Mały Szlak Beskidzki - dzień 5 to był dzień Kiczory / Kiczery. Aż trzy góry o tej oryginalnej nazwie. Przy okazji wpadłem na pomysł - muszę kiedyś pomyśleć nad trasą, żeby w jeden dzień przejść jak najwięcej Kiczor ;-). Dzień zaczął się leniwie - od zejścia z Potrójnej na Przełęcz Kocierską. Dalej już tak różowo nie było. Na koniec mocny akcent - burza na Hrobaczej Łące. Potem już tylko Koniec i Kropka w Bielsku-Białej Straconce.
Plan
Ostatni dzień miał lekki, łatwy i przyjemny początek. Potem zejście z Żaru do Porąbki i ostatnia wspinaczka na Hrobaczą Łąkę, skąd szybciutko na Straconkę.
Kiczory dwie
Dzień zaczął się od trochę przychmurzonego wschodu słońca na Potrójnej. Rano miało być pogodne, ale popołudniu prognoza wskazywała na możliwość burz. Tak też i było.
Na zejściu z Potrójnej na przełęcz Kocierską mijamy dwie Kiczory. Tabliczką oznaczona jest tylko jedna. Kiczora/Kiczera/Kiczorka (i parę innych form) to najbardziej popularna nazwa góry w całych polskich Beskidach (zresztą u naszych sąsiadów też można ich sporo znaleźć). Na kursie przewodników beskidzkich mieliśmy kolegę z Rumuni - dla Daniela (pozdrowienia!) słowo "Kiczora" jest oczywiste. Pochodzi z wołoskiego "chica" (czyt. kicza) i oznacza zarost, włosy. Kiczora więc, to góra zalesiona. W kontraście do Łysej Góry (Łysiny, Łysicy) - drugiego najbardziej popularnego beskidzkiego toponimu.
Z Potrójnej (prosta nazwa - góra ma 3 szczyty) ruszyłem bez śniadania. Po godzinie zejścia na Przełęcz Kocierską nie odmówiłem sobie przyjemności porannej kawy w Zajeździe Kocierz. Co prawda oficjalnie zamknięty, ale serwowano śniadanie dla gości hotelowych i kawa dla wędrowca w zakurzonych butach i z dużym plecakiem nie stanowiła problemu dla załogi zajazdu. A skoro to ostatni dzień (nie tylko MSB - połączyłem ten szlak z niebieskim Brzeźnica - Kacwin, w sumie byłem 10 dzień w trasie), to pozwoliłem sobie na rozpieszczenie podniebienia bezą z mascarpone.
Kiczera
Jakby Kiczor było dziś mało, to czekało mnie jeszcze podejście na Kiczerę. Ale najpierw długa i przyjemna wędrówka przez Kocierz i Cisowe Grapy. Przy okazji, słowo "grapa" również pochodzi z jęz. wołoskiego i oznacza stromy stok. A skoro już weszliśmy w tematy lingwistyczne, to "Kocierz" nie ma nic wspólnego z kotami. To termin pasterski. Owce w ciąży, z jakiegoś powodu, są "kotne". A więc Kocierz, Kocierska itp to miejsca gdzie rodziło się wiele jagniątek.
Za Kocierzem i Cisową Grapą schodzę na przełęcz Przysłop (znowu zapożyczenie z wołoskiego: "prislop" znaczy... przełęcz). W jej pobliżu znajduje się ciekawy, a nawet unikatowy obiekt - ruiny murowanej bacówki. Dlaczego unikatowy? Bo bacówki miały z założenia tymczasowy charakter i były budowane z drewna. Pasterze z Beskidu Małego musieli jednak dojść do wniosku, że warunki są tak dobre (owce się kocą...), że warto postawić budynek kamienny.
Z Przysłopu na Kiczerę wiedzie krótkie, ale solidne podejście. W nagrodę mamy ciekawe widoki. Z zalesionego szczytu patrzymy tylko na północ, ale gdy zejdziemy czerwonym szlakiem trochę niżej, mamy piękną, wręcz ikoniczną, panoramę na zachód i południe.
Co takiego ikonicznego widać z Kiczery? Przed nami jest góra Żar, a na jej szczycie sztuczny zbiornik wodny. To część elektrowni pompowo-szczytowej Porąbka. Gdy prąd w sieci jest tani, woda pompowana jest do górnego zbiornika (tego na szczycie Żaru). Gdy prąd drożeje - woda grawitacyjnie opada do zbiornika dolnego (jez. Międzybrodzkie) i napędza turbiny generujące prąd. Oczywiście sprawność systemu jest mniejsza niż 100% (w ekonomii nie ma darmowego lunchu... chociaż, gdyby było więcej energii wiatrowej i słonecznej, może i byłby ten mityczny darmowy lunch...), ale jest to bardzo efektywny sposób magazynowania energii.
