Szwajcarskie przeloty

Chciałabym
Chciałabyś, naprawdę?

Przejść do codzienności, znaleźć sobie pracę, legalną, porządną robotę. Opowiadać sobie "co tam?" grając w planszówki ze starymi znajomymi w moim Toruniu, i mieć w końcu luz, wielką czillere tudzież wieczny spokój

Ale czuję, że powinnam podsumować i zamknąć ten szwajcarski czas który przed chwilą jeszcze mi nie mniej szwajcarski zegarek odliczał.
Będąc szczera było to trudne, ciężkie i męczące, ale istnieje szansa że jeśli tego nie podsumuje i uporządkuje w głowie to lekcja pójdzie w las, dlatego pozwalam sobie wrócić tam myślami, odczuć ten smutek, pustkę i wyobcowanie jeszcze raz.


Tak, niestety, zapamiętam Szwajcarię - to widok z mojego okna. Mgła która nie znika i stary dom w tle.

Ta szwajcarska historia miała początek wcześniej, kiedy mieszkając w Grecji wymarzyłam sobie tak: mieszkanie i robota z ludźmi premium w którymś z bogatych krajów Europy Zachodniej.
Zajebiscie, zamiar zewnętrzny wedle nomenklatury transerfingu zmaterializował się dość szybko co tylko dodalo mi pewnosci siebie której i tak miałam już dość.
To było chyba sedno problemu - zgubił mnie brak pokory. Kiedy jest dobrze to człowiek ma problem z realną oceną sytuacji i przecenia swoje możliwości.
I tak było ze mną, do pewnego momentu banan nie schodził mi z twarzy mimo trudności. W miarę upływu czasu przeszkody były coraz trudniejsze aż w końcu padłam, kolejny raz z tego samego powodu - chciałam pomóc komuś nie zważając na to że nie mam takiej pojemności, nie mogę wykonać za kogoś pracy, nie pomogę wbrew woli. Na to po raz kolejny podeszłam do sprawy tak, jakbym miała nadludzkie moce naprawiania świata zapominając że 1. Jestem (wciąż) tylko człowiekiem który nie tylko jest ograniczony w sensie fizycznym ale ma też okrojoną (i do tego tylko jedną, swoją!) perspektywę 2. Swoją drogę każdy ma i do odjebania swoje błędy. Powiem więcej, pomagając komuś zbyt mocno psuje i jego i swoje szlaczki. Wracając do transerfingowej narracji, pierwsza zasada tegoż mówi jasno tak o:
POZWÓL SOBIE BYĆ SOBĄ A INNYM BYĆ NIMI.

A mi się ciągle trochę wydaje że jak komuś coś podpowiem to dobrze robię, i ciągle się kurwa mądruje i odzywam niepytana.
Drugą stroną - kiedy ktoś bliski zachowuje się nielogicznie to czy nie logiczne wydaje się zwrócić komuś uwagę w dobrej intencji? Przecież nie sztuką jest się klepac po plecach, ale trzeba mieć odwagę żeby zwrócić komuś uwagę, i ja ją mam.
W sumie im bardziej o tym dumam tym bardziej myślę że mam takiego trudnego questa kaznodziejskiego w tym życiu po prostu.
Tak może być, ale czy tak jest?
Nie wiem nie wiem nie wiem


Koło rzeki życie się toczyło, i było to dobre.

ale, ale! Przywiozła baba też kilka ciekawostek.
W pierwszej kolejności opowiem historie kiedy to dzięki moim skillom socjalnym w kilka dni po przyjeździe gościliśmy na naszej bazie chłopaka który zajmował się dystrybucją lokalnych ziół. "Jerry weed" bo tak go zapamiętano chciał pokazać nam szwajcarską sztuczkę i uchylił okno. Że to takie nietypowe, "patrzcie co potrafią szwajcarskie okna". Miał być szach mat, ale my tez to mamy i nawet nie wiemy że można się tym chwalić. Można!
Beka. Ten sam Jerry jest kolegą wnuka Hoffmana i ponoć Albertowa rodzina z dumą kultywuje tradycje. Nie wiem na ile historia jest legitna ale ponoć syn Alberta na party rodzaju "urodziny, zamknięta impreza" czestował ludzi kwasami na wejściu, a nie były to nawet jego urodziny.
Poznałam kilku szwajcarów i wszyscy byli wyczillowani co jest nieco niespójne z tym jaką opinie mają jako naród, ale (chyba) nie jest tajemnicą, że świat działa jak lustro, i odbija to co w nas. To spoko.
Ciekawy temat to szwajcarskie banknoty - mają wizerunki dłoni w różnych kombinacjach. Kiedy sobie człowiek uświadomi, że w Szwajcarii jest CERN, a na wschodzie wiedzą, że ustawienia dłoni są nie bez znaczenia i nazywa się to "mudrami", historyjka zaczyna być ciekawa. Forum w Davos, grupa Bildenberg...
Nic nie sugeruje, ale dodam że żaden ze spotykanych szwajcarów nie był w stanie pomóc mi rozwikłać zagadki "czemu TAK NAPRAWDĘ Szwajcaria jest bogata?". Coś, być może, jest na rzeczy

Szwajcarska jakość to naprawdę top shelf quality, natomiast z moich obserwacji wynikało, że nie są oni AŻ TAK przywiązani do czasu i pieniędzy, ale trzeba zaznaczyć że moje obserwacje mogą być niemiarodajne, chociaż to, że lubią koks mogę chyba napisać z pewną dozą pewności. Szwajcarzy nie mają praktycznie swojego dziedzictwa kulinarnego, poza serami. W Zurychu poczułam klimat poważnie bogatego miasta i zaskoczył mnie fakt, że nie ma tam w ogóle bezdomnych. Bazylea poradziła sobie z nimi w osobliwy sposób - zaproponowała, że każdej bezdomnej osobie może kupić bilet w jedną stronę w dowolne miejsce. Radzą se.
Genewa jest miastem z najwyższymi zarobkami na świecie (a i tak poznałam Polaka który mówił, że nie jest tak dobrze wcale :))
Ostatnia ciekawostka która przychodzi mi do głowy: są cztery imiona które w Szwajcarii może nosić kobieta i mężczyzna: Denise, Michael, Dominique, Joel.
Byłam tam tylko trzy miesiące - i być może tam wrócę, bo powietrze jest rzeczywiście zachwycająco świeże, woda krystaliczna a wszechobecna obfitość sprawia, że gałęzie grusz uginają się pod naporem owoców. To nie był ten czas.
Dziękuję Szwajcario - już się nie upieram, nie planuje, nie uciekam, a przynajmniej tak mi się wydaje. Co ma powstać to i tak się stanie, a tymczasem wracam do kierowania z tylnego siedzenia.
Wielkie Odpuszczanie.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center