Opinia o “Akirze” z perspektywy lat

Kolejny archiwalny tekst.

"Akirę" recenzowałem, jak i oglądałem już kilkukrotnie w swoim życiu. W różnych edycjach, czy to wydane na DVD czy to płytach Blu-Ray, które różniły się głównie technicznymi detalami. Wyjątkowo nie odświeżałem sobie filmu przed napisaniem tekstu i złożyło się na to kilka powodów. Po pierwsze, byłoby to zwykłym marnowaniem czasu, bo pamiętam ten tytuł stosunkowo dobrze. Po drugie, czas poświęcony na seans (ze 3 godziny wycięte z życiorysu), no i po trzecie, nie jest to anime, które można oglądać z uczuciem lekkości, tudzież dla relaksu. Nie wiem, nie umiem inaczej podejść do produkcji nieco bardziej skomplikowanej od zwyczajnego, niespecjalnie angażującego intelektualnie seansu. I choć swoje można zarzucić kultowemu "Akirze" (głównie chodzi o przerost formy nad treścią), jak i jego fandomowi, o tyle można te wszystkie teksty o "wybitnie ambitnej produkcji" wsadzić sobie w tyłek i rozkoszować się kultową produkcją p. Katsuhiro Otomo. A jest czym się jarać! Pomijając moje zarzuty o zbyt skrótowe przedstawienie fabuły (a przynajmniej tak zrozumiałem niektóre zarzuty mangowców), to jest za co ten obraz chwalić. Kapitalna, ponadczasowa animacja, kreska, przekurwapiękne rysunki (czuć ten budżet, trochę ponad bilion jenów) muzyka, ciekawa kreacja miasta-molocha przyszłości, po kolejnej globalnej wojnie. Mam sporo zarzutów wobec Japończyków, ale jedno na pewno mogę im oddać. Są genialnymi i niezwykle pracowitymi rzemieślnikami, którzy mają wpojone tworzenie jak najlepszych produktów. Czy to chodzi o produkcję sprzętu, umiejętne wykorzystywanie surowców (ci ludzie potrafili wykorzystać minerały po II WŚ, które zostały uznane przez Amerykanów za nic nie warte śmiecie!) niemalże w 100%, czy niektórych animacjach. Omawiany przeze mnie film jest jednym z tego przykładów. Na świecie zarobił blisko 50 milionów dolarów, zaś w swoim rodzinnym kraju 750 milionów jenów.

"Akira" w dzisiejszych czasach, jest wspominany głównie ze względu na swoją niesamowicie płynną animację, która z każdym kolejnym rokiem, robi na mnie coraz to większe wrażenie. Znam różne serie, dla których upływ czasu był nie mniej łaskawy. Np. obie części "Ghost in the Shell", różne kinówki "Macrossa", czy niedawno omawiana przeze mnie seria "Gundam Zeta" (przy okazji tekstu o tej marce). Nie chcę w tej chwili wartościować, która seria lub film posiada lepszą animację, jaka jest dokładniejsza, bardziej szczegółowa, tudzież jaki był jej poziom skomplikowania w procesie tworzenia. Jednakże na moment pisania tego tekstu, to najbardziej doceniam chyba właśnie "Akirę". Z drugiej zaś strony, jeśli idzie o ocenę scenariusza filmu, to z roku na rok moje zdanie, jest coraz mniej pochlebne na jego temat.

Jak byłem młodszy, to jarałem się większością takich tytułów (i z tego, co widzę, to nie należałem bynajmniej do mniejszości). Dziś większość tego typu dzieł traktuję z politowaniem. Z różnych powodów, czasem są niepotrzebnie przekomplikowane (nie wiem czemu tak to jara młodzież, może to kolejny aspekt typu: "Wow, jak bardzo chcę być dorosły... oni mogą robić/oglądać to co chcą i co jest zakazane."), zawalone niepotrzebnymi rzeczami, które są często ekspozycją dla samej ekspozycji (jak np. większość motywów religijnych w anime, ze szczególnym uwzględnieniem jednego z moich ulubionych, tj. "Neon Genesis Evangelion"), a same z siebie niespecjalnie stanowią wartość dodaną dla samej produkcji. Im jednak starszy jestem, to tym mniej jarają mnie twory przeznaczone dla nastoletnich edgy-lordów, w których takie elementy, jak: mhrok, krew, ciemne kolorki, nadmiernie skomplikowana fabuła są zazwyczaj czymś standardowym. Gdy oglądałem "Akirę" po raz ostatni, a było to z 5 lat temu, więcej się nudziłem, niż jarałem: dialogami, rozwojem postaci, ich kreacją itd. Może to zabrzmieć kontrowersyjnie i głupio (porównywanie filmu kinowego do tasiemców, ostro!), ale Eiichiro Oda od OP, tudzież Togashi od HxH zrobili dużo lepszą robotę. Ba, czasem w naprawdę krótkim czasie lepiej przedstawili konkretne postacie, że o kreacji nie ma co mówić. Może manga jest pod tym względem lepsza, ale jeśli chodzi o animowaną adaptację, to fabuła jest w dużej mierze zwykłą wydmuszką. Można przedstawić to samo, ale sporo prościej i cała historia raczej by nie straciła na swoim wydźwięku. Zresztą, pal licho tasiemce. W to miejsce można wstawić całe mrowie różnych produkcji.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że uważam "Akirę" za twór przeznaczony wyłącznie dla nastoletnich, pryszczatych emo-lordów. Może posłużę się takim przykładem. Ktoś na Tanuki.pl kiedyś napisał: "Zbyt pozytywna opinia o danym anime [autor miał na myśli "Gundam Zeta" i "Neon Genesis Evangelion"] może zadziałać dla niego w krzywdzący sposób. Tytuł straci pod naporem pochwał, wymieniania zalet, które niekiedy są doszukiwaniem się tego, czego w danym dziele nie ma.". Postawcie się teraz na miejscu kogoś, kto totalnie nie ogarnia danego medium (w tym przypadku anime). Najwyższe noty znajdujące się na branżowych stronach bywają czasami balastem. Człowiek spodziewa się czegoś wyjątkowego, tytułu dzięki któremu dowie się czegoś nowego, może rozwinie się w jakiś sposób, zacznie doceniać jakiś gatunek.

