2021 01 07 - odkrycia niewczesne

Dziś na chwilę pozwolę sobie zajrzeć w muzyczną przeszłość.
Mija dokładnie rok odkąd zmarł Neil Peart. Kanadyjski muzyk, znany przede wszystkim jako perkusista, kompozytor i autor tekstów w zespole Rush.
Postać na którą nie da się nie trafić, gdy się interesuje takim gatunkiem jak rock progresywny.
W moim przypadku, ten gatunek tworzy sporą część ulubionej muzycznej biblioteki, ale zespół Rush na poważnie odkrywam dopiero teraz. Jest to całkiem ciekawe odkrycie.
Jak to w rocku progresywnym, kilku jegomościów - w tym przypadku trzech - próbuje narobić hałasu na dwie orkiestry.
Można stwierdzić, że im się udaje. Mocno oddziałują na słuchacza nie tylko muzyką, ale i wizerunkiem. Tu zaznaczmy, że mimo szeregu podobieństw, nie należy mylić Rush z pewnym zespołem z krainy czerwonego smoka, górskich pastwisk i owiec.

Neil Peart trafił do zespołu, gdy ten znalazł się w potrzebie znalezienia nowego perkusisty (poprzednim był John Rutsey). Prócz oczekiwanej roli, znalazł się też na pozycji głównego tekściarza - pozostali, basista Geddy Lee i gitarzysta Alex Lifeson (wł. Żivojnović), wystarczająco dobrze czuli się w roli muzyków, by pierwszeństwo w pisaniu tekstów zostawić Peartowi.
Peart inspirował się w znacznej mierze Tolkienem, oraz co go moim zdaniem wyróżnia, we wczesnej fazie kariery był fanem Ayn Rand. Rozwinął się poza te inspiracje, a od myśli Rand się praktycznie odciął, ale filozofia obiektywistyczna szła raczej pod prąd tendencjom które dominowały w medialnej otoczce rynku muzycznego. Niektórzy nie byli w stanie wybaczyć mu początkowego zainteresowania, inni nie byli w stanie wybaczyć, że odszedł od pryncypiów z wczesnej kariery.

Zespół prezentował muzykę, którą łatwo można skojarzyć z latami 70., w latach 80. poszedł w stronę bardziej melodyjną - jak wiele innych zespołów.
Pod koniec lat 90., Peart przeżył osobistą tragedię. Zginęła jego córka, a niecały rok później, zmarła żona. Ogłosił, że kończy z muzyką. Wędrował przez kilka lat, jeździł na motocyklu przez Kanadę, Alaskę, kontynentalne Stany i Amerykę Łacińską, dotarł do Belize. Dopiero po trzech latach intensywnej podróży był w stanie wrócić do nagrywania.
Zespół wydał jeszcze trzy albumy. W 2018 roku zespół oficjalnie zakończył działalność, ze względu na problemy zdrowotne Neila. Perkusista zmarł 7.01.2020.

Trudno nadrobić ponad cztery dekady nagranego materiału.
Mnie osobiście bardzo spodobała się kompozycja "Xanadu" z albumu "A farewell to kings".
11 minut to raczej średnia długość jeśli chodzi o utwory progrockowe.

Tekst nawiązuje do wiersza Samuela Taylora Coleridge'a "Kubla Khan" ("Chan Kubiłaj").
Dominuje interpretacja tekstów nawiązująca do upojenia narkotykowego - w przypadku Coleridge'a, chodzi o opium. W przypadku Pearta, jako muzyka rockowego, nie wiadomo dokładnie, jaki był to środek, ale zespół nie wyłamywał się z ogólnej tendencji, jeśli chodzi o eksperymenty.
Osobiście, dostrzegam w tym coś więcej. Nawiązanie do tego że każdy goni za osobistym rajem, ale jest to marzenie nieosiągalne. Używanie narkotyków to tylko jeden ze sposobów na złudne osiągnięcie celu. Wiele środków jest pozornie niegroźnych.
Szukanie spełnienia w kolekcjonowaniu, w działalności ideologicznej, wreszcie, siedzenie w wirtualnym świecie, albo w świecie własnych marzeń, wizji, rojeń i obsesji.
Dokładnie rok temu rozważania na ten temat mocno mnie zajmowały.
Dzisiaj odłożyłem to na inną półkę. Może kiedyś wrócę do pisania o czyhających na słabego człowieka pułapkach.

Pozwolę sobie jeszcze na trochę rozważań o samym rocku progresywnym.
W czasach, gdy ludzie grupowali się wokół słuchanej muzyki, w zasadzie fani każdego gatunku prezentowali jakąś elitarność. Hiphopowcy byli szczerymi ludźmi ulicy, punkowcy wyzwalali się od mieszczańskiej hipokryzji, metalowcy byli intelektualistami. Pod tym względem, fani prog-rocka sytuują się całkiem blisko metalowców. Prog rock był zresztą trampoliną, która wielu fanów cięższych brzmień rozwinęła w inne strony.
Oczywiście, gdy osiągnie się pewien wiek, każda subkultura wydaje się w ten czy inny sposób śmieszna, bądź krępująca. Mówię za siebie - słuchałem różnej muzyki, miałem fazę kiedy bardzo chciałem być metalowcem, ostatecznie zawsze sprowadzało się to do tego że słuchałem muzyki, której lubiłem. I byłem za bardzo osobliwy, by móc się z którąkolwiek grupą dogadać - dla jednych to wyraz indywidualności, dla innych - indywiduum.

Powoli kończy mi się czas, by zmieścić się w dzisiejszej dacie. W związku z tym, przypomnę tylko że to iż się rozpisuję na temat jakiegoś zespołu nie oznacza, że chcę go zareklamować, czy też stwierdzić że dana muzyka jest lepsiejsza z tego powodu, że mojsza.
Pozdrawiam, Gustaw, albo jak kto woli, Janusz Rocka numer 1221

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now