Cześć Steemit! - czyli #introducemyself

 Cześć, mam na imię Piotr i zgodnie z radami bardziej doświadczonych, chcę zacząć moją przygodę ze steemit od przedstawienia się Wam.

Kim jestem? 

Myślę, że najlepiej definiuje mnie to, jak spędzam czas – moje działania. Jak większości ludzi sporo zajmuje mi praca – programista w dużej korporacji. Jednak na tyle lubię swoje zajęcie, że często zdarza mi się jeszcze zajmować nim po godzinach czy to skrobiąc swoje własne drobiazgi, czy też nauczając innych jako wykładowca na kursach IT.
Zwłaszcza to ostatnie dostarcza mi sporo radości i pozwala spojrzeć na codzienne obowiązki od zupełnie innej strony. Drugim równie dużym obszarem mojej codzienności jest rodzina.  Prawie dwa lata temu zostałem tatą małej Nadii. Pociągnęło to za sobą liczne zmiany w moim życiu.
Zaczynając od ograniczenia i zmiany form podróżowania, przez przejście na prawdziwy etat  - praca od–do  -, po silnie planowanie rozkładu dnia, tak żeby ogarnąć wszystkie must i jeszcze znaleźć czas na „wanna” czy pełne prokrastynacji „nothing”.  Jak powiedział to kiedyś mój pierwszy szef: „Myślisz, że nie masz czasu, poczekaj aż będziesz mieć dzieci”. 

Napisałem już „co?”, to teraz przydałoby się trochę „gdzie?”.

Jestem Poznaniakiem z urodzenia i tutaj toczy się większość mojego życia. Najczęstszą odmianą są, oczywiście, podróże. Po pierwszym licealno-studenckim zachwycie nad szeroko rozumianym Zachodem  - od Europy po Amerykę Północną, przyszła zupełnie nieoczekiwana ciekawość Wschodu – mam tu na myśli głównie obszar dawnego ZSRR.    Pierwsze spotkanie – Gruzja – było wspaniałe i niezwykle frustrujące zarazem. W jednej chwili okazało się, że moje dwa płynne języki obce mogę sobie… schować do kieszeni, bo w większości przypadków lepiej pomoże mi półintuicyjne zruszczanie polskich słów przemieszane ze sporą ilością gestykulacji.
Sam pobyt w Gruzji, jak i wszystkie podróże, które nastąpiły później (Białoruś, Armenia, Łotwa, Estonia itp.) to temat na – zdaje mi się - osobny artykuł, tak więc „long story short”: zaprzyjaźniłem się z DuoLingo i zacząłem jeździć w drugą stronę :)
Całość oczywiście uległa sporej redukcji wraz z narodzinami córki – póki co umówiłem się z moją lepszą połową (Gosią) na jeden wyjazd rocznie, zatem bloga podróżniczego tu raczej nie stworzę, chociaż kilka ciekawych opowieści pewnie uda mi się przemycić.
Ktokolwiek ma lub miał małe dziecko, wie doskonale jak wyzywające logistycznie jest przemieszczanie się z wózkiem, krzesełkiem, łóżeczkiem, pieluchami, jedzeniem, śpiochami, nieodłączną lalą, ukochanym misiem, najfajniejszym samochodzikiem i wszystkimi innymi rzeczami, które nagle stały niezbędne aby „spontaniczny wyjazd” mógł dojść do skutku „ledwie” kilka godzin po rzuceniu pomysłu.   Jeżeli jeszcze dodać do tego składu psa wariata (wabi się Wektor), człowiek zaczyna myśleć o miejscu, które byłoby równie wakacyjne, co domowe. Miejscu, które pozwoliłoby poczuć się jak na wakacjach, ale nie wymagało „życiowej przeprowadzki” ilekroć się tam przyjeżdża i wyjeżdża. Efektem tych rozmyślań był zakup kawałka zarośniętej pokrzywami i perzem łąki w odległości godziny jazdy od domu. Łąki, która docelowa ma stać się ogrodem, w ogrodzie znaleźć ma się domek, a później dom.    Na chwilę obecną brak tam: prądu, wody, płotu, toalety i wielu, wielu innych wydawałoby się niezbędnnych do życia rzeczy. Jest za to barak na kołach, lampa naftowa, latarka, jezioro i niesamowita cisza, przy której człowiek może ponownie nauczyć się po prostu być i półdrzemać (chociaż mam silne przeczucie, że moja nagła miłość do drzemania jest silnie skorelowana z pojawieniem się na świecie Nadii). Okazuje się, że wszystko to wystarcza, żeby spędzać tam możliwie dużo weekendów i urlopów w okresie od maja do października. I z pewnością nie jeden raz  opiszę tutaj moje bardziej lub mniej skuteczne próby transformacji łąki w miejsce do życia. 

Sprawa ostatnia, czyli dlaczego tu jestem i co chcę tu robić?  

Zacznę może od końca. Nie jestem jeszcze całkiem przekonany, ale najprawdopodobniej moja aktywność tutaj przyjmie formę bloga. Mam w tym pewne minimalne doświadczenie, kiedy po zakupie pierwszego w życiu aparatu cyfrowego założyłem sobie modnego wówczas photobloga. Oczywiście tamten dwudziestoletni student filozofii i erasmus pełną gębą, usiłujący podrywać Francuzki, zebrać punkty ECTS i zmieścić się w budżecie stypendialnym nie ma dziś wiele wspólnego z inżynierem z korpo, ojcem, mężem i dorywczym „Poliakiem w podróży”, ale sentyment pozostał.   Sentyment do pisania, fotografowania, poznawania ludzi i dyskusji pod wpisem na możliwie niespodziewany temat.   Dlaczego akurat steemit? To już chyba kolejny temat na osobny wpis, po części jest to przypadek – trafiłem na zdjęcie opatrzone adresem www, adres przekierował mnie do bloga na steemie, a potem pojawiło się pytanie:   
„Czym ten steemit w ogóle jest i jak się różni od innych miejsc?”. Tego chcę się dopiero dowiedzieć.  

Podsumowując – Cześć, lubię pisać i przyszedłem się rozejrzeć :) 

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center