Po śmierci matki bracia Ed i Al Elric postanawiają użyć alchemii do jej wskrzeszenia. Oczywiście nic nie idzie zgodnie z planem i proces kończy się kompletnym niepowodzeniem. Oprócz rodzicielki chłopcy tracą coś jeszcze - Ed ramię i nogę, które w przyszłości zastąpią mechaniczne protezy, Al tymczasem budzi się zaklęty w pustą zbroję, gdyż jego ciało zniknęło. Następnie bracia rozpoczynają poszukiwania kamienia filozoficznego, który ma im pomóc przywrócić Ala do normalności.
Tak rozpoczyna się historia braci Elric, zbieżna z pierwowzorem. Niestety dalej następuje olbrzymie...
... rozczarowanie. Tym jednym słowem mógłbym opisać aktorską wersję kultowej mangi FullMetal Alchemist. Od braku sensownego pomysłu na zmieszczenie jakiejś części oryginału w dwugodzinnym filmie, poprzez drewnianą grę aktorską, do niemalże amatorsko prezentujących się kostiumów i braku kilku niezwykle ważnych dla historii postaci.
W tym filmie nie zgadza się nic poza żywcem przeniesionym z anime wrzaskom aktorki wcielającej się w Winry. Szkoda, ponieważ materiał źródłowy jest świetny i przy odpowiednim podejściu (a pewnie i budżecie - dziwnym zbiegiem okoliczności wygenerowany komputerowo Al co chwilę znika z ekranu lub leży nieruchomo) mogłoby wyjść z tego coś wartościowego.
Zamiast tego otrzymujemy potworka, skierowanego nie wiadomo do kogo. Nowi widzowie raczej nie docenią potraktowania historii i postaci "po łebkach" i nie za bardzo odnajdą się w tym ledwie nakreślonym świecie, starzy natomiast, znający oryginał raczej srogo się zawiodą i co najwyżej urządzą sobie maraton z serialem.
Czego i ja sobie nie odmówię w najblizszym czasie (dzięki, Netflixie!).