o powrocie do tego, cośmy mieli

Mija mi drugi tydzień mojej pierwszej przygody dzięki serwisowi workaway - mieszkam u Miquela w miejscowości Esperraguera w Katalonii. Katalonia jest regionem (nadal, niestety) w Hiszpanii i dzięki temu, że tu jestem mogę zrozumieć dlaczego tak bardzo zależy im na wolności od dyktatury hiszpańskiej, choć przyznam - w pierwszym momencie pomyślałam, że walczą z wiatrakami, bo przecież nigdy nie uzyskają niepodległości. O utopii i marzeniu o wolności rzecz będzie właśnie.
Katalonia nie jest niepodległa od trzystu lat, a jednak katalończycy mówią w swoim języku (i proszę mi wierzyć, to nie jest "garstka ludzi") i kultywują tradycje, których maja wiele. Jestem ogromnie wdzięczna, że mogę doświadczać tego wszystkiego o środka.
W ubiegły piątek miałam okazję pomagać Merles, współlokatorce Miquela, w jej pracy - czyli wypasie kóz. Merles jest pasterką - dość nietypowa profesja w tych czasach, prawda? pastuch.jpg

Przechadzając się ze stadem stu pięćdziesięciu kóz po polach w pobliżu góry Montserrat uderzyło mnie to jak zachwyca mnie obcowanie z dziką przyrodą i zwierzętami na wolności. Naturalna żywość i czyste powietrze jest luksusem. Przechodnie robili nam zdjęcia - sama pewnie też bym je robiła na ich miejscu.
Coś, co normalne było jeszcze pewnie jakieś 30 lat temu teraz jest na wagę złota. Tego dnia naprawdę zrozumiałam, że nie chcę żyć w chorym świecie który pakuje nas w klatki (schodowe) i faszeruje paszą, a my się na to godzimy, bo przecież nie mamy wyjścia.
Ostatnie wydarzenia na arenie międzynarodowej dość mocno rozwarstwiły społeczeństwo. Niestety, podzielenie nas zapewne również było w planach, ale z tego co obserwuję wśród ludzi którymi się otaczam - jesteśmy już zwyczajnie zmęczeni tym że cos tam trzeba. Jeśli jesteś facetem u swego boku musisz mieć kogoś kto wygląda jak któraś z sióstr Kardashian i furę, której będą zazdrościli Ci kumple. Jeśli jesteś kobietą, w związku z globalnym trendem jakim jest feminizm - powinnaś być business woman która ogarnia wszystko, a do tego jest nieskazitelnie piękna. Stąd część z nas zwyczajnie zmęczona idzie na drugą strone i wyrasta nam ruch "slow life", który też gdzieś tam w mojej ocenie jest produktem ubocznym konsumpcjonizmu i odpowiada na naturalne potrzeby drugiej strony, ale w gruncie rzeczy wszyscy konsumują tak samo, z tym że Ci drudzy - powoli. Wszystko jest zatem piękne. I sztuczne.
I tak sobie myślę o tym wszystkim, i przychodzi refleksja że przecież znam już ludzi którzy myślą podobnie jak ja, i z którymi w gruncie rzeczy chciałabym isć przez życie. Dyskutować, rozważać, wspólnie dochodzić do konsensusu a nie za wszelką cenę przekonywać do swoich racji. Wierzę w świat który dzielę z ludźmi których kocham, a nie kochać muszę przez wzgląd na te mityczne więzy krwi.
Idea stworzenia ekowioski przewijała się już w wielu rozmowach które odbyłam, ale..nigdy serio. W przyszłości, ot. Na tym katalońskim pastwisku uświadomiłam sobie, że dla wspólnego dobra musimy to zrobić, i ten pomysł JUŻ musi zacząć kiełkować. Rzecz o utopii, bo takie naturalne społeczeństwo które żyje obok tego trzymanego w klatkach wymagałoby (chyba) w gruncie rzeczy istnienia systemu w systemie. Normy, a zatem poniekąd prawo jest konieczne, a utopia to z definicji coś, co nie ma prawa bytu. Jednak cofając się wstecz, utopią nazywano czarnoskórego prezydenta. Wzorując się na indyjskim Auroville wierzę, że można uniknąć ich błędów, choć w gruncie rzeczy to udany projekt - w końcu funkcjonuje już od ponad pół wieku. Marzę o świecie w którym wspólne dobro jest wartością nadrzędną, bo wiem, że są ludzie którzy tak jak ja tęsknią za tym cośmy mieli, a utracili, a pamięć o tym nam wymazano.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center