Full Metal Alchemist 2003 - wrażenia po 10 odcinkach.

Miałem napisać wrażenia po kilku (3-5) odcinkach, ale wsiąknąłem tak bardzo, że wczoraj obejrzałem aż 10.

Dla uproszczenia, anime Full Metal Alchemist z 2003 będę w tym poście nazywał FMA lub Vanillą, a Full Metal Alchemist Brotherhood z 2009 będę nazywał FMAB lub Brotherhood.

"1.PNG" Bracia Paweł i Łukasz Pierdolcowie, 2005, koloryzowane.

FMA z 2003 roku epatuje niezwykłym uczuciem chillu i relaksu, przynajmniej dla mnie. Można powiedzieć, że to anime w "starym stylu", tak jak pierwsze odcinki Naruto albo Shaman King. Fabuła leniwie posuwa się do przodu, a poszczególne odcinki, przynajmniej na początku, nie są ze sobą bardzo związane.

Vanilla lepiej przedstawia świat, w którym dzieje się akcja. Brotherhood jest bardziej "elricocentryczny", czyli świat bardziej kręci się wokół dwójki głównych bohaterów, których prawie wszyscy znają i podziwiają. W Vanilli, bardziej czuć, że akcja toczy się w jakimś prawdziwym realistycznym świecie, a mniej na makiecie w której jakieś postacie istnieją tylko po to, żeby bracia Elric pchnęli fabułę do przodu. Nie twierdzę, że Brotherhood jest sztuczny, ale Vanilla jest bardziej naturalna, swojska, co jest dodatkowo podkreślane przez bardziej ciepłą kolorystykę.

Fajne jest to, że FMA lepiej buduje wizerunek "od zera do bohatera" głównych postaci. W Brotherhoodzie, wiemy co bracia Elric robili w wieku 9-10 lat a potem 14-15 lat, ale mamy 5-letnią lukę. W Vanilli, przynajmniej w tych pierwszych odcinkach które oglądałem, mamy własnie fajnie pokaane początki pracy braci w wojsku, wiemy jak poznali Mustanga, Hughesa, jak Edward zdał egzamin alchemiczny i tak dalej. Przykładowo, w odcinku 9 FMA mamy historię Yokiego i miasteczka górniczego, która w Brotherhoodzie została opowiedziana przez Yokiego jako 2-minutowa retrospekcja, co było bardzo fajne. Wygląda na to, że należałoby zrobić trzecią adaptację Full Metal Alchemista, i uzupełnić FMAB o początek z FMA w kwestii takich odcinków.

No to teraz wady. Dubbing japoński jest dużo gorszy niż w Brotherhoodzie, a od głosu Roya Mustanga w tej wersji bardziej niepasujący jest chyba tylko polski głos Raelaga w dodatku "Kuźnia Przeznaczenia" do Heroes 5 (kto ma wiedzieć ten wie, jeśli jego uszy nie popełniły seppuku).

Kilka postaci bardzo się różni od swoich odpowiedników z FMAB. Maes Hughes wygląda i zachowuje się, jakby go ukradziono z GTA Vice City. Scar zachowuje się, jakby był zjarany. No ale najgorsze co mogłem zobaczyć i usłyszeć, to uśmiechnięty, szczęśliwy i MIŁY King Bradley. A wiecie dlaczego jest szczęśliwy? Bo nie wiedział o ludobójstwie Ishvalczyków, nie ma dowodu na to że wiedział!

image.png
Fuhrer Adolf King Bradley uśmiecha się na wieść, że ludzie w Ishvalu żyją długo i szczęśliwie, Waansee, styczeń 1942, koloryzowane.

Roy Mustang: "Zrobiłem coś strasznego, ale imię Bradleya pozostanie nieskalane".

Koniec żartu.

Fabuły jeszcze nie oceniam, bo obejrzałem dopiero 10 z 51 odcinków. Muzyka nie jest chyba ani lepsza ani gorsza, jest po prostu inna.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center