wydatek związany z organizacją działań kulturalnych.

Zrzut ekranu 2023-03-16 o 19.13.33.png

Trzecia problematyczna kwestia jest natury moralnej. Uważam, że granty prowadzą do wielu patologii w trzecim sektorze. Organizacje często piszą projekty nie po to, żeby rozwiązać jakiś problem, tylko by na tym zarobić. Dzieje się tak zwłaszcza w sytuacji, gdy NGO jest uzależnione od pomocy publicznej i w przypadku jej braku praktycznie nie jest w stanie funkcjonować. Czynnikiem potęgującym to zjawisko jest kolesiostwo, które prowadzi do tego, że większa część tortu przypada zwykle swoim. No tak się to kręci. Dlatego gdy 10 lat temu powstawała Fundacja Tradycji Miast i Wsi jednym z podstawowych założeń było finansowanie działania w taki sposób, aby nie musieć brać pieniędzy z budżetu państwa.

Życie jednak lubi płatać figle. Dla Królestwa Bez Kresu była nim najpierw przymusowa ewakuacja z Rzeszowa i remont, a niedługo później pandemia. Deficyt stał się normą. W tej sytuacji najpierw skorzystaliśmy z małej tarczy dna NGO, a później napisałem herbertowy projekt do Funduszu Patriotycznego. Pomógł on zasypać dziurę budżetową, więc w 2022 rok wchodziliśmy bez długu. Tyle wygrać. Nie zmienia to faktu, że po pół roku działania i biurokracji byłem tak zmęczony, że powiedziałem stanowczo: NIGDY WIĘCEJ TAKICH PROJEKTÓW!

Dlaczego więc od tygodnia siedzę nad nowym wnioskiem? Głównie dlatego, że to jest zupełnie inny projekt. Zadanie, które realizowaliśmy w 2021 roku było wielowątkowe i w większości wszystko trzeba było stworzyć od podstaw: koncepcję warsztatów, spotkań herbertowych, gry. Tematów było wiele, za to niewiele czasu. W efekcie jesień była wręcz wyczerpująca, co przełożyło się na ogólną satysfakcję lub raczej jej brak. Niby wszystko udało się zrobić, ale jakoś czułem, że wszystko to moglibyśmy na spokojnie zrobić w dwa lata bez żadnego grantu i stresu. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce KBK wciąż miałoby długi, co paraliżowałoby działania. Ot, taki paradoks.

Podobnie jest w przypadku projektu, nad którym pracuję obecnie. Teoretycznie mógłbym zebrać muzyków, co jakiś czas spotykać się z nimi na Biskupiej 18 i nagrywać w domowych warunkach ścieżka po ścieżce. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do herbertowego projektu, wszystko jest opracowane. Linie melodyczne są ułożone. Nic nie trzeba wymyślać. Sęk w tym, że ostatnie nagrania dawnych pieśni zrobione metodą "pospolitego ruszenia" pochodzą sprzed blisko 10 lat. Potem już nigdy się to nie udało, bo nie było czasu. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem jest napisać projekt, zdobyć pieniądze i wynająć muzyków sesyjnych, którzy dograją swoje partie na instrumentach, o których do tej pory mogłem tylko pomarzyć.

I tu dochodzimy do podstawowej różnicy między tym co było w 2021 roku, a tym co jest teraz. "Muzyka w służbie Rzeczypospolitej", to zupełnie inna bajka. Projekt ten dotyka marzeń nie tylko moich, ale całkiem sporej grupy ludzi, dla których utrwalenie zapomnianych pieśni jest ważne. To z kolei sprawia, że choć nienawidzę pisać wniosków to jednak przemogłem się i postanowiłem spróbować. Gwarancji powodzenia, jak zwykle żadnej nie mam. Niemniej prawdopodobieństwo, że Fundusz Patriotyczny sfinansuje takie działanie wydaje się być większe niż liczenie na to, że pojawi się jakiś sponsor prywatny, który rzuci kilkadziesiąt tysięcy złotych mówiąc: "ej @hallmann, bierz muzyków jakich chcesz i nagraj w końcu te pieśni..."

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
2 Comments