W 2020 roku na Śląsku byłem tylko raz. Późną wiosną. Jeszcze przed otwarciem KBK. Na Święta zostaliśmy z @foggymeadow w Krakowie. Po Świętach wypadło kilka spraw. Ostatecznie udało się wybrać dziś. Pierwszy raz (od niepamiętnych czasów) pociągiem.
Remont trasy Kraków - Katowice zrobił swoje. Podróż skróciła się znacznie. Teraz, łącznie z przesiadką, do mojej rodzinnej wioski można się dostać w średnio 2 godziny (czasem o 15 minut krócej, czasem 15 minut dłużej).
Co więcej cała trasę mogę przejechać na jednym bilecie, bo z Krakowa jeżdżą pociągi Kolei Śląskich (Szybki cug). Jeden z nich odjeżdża z KRK o 13.10. I tym dziś jechaliśmy.
W Katowicach musieliśmy poczekać ok. 20 minut. Zajrzeliśmy na chwilę do galerii niesztuki. Ciekaw jestem jak oni sprawdzają, czy limit 3843 osób został przekroczony...
Z Katowic wyruszyliśmy po 14.45. Trasa biegła przez różne rodzaje Katowic, Tychy, Kobiór, Piasek i Pszczynę.
W Goczałkowicach byliśmy o 15.23. Co ciekawe w mojej wiosce są dwie stacje kolejowe, oddalone od siebie o ok. 1 km. Jedna ma ładny dworzec (Dworzec Roku 2020) druga nie. My wysiedliśmy na tej drugiej.
W domu rodzinnym, jak zwykle, kusiło mnie aby zabrać ze sobą stertę książek. Udało mi się jednak powstrzymać. Zabrałem za to narzędzia do ceramiki.
Powrotny pociąg mieliśmy teoretycznie o 20.07. W praktyce przyjechał jednak 10 minut później. Zima zaskoczyła kolej. Jak zwykle. Zwłaszcza na trasie Zwardoń - Katowice.
Na szczęście IC do Krakowa czekał na peronie. Ruszyliśmy. Śląsk został za nami. Kolejne spotkanie pewno na wiosnę. Choć kto tam wie...