Jak się nie ma co się lubi... czyli o zapisach na lekcje

Dziś odbędą się ostatnie w tym tygodniu @lekcje polsko-ukraińskie. Prowadzimy je już od 10 miesięcy, bez żadnych grantów, całkowicie oddolnie, z budżetem wynoszącym łącznie ~100 zł (na zdjęcia i papier). Zawsze to podkreślam, bo to nie lada wyczyn robić coś w 100% wolontariacko, zwłaszcza przez dłuższy czas. Zresztą w tym działaniu pieniądze nie są aż tak potrzebne. Ważniejszy jest czas i wola, aby spotkać się i porozmawiać z drugim człowiekiem.

Czasem jednak zastanawiam się, a co gdyby pojawił się ktoś majętny i powiedział: "robicie dobrą robotę, czego potrzebujecie?" Jest to oczywiście scenariusz iście fantastyczny, bo nie jest tajemnicą, że takie działania nikogo specjalnie nie ruszają, nie ma w nich wielkich emocji/kontrowersji, nikt więc się tym nie zainteresuję. Mimo to, można czasem pofantazjować, a zatem...

No i szczerze mówiąc, miałbym problem co odpowiedzieć na takie pytanie. Koncepcja jest tak pomyślana, by można było ją realizować bez żadnych środków. Stąd też nie ma wymogu regularnego uczestnictwa. Jeśli ktoś ma czas to super, jeśli nie to zawsze może wrócić. Do tego dochodzi aspekt wzajemnego uczenia się języków, tak by korzyści były obopólne. A zatem nie ma potrzeby płacić komukolwiek. To zresztą mogłoby zabić ducha tych naszych spotkań.

Nie oznacza to jednak, że pieniądze nie mogłyby pomóc naszej inicjatywie. Zawsze jest coś co można zrobić lepiej. W przypadku naszych zajęć są to dwie kwestie: 1) promocja i 2) system zapisów. O pierwszym elemencie nie trzeba wiele pisać. To "pięta achillesowa" KBK i wspominałem o tym wiele razy. Nie robimy szumu wokół siebie, więc mało kto o nas wie. Dotyczy to również lekcji. Ale większym problemem i tak jest system zapisów. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Obecnie wygląda to tak, że do soboty zbieram dyspozycje osób mówiących po polsku, tworzę im kalendarze w Strawpollu, linki publikuję na @lekcje i w niedzielę podsyłam to Ukraińcom przez Telegrama. Ci mogą się zapisać do wybranej osoby na wybraną godzinę.

Gdybym więc miał środki, to stworzyłbym aplikację/stronę, która ułatwiałaby proces łączenia się ludzi w pary do rozmów. Pozwalałaby ona dodawać kolejne miejsca (gdyby ktoś oprócz nas chciałby coś takiego organizować). Każde miejsce miałoby swoje godziny i mogłoby ustalać maksymalną liczbę spotkań dla danego bloku. W tym systemie Polacy i Ukraińcy zapisywaliby się równolegle. Być może dzięki temu spotkaliby się gdzieś pośrodku, bo teraz często słyszę: "chciałam się zapisać, ale nie było już miejsc", z drugiej jednak strony dochodzi do sytuacji takich jak wczoraj, gdzie na 16.00 były dwie osoby mówiące po polsku i nikt się do nich nie zapisał. Teoretycznie, jestem w stanie stworzyć coś takiego w Google. I nawet mam taki plan! Cóż, to zdjęło by ze mnie konieczność tworzenia kalendarzy. Obawiam się tylko, że jeśli dam wszystkim prawo do edytowania tabel to w efekcie otrzymam kolejne memy z cyklu "coś się kliknęło".



Inny (poważniejszy) mankament googlowskiego rozwiązania to konieczność korzystania z komputera lub logowania się do specjalnej aplikacji Google, bez którego niestety nie da się edytować arkuszy na urządzeniach mobilnych. A zatem wciąż o wiele lepsza byłaby profesjonalna aplikacja/strona, z której łatwo mogłoby korzystać np. starsze osoby. No ale jak się nie ma co się lubi, to... trzeba szukać innych sposobów.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
1 Comment