Żar
Żar z nieba (gorące, lepkie powietrze - idzie burza) i Żar pod stopami. Góra Żar jest bardzo atrakcyjna dla przeciętnego turysty, ale trochę mniej dla wędrowca na MSB z dużym plecakiem... Oprócz wspomnianego zbiornika szczytowego, jest tam startowisko dla paralotniarzy, górna stacja kolejki linowo-terenowej (wagonik jedzie po szynach, ale nie ma swojego silnika - jest wciągany na linie), ciekawe single-track'i dla rowerzystów oraz trochę mniej ciekawe budki z pamiątkami i fast-food'y.
Na szczycie byłem tyle, ile zajęło mi zrobienie paru fotek. Upał, mnóstwo ludzi, a chcę zdążyć do Bielska na ok. 17:00, tak by mieć idealne połączenie kolejowe do domu. Schodzę bardzo stromym zejściem do zapory w Porąbce, zamykającej jez. Międzybrodzkie - środkowe z trzech sztucznych zbiorników w kaskadzie Soły.
Hrobacza Łąka
Po stromym zejściu, czeka mnie konkretne podejście - 500m różnicy wysokości na 5km dystansu. Burza będzie na pewno, pytanie tylko gdzie mnie złapie. Dopadła mnie prawie na grzbiecie Hrobaczej Łąki, przed miejscem, gdzie szlak skręca na zachód w pobliżu Bujakowskiego Gronia. Pioruny waliły gdzieś nad Andrychowem. Czyli blisko, ale wyraźnie oddalały się ode mnie. No to idę. Na szczęście w bukowym lesie ulewa nie jest aż tak bardzo dokuczliwa. Buki mają dobry system zbierania wody i ich korony działają jak parasol. Trochę dziurawy, co prawda - zmoknięcia nie da się uniknąć, ale na dole tylko pada, gdy na górze leje. Co do burzy - w lesie jesteśmy generalnie bezpieczni. Szansa, że piorun uderzy akurat w to drzewo, pod którym przechodzę jest niezerowa, ale powiedzmy sobie, że prawdopodobieństwo jest zdecydowanie mniejsze niż na hali, gdzie jest jedno drzewo.
Na szczycie Hrobaczej Łąki jest ogromny metalowy krzyż. Tam oczywiście nie chcę być w czasie burzy. Ale burza byłe tyle intensywna co krótkotrwała. Gdy dotarłem na szczyt, deszcz ustał, a pomruki burzy były już bardzo odległe i ledwie słyszalne.
Sporo miejsca poświęcam w tym poście nazwom. "Hrobacza" pochodzi od chroboków, czyli robaków. Dlaczego jednak pisana przez samo "h"? Język polski dawno temu, tak jak współczesny ukraiński i słowacki, rozróżniał przydechowe "ch" od gardłowego "h". Przez wieki uprościliśmy sobie wymowę i został tylko relikt ortograficzny. I tu podpowiedź dla uczniów. Macie na pewno w klasach koleżanki i kolegów z Ukrainy. Jeśli nie wiecie jak pisać - przez "samo h" czy "ch", zapytajcie ich, czy w ukraińskim jest podobne słowo. Jeśli jest a wymowie brzmi podobnie do polskiego i jest pisane przez Х (np. "Хата" = chata), to piszemy przez CH. Natomiast jeśli ukraińskie słowo brzmi z gardłowym "h" i jest pisane przez Г (np. "Гамак" = hamak) to polsku będzie H. Dla dociekliwych - sprawdźcie jak jest zapisywane miejsce do którego miał się udać ruski okręt wojenny z słynnego życzenia żołnierza z Wyspy Węży z początku wojny... ;-)
Pozdrawiam gospodynię ze schroniska, która mnie ugościła za ostatnie wyszperane monety (terminal płatniczy i BLIK akurat nie działały). Kawa i biszkopty po burzy były rewelacyjne!
Koniec i Kropka
Wysuszony i nakarmiony ruszam na ostatnie kilometry Małego Szlaku Beskidzkiego. Przejdę przez Przełęcz u Panienki, Groniczki, Gaiki, Czupel i zakończę szlak na przystanku w Bielsku-Białej Straconce. Stamtąd autobus nr. 11 do dworca kolejowego.
Mały Szlak Beskidzki - dzień 5. Podsumowanie
Data przejścia: 17.08.2023
Czas, wliczając postoje: 11h
Poprzedni odcinek: Zembrzyce Grygle - Chatka na Potrójnej
Dystans: 29,3km
Suma podejść: 1192m
Najwyższy punkt: Potrójna, 883m n.p.m.
Ciekawe miejsca: Potrójna (chatka, widok), Przełęcz Kocierska (zajazd), Kocierz (ruiny murowanej bacówki), Kiczera (widok), Żar (elektrownia pompowo-szczytowa, widok), Porąbka (zapora), Hrobacza Łąka (schronisko)
Regiony geograficzne: Beskid Mały
Nocleg: bez - transport do domu (bus Bielsko-Biała, Koleje Śląskie)
Dzień 2: Kasina Wielka - Myślenice Zarabie
Dzień 3: Myślenice Zarabie - Zembrzyce Grygle
Dzień 4: Zembrzyce Grygle - Chatka na Potrójnej
Dzień 5: Chatka na Potrójnej - Bielsko-Biała Straconka (niniejszy post)