Fatass Journal... 2021#211

To był bardzo długi dzień, a w zasadzie noc i dzień. Podróż przebiegła bez większych problemów. Gdzieś we Francji komputer w samochodzie zgłosił niskie ciśnienie we wszystkich oponach. Trochę czasu zmarnowałem zanim znalazłem stacje benzynowa ze sprawnym kompresorem.

Trud długiej nocnej podróży rekompensowały widoki Alp we wschodzącym słońcu.

Pierwsza styczność z włoską kuchnia mieliśmy gdzieś w okolicach Como to gdzie zatrzymaliśmy się na obowiązkową kawę i Cornetto.

Mimo ogromnego zmęczenie zdecydowałem się kontynuować jazdę i zatrzymać się dopiero w La Spezia na lunch, pora już była odpowiednia, a po dotarciu do celu nie mogliśmy mieć pewności, że coś zjemy przed wieczorem.

Wujek Google podpowiedział nam wyjątkową rodzinna restauracje, gdzie poczuliśmy się jak w domu. Mimo niedużego zamówienia właścicielka poczęstowała nas starterem z kuchni regionalnej.

Po posiłku obowiązkowo jeszcze zaoferowała nam po kieliszku limoncello na lepsze trawienie. Później jeszcze chwilę porozmawialiśmy, była okazja do powtórki z włoskiego.

Kiedy wreszcie dotarliśmy do celu, czyli Marina do Massa, wykąpałem się i padłem jak zabity. Dwie godziny snu wystarczyło by się trochę zregenerować. Ruszyliśmy więc na poszukiwanie pizzy. Pizzeria którą podpowiedziało Google była mała, ale prowadzący ja pizzaman okazał się bardzo życzliwy i fachowy. Minus za plastikowe kubki do wina, ale to są Włochy, więc nic nie powinno dziwić.

Po pizzy obowiązkowy spacer, okazało się, że gdzie na plaży jest instagramowa ławka, podążyliśmy w jej kierunku. Mimo późnej pory na miejscu była kolejka do zdjęć.