Chleb na wodzie drożdżowej z daktyli, rodzynek i śliwek suszonych

Woda drożdżowa jest i działa, czas na pieczenie. Przepis został już sprawdzony na innej wodzie.

[Link to English version/Link do wersji angielskiej]

20180211_woda_drozdzowa_chleb_01.jpg

Tak jak wspomniałem we wpisie o wodzie, postanowiłem wykorzystać wodę, gdy uznałem, że jest już dobra. Chyba nie spodziewałem się, że będzie aż tak mocna.

Przepis, który wybrałem, wykorzystałem już we wcześniejszych wpisach, jedyna różnica była taka, że użyłem mąki żytniej pełnoziarnistej, bo nie miałem jasnej.

Gdy mieszałem zaczyn, woda pachniała już niemal alkoholowo, niewykluczone, że ją trochę zbytnio przetrzymałem. Sam zaczyn jednak ruszył jak szalony - po dwóch godzinach już podwoił objętość i nie poprzestał na tym - po dwunastu było go jeszcze więcej.

Połączyłem składniki i powstało ciasto. Było jednak dużo luźniejsze niż gdy robiłem je z użyciem jasnej mąki żytniej. Także bardziej się kleiło. Nie wiedziałem za bardzo jak je naciąć, więc ciachnąłem wzdłuż, ale spodziewałem się, że skórka się rozejdzie. Niewykluczone też, że porwałem gluten przy składaniu, czego ten chleb nie wybacza.

Piekłem w naczyniu żaroodpornym, aby nie spalić na starcie. Naczynie to nieźle kompensuje beznadziejność piekarnika (już niedługo!).

20180211_woda_drozdzowa_chleb_02.jpg

Chleb trochę pękł, ale ładnie się podniósł i otworzył. Niestety dwało się wyczuć otręby w miękiszu - następnym razem użyję jasnej mąki albo dam pełnoziarnistą do zaczynu, aby otręby namiękły. Smakowo idealny. Jest coś w komercyjnych drożdżach, co sprawia, że świeży chleb pozostawia u mnie taki kwaśnawy posmak. W tym bochenku tego nie było.

Woda drożdżowa wylądowała w lodówce. Będę jeszcze na niej piekł, ale chyba muszę zredukować jej ilość, wtedy będę mógł ją trzymać w małym słoiczku i tylko dorabiać na pieczenie. Powoli brakuje mi miejsca w lodówce przez zakwasy.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center