Ale dobra, walić całą tę krytykę. Pogadajmy sobie o najmocniejszych stronach "Akiry". Mamy rok 1988. Rok w którym do kin trafiły: "Die Hard", "Książę w Nowym Jorku", "Sok z Żuka", Kto wrobił Królika Rogera?", "Mój sąsiad Totoro", "Grobowiec Świetlików", "Krwawy Sport" itd. Swoją premierę miał 16 czerwca 1988. Wyobraźcie sobie, jak wtedy nakręcały się ówczesne geeki. Mnie mania na "Akirę" ominęła (urodziłem się w grudniu 1989, a początkowo byłem zainteresowany przede wszystkim komputerami i grami, przez pierwsze 13, 14 lat swojego życia olewałem temat M&A poza tym, co leciało w TV lub miałem na taśmach VHS), ale jestem sobie w stanie wyobrazić, jak musiały się czuć "nasze" nastolatki, które czytały numery Gamblera (tak, wiem, to czasopismo wychodziło od 1993) w szarych blokach PRL-u. Wyobrażam sobie oglądanie pierwszych “kopii z kopii” na kasetach VHS, których obraz często był ledwo widoczny, zaśnieżony... Sam tych czasów nie pamiętam, ale dzisiaj podpytałem Tatę i cóż... dawniej były dość niekomfortowe warunki oglądania. My mieliśmy wtedy gierki z dość prymitywną, niekiedy umowną grafiką, a Japończycy wyjechali z takim filmem. Po prostu kosmos.

Ale wracając do głównego wątku, projekt miasta w "Akirze" jest po prostu cudny. Ta gra świateł, hologramy niczym w rysunkowym "Blade Runnerze", czy adaptacji "Ghost in the Shell", olbrzymie bloki mieszkalne. Pierwsza sekwencja filmu to po prostu majstersztyk. Skrupulatnie wykonane rysunki, bogate w rozmaite szczegóły, dynamiczna i niezwykle płynna animacja motocykli, jak również postaci. Oglądanie tej produkcji na ekranie monitora podchodzi pod herezję. Jeśli oglądać, to tylko na dużym telewizorze! Kreska jedynie mnie irytowała przy postaciach, czy raczej, większości z nich. Za bardzo kojarzą mi się z małpami. To jednak mogę przeżyć, bo cała reszta czyni te drobne "niedoróbki" kompletnie nieznaczącymi. Chyba nie ma momentu, by coś było w tym filmie niedopracowane od strony technicznej, za to mamy kilka okazji, aby zrobić ładne zrzuty ekranu. Jeśli mnie pamięć nie myli, to "Akira" został wyświetlony na którymś festiwalu w Cannes (w 1988 albo 1989), lecz nie byłem w stanie znaleźć jakiegoś legitnego źródła w internecie, a nie chcę się powoływać na pamięć (jestem pewny “zaledwie” w 90% i nie chcę siać niepotrzebnych fake-newsów). Został również doceniony przez jury festiwalu.

Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, to prawdopodobnie należę do tej mniej licznej grupy, której podobała się muzyka do “Akiry”. Uważam ją za klimatyczną i dopasowaną do akcji, którą oglądamy na ekranie. W początkowym segmencie, który omówiłem już wcześniej, została kapitalnie dostosowana do obrazu. Niewiele gorzej jest przy scenach, które są mniej lub bardziej psychodeliczne (a tych w "Akirze" nie brakuje). Utwór Dolls' Polyphony całkiem mocno ryje beret. Końcowy utwór znany jako "Requiem" jest po prostu epicki (wiem, to słowo jest często nadużywane, ale inne określenie mi nie pasuje). Jeden z moich ulubionych kawałków z anime w ogóle. Nie wyobrażam sobie innego utworu w końcowych minutach “Akiry”. Bardzo organicznie komponuje się z końcówką filmu i dopełnia jego wydźwięk.

Raczej już nigdy nie wrócę do tego tworu, a jeśli już, to za kilkanaście lat. I to tylko po to, by odświeżyć sobie stronę techniczną. Obejrzałem, napisałem swoje wrażenia, film w jakimś stopniu odcisnął piętno na moim życiu i ostatecznie trafił do “szafki” z podpisem - “Obejrzane, nie tykać”. Nie zmienia to jednak faktu, że warto obejrzeć ten obraz i samemu wyrobić sobie własne zdanie.


Pierwotnie opublikowano na Zwykły chłopak piszący o popkulturze, polityce, anime, serialach, ksiażkach i wszystkim innym, co go zainteresuje.. Blog na Steem napędzany przez dBlog.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center