Formalności firmowe ściągnęły mnie wczoraj do centrum Nowej Huty, dawno mnie tam nie było.
Rozliczenia składek w ZUS robię przez internet, ale interface portalu jest tak nieprzyjazny dla oka i archaiczny, że przy grubszej sprawie już wolę się przejść do urzędu. Tym bardziej, że na obsługę w rejonowym oddziale nie mogę narzekać. Zawsze załatwiam wszystko szybko i w sympatycznej atmosferze - tak tak! Wczoraj wprawdzie kolejka wyszła aż na zewnątrz, ale okazało się, że obowiązywała tylko do okienek obsługujących renty i emerytury. Nie wiedząc o tym stałam chwilkę razem z resztą i muszę powiedzieć, że duch w narodzie nie ginie. Błyskotliwe komentarze i szydercze heheszki rozchodzące się wśród seniorów kazały mi zadać sobie pytanie - to gdzie ten ciemnogród ja się pytam?
Ciągle myślę, że żyję w jakiejś bańce, ale może jest inaczej? Zdaje się, że nas, bańkowiczów, jest całkiem sporo. Gunwo jest malutkie, ale że strasznie śmierdzi, to wydaje się jakby było wszechobecne.
Przy okazji wreszcie zaliczyłam lokal przy Placu Centralnym, który otwarto już jakiś czas temu. Tyle razy przechodziłam obok latem i jesienią, ale zawsze coś mnie odpychało od tego miejsca. Siedząc przy stoliku przypomniałam sobie, w czym rzecz. Była tutaj kiedyś duża księgarnia, jedna z tych nielicznych w NH, w których za czasów słusznie minionego ustroju można było się zaopatrzyć w podręczniki szkolne. Działała od lat 50-tych i zamknięto ją jakieś 7 lat temu. Gdy chodziłam do podstawówki, to rok w rok na początku września rozgrywały się tu dantejskie sceny. Przynajmniej ja to tak pamiętam - mam jakieś 10 lat, stoję w tłumie dzieciaków i rodziców, czujna, by ktoś się nie wepchał. W stresie, czy podręczników starczy i dla mnie. Czasem nie starczało i trzeba było objeżdżać wszystkie alternatywne księgarnie i swoje odczekać. Nie znosiłam tego, ale dzięki temu dzisiaj nie irytuję się w kolejce w Lidlu.
Księgarnia Skarbnica była ogromna, więc została podzielona na trzy lokale, jednym z nich jest kawiarnia/bistro Skarbnica Smaku
Kiedyś lada z książkami ciągnęła się od samego wejścia po nieskończoność.
Postanowiłam, że czas najwyższy powiązać z tym miejscem lepsze wspomnienia. Tym bardziej, że lokalik jest bardzo przyjemny. Klimatem nawiązuje do księgarni i do czasów, w których przeżywała swą świetność. Taki lukrowany PRL z wyidealizowanych wspomnień.
Wybrałam stolik przy oknie i choć widok na Plac Centralny to nie to samo co na Rynek Główny, to wygodny fotel i słońce grzejące przez szybę zrobiły swoje. Zostałam na dłużej.
Pokrzepiwszy się kawą ruszam dalej - w stronę Zalewu Nowohuckiego. Lubię tutejszą architekturę, jest geometryczna i harmonijna, w dużej mierze monochromatyczna - oczy mi odpoczywają, wnętrze się uspokaja.
Ale stara NH to nie tylko socrealizm, trochę też eksperymentowano! Mamy tu na przykład wybudowany pod koniec lat 50. blok szwedzki, bardzo nowoczesny jak na owe czasy. Na zdjęciu widać fragment jednego boku - budynek załamuje się pod kątem, łącznie ma około 260 metrów długości.
Naprzeciwko niego po drugiej stronie ulicy zbudowano nieco później blok francuski.
Oba bloki są uznawane za ważne przykłady krakowskiego modernizmu. Natomiast sąsiednie budynki wzniesione ledwie kilka lat wcześniej to jeszcze socrealizm.
Podobają mi się osiedla w ścisłym centrum NH - każde tworzy odrębną wieloboczną i zamkniętą strukturę z bramami. Są jak nowoczesne fortyfikacje i taką też miały ponoć funkcję - w razie wojny ze zgniłym zachodem mogły zamienić się w niezależne punkty oporu. Pod nimi budowano schrony - szacuje się, że w NH jest ich około 250. Na zewnątrz można czasem zauważyć charakterystyczne budki wentylacyjne.
Ja szczególnie lubię bramy i to, jak operuje w nich światło w zależności od pory dnia.
Zbliżam się do głównej rekreacyjnej atrakcji w okolicy i mijam Piszczałki. Bardzo dawno temu napisałam posta na temat nowohuckich rzeźb, mogę więc zacytować samą siebie:
Nad zalewem, od strony ul. Bulwarowej, od 1977 roku stoją dobrze znane mieszkańcom "Piszczałki" - nikt nie używa oficjalnej nazwy Wzlot. Autorem rzeźby jest Stanisław Małek, a wykonawcą pracownicy Huty im. Lenina - bo właśnie w kombinacie, pod nadzorem pana Stanisława, powstała. Pierwotnie miała się składać z rurek o przekroju prostokątnym, ale że akurat w hucie produkowano okrągłe...
Zalew prawie w całości skuty jest lodem i to mnie w pierwszej chwili zaskakuje. Ale przecież to styczeń kobieto, heloł.
Zamiast budki z piwem - kaczy bufet i jego klienci.
Podoba mi się zimowa wersja tego miejsca.
Jest tak przyjemnie i ciepło, że siadam na chwilę. Podglądam Psa i jego Człowieka. Pies podejrzliwie obcina mnie wzrokiem, ale wkrótce rozpoczyna negocjacje ze swoją panią. Chodzi zdaje się o jakieś przekąski.
Ej, chodźmy już mamo.
I ja też ruszam dalej - do domu.
Kolejny podobny do innych spacer, podobny do innych dzień. Podobny, ale inny.