SPM #44: Alt-J - The Dream

(c) NME.com

Będę szczery. O zespole Alt-J nic nie wiem.

No, może poza tym, że ich singiel z utworem Left Hand Free stał się zaciągnięty do wielu reklam alkoholi wysokopętnych typu i inne sikacze, że kiedyś zagrali jeden koncert na Openerze, dostali nagrodę Mercury za największe odkrycie brytyjskiej sceny muzycznej, oraz że pochodzą z Leeds, oraz że ich klub United jest na samym dnie tabeli brytyjskiej Premier League.

Ale o albumie trochę wiem, że nawet jak na taki pop w stylu Stereogum, Porcysa i innych wytworów pseudomuzycznych to brzmi dumnie i że jest w kolejce do najlepszych albumów tego roku na równi z nowym RHCP na czele.

Wiem to też, że wstawki wiolinowe robiła niejaka Kirsty Mangan, która grała na niektórych albumach Eda Sheerana, Ellie Goulding i innych artystów. Andy Marshall pomagał przy robieniu basów podczas robienia soundtracka do Wonder Woman z Gal Gadot w roli głównej (autorstwa Hansa Zimmera), przy musicalu Andrew L. Webera Calineczka i drugiej części projektu Voices autorstwa Maxa Richtera. Joe Newman i Tim Rundle stanowią czołówkę wokali. Trevor Mires natomiast jest trębaczem i pomagał m.in. przy robieniu dętych sekcji do albumu Marka Knopflera z 2018, Some Nights zespołu Fun z 2012 i innych tego typu tworów. Co do Davida Force'a mało co wiem, ale jednak Reinoud Ford to pięknej urody wiolonczelista grający suity orkiestrowe. Reszta jest w praniu.

...not really quite, my trickster.

Ogólnie mówiąc to sporo melange'u i abstrakcji. Jedźmy do samej treści.

Początek jakby taki... nie przymierzając A Moon Shaped Pool pewnego kwartetu-czyli-tercetu z Oxfordu. Bane to spore odwołania w tekście do słynnego zawołania Eli Lama Sabachtani z kart Ewangelii poświęconej śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu, oraz do kilku innych wersetów w Starym i Nowym Testamencie. Ujęte w tekście 66 razy dokonane podczas przewrotu w tył bohatera utworu ma swój charakter profetyczny, ponieważ same ostoiny które zdawały się widzieć podczas wykonywania takiego rodzaju akrobacji, spowodowały pewnie tąpnięcie kopytami gdzieś na ziemi, pozostawiając na niej jakiś tajemniczy, wyostrzony - co do jednego milimetra paznokcia - ślad.

UWAGA! Autor tej recenzji nie miał na celu promowanie tutaj akrobatycznego satanizmu, ani innych sportów ekstremalnych czczących Wielkiego Rogatego takich jak skydiving, paralotniarstwo, BMX, parkour czy wyprawa do ZUS-u po zasiłek pielęgnacyjny. Dziękuję.

Z A Moon Shaped... do OK Computer w jedną stronę. U&ME brzmi jakby jeden lżejszych utworów tego albumu powyżej wspomnianego. Hammondowskie gloomy z tyłu, oraz chóralne uuu-uuu-ooo sprawiają wrażenie odosobnionego przypadku lo-fi z brakiem energii endemicznej do samego gatunku lo-fi. Kirsty nieźle odegrała takie szkockie zaśpiewy na skrzypcach, ale to minimum tyle energii wlanych w ten album, że ja pier... pierdnę, no.

Hard Drive Gold - Piosenka o Finroyal i Amber Gold. Ciekawy konspekt, oraz ten wykrzyk (FAJER!) niby subtelnie straszący swoją nieznośnością, ale to zbyt dalekie skojarzenia podobne do pierwszych albumów Simple Minds. Te organki wplecione w akord pomiędzy chórkiem a częścią składową utworu w postaci bębnów i wokalu Tima są w zasadzie całym all inclusive na talerzu podanym bez popitki. Nic dziwnego, przecież marzenia o tzw. golden showers już dawno prysły.

Błażej Król - zwany inaczej KRÓLEM - był zapewne songwriterem tego utworu. Happier When You're Gone brzmi niczym wzięty z quasiliterackiego zacięcia samego Błażeja. Bezrefleksyjna tęsknota za wyjściem do lasu i nigdystamtąd-niepowróceniem wyrażona w tekście, z tymi programowanymi bębnami oraz gospelowym chórkiem pośrodku. Tej melodii nie zrobiłaby Florence Welsh. Jedynie gitara Gusa jest słowna, z basem Andy'ego włącznie.

Zapomniałem wspomnieć, iż na tym albumie słychać Wurlitzery, Mellotrony i obój do tego, więc cała gama niezłomnej cybernetyki się tam znajduje. Nie dziwię się też, że userzy Pewnego Portalu Muzycznego wystawili jemu ocenę 2.81. Temu zespołowi wychodzą dobrze tylko single.

Chłopaki z Leeds chcieli upodobnić się mocno do Fomka Twardegacie Jorka za wszelką cenę i nadać trochę takiego ciemniejszego tonu w tych zarysowanych, jaśniejszych barwach. Pomieszali se Tame Impalę z całą sceną dreampopową i... ch__ z tego wyszło. Co za dużo, to nie zdrowo. I to nawet młodszym od nich - współczesniejszym - się zdarza.

Numery o przyjaźniach przy robieniu kresek z szkolnej kredy spod szuflady szybko się kończą. Zarówno jak i o konsumeryżmie, voyeuryzmie, kulcie rywalizacji, czy innych tego typu narkotykach (miękkich - czy - mocniejszych) tej epoki.

Don't buy this fuzzleshit!

Ocena: (5/10,5)

p.s. jedynie Chicago to fajny banger, ten jako singiel reprezentujący album jest akurat.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center