This content got low rating by people.

"Szeregowiec Ryan" - wielkie, patriotyczne kino. Amerykanie to potrafią

Zdumiewających w tym filmie jest kilka spraw. Przede wszystkim podobno Steven Spielberg nie wierzył w sukces tego dzieła i zaszył się gdzieś głęboko na prowincji, by nie widzieć szyderczych recenzji. A przecież ten wybitny filmowy rzemieślnik potrafi i rozumie kino jak mało kto. A mimo wszystko tak to zadziałało. Jeżeli ktoś doczepił się do tego filmu to... kombatanci, którzy byli wkurzeni za to jak została przedstawiona inwazja na plaży Omaha (strzelanie w plecy). Wreszcie, polski miesięcznik „Machina” napisał o tym filmie, że ma coś z „sowieckiej agitki”. Aż dziw zatem bierze, że dziś „Szeregowiec Ryan” uchodzi za kanon filmu wojennego. A dla wielu ostatni sensowny film Stevena Spielberga.

Dzieło rodzi przede wszystkim pytanie dość zasadnicze: czy warto ratować jednego żołnierza ryzykując życie ośmiu ? No bo umówmy się Ryan nie jest kimś wybitnym. Nie jest nadzwyczajny. Jest ostatni z rodu. Matka ciężko przyjęła śmierć jego rodzeństwa. A więc trzeba zrobić wszystko co w mocy amerykańskiej armii, by ten gość przeżył. Ale czy jest to moralne? Tu rodzi się pytanie czym jest dla każdego z nas rozkaz. Dla ósemki naszych bohaterów był oczywistością i powinnością.

Inna sprawa – z kim dziś kojarzy ci się żołnierz? Ma broń, mundur, umiejętności. Ale przecież także skądś pochodzi. Wyznaje jakieś wartości. Jest nam bliski. I tutaj twórcy znakomicie wygrywają powoli odkrywając kim są nasi bohaterowie. Przyznam, że byłem zaskoczony niektórymi osobami. Ale przede wszystkim to jak przeciwne charaktery stworzyły tak zgrany zespół.

zdjecie-z-filmu-szeregowiec-ryan-tom-hanks-tom-sizemore-439258-MT.jpg

Znakomicie w tym filmie podkreślono starą zasadę Stalina (?), który mówił, że dramat jednostki to trudna sprawa, ale dramat milionów to już tylko statystyka. Dzięki narracji Spielberga udało się upodmiotowić wojnę. Pokazanie, że tutaj nie ma bezimiennych mas, które radośnie są przesuwane przez tych czy innych przywódców. Każdy z nich zmaga się z codzienną śmiercią, strachem i absurdalnym miejscem w którym się znajduje.

Ale legenda tego filmu ma miejsce nie tylko w pytaniach o sens wojny i jej wspływu na nas. To przede wszystkim otwierająca sekwencja inwazji w Normandii. Zdjęcia Janusza Kamińskiego są dziś uważane za kanon tego typu kina. Wyznacznik tego, jak komunikujemy się z widzem. To ten sposób nadaje mu sens i trwałą relację z osobami występującymi w dramacie. Czujemy więź z osobami mogącymi mieć przed sobą ostatnie chwile życia.

Film miał na luzach wygrać „Oscary” w 1998 roku. I w sumie powinien, bo chyba każdy ówczesny kinomaniak wiedział, że jak na Hollywood jest to dzieło wartościowe. Tymczasem pokonał go… „Zakochany Szekspir” komedia romantyczna z pisarzem wszech czasów. Dlaczego tak się stało? No „Szeregowiec” miał konkurenta – także świetny film wojenny pt. „Cienka czerwona linia”. I to mu przeszkodziło. Musieli się pocieszyć „Oscarami” za zdjęcia i reżyserię. Też jest to ważne, ale chyba spodziewano się więcej.

7710998.3.jpg

Ale po latach jednak właśnie to „męskie kino” wyraźnie urasta do rangi dzieła, a pozostałe zaczynają trącić myszką. Dlatego dobrze się do niego wraca. Bo chyba żaden film poprzez swoje „otwarcie” i „zamknięcie” nie pokazuje jakim bezsensem jest wojna. Gość żyje, bo tamci się poświęcili. Dla jakiegoś umownego w danym momencie celu. Zaiste.
Nie wiem zatem czy się zgodzicie, ale w tym wypadku powiedzenie, że jest to film kultowy chyba nie jest nadużyciem. Nadal ma się dobrze realizacyjnie. Ale co najważniejsze nadal ma swoich wiernych widzów.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now