Prawy chłopak. RECENZJA

Dawno nie byłem ciekaw jakiegoś filmu na tyle, aby na niego pójść do kina wydając pieniądze na seans w ścisku i z głowami zasłaniającymi połowę ekranu. Na "Prawego chłopaka" postanowiłem jednak się wybrać. Zaintrygowała mnie zarówno historia jak i forma. A wszystko było doprawione faktem, że lewicowa reżyserka postanowiła zrobić film o konserwatywnej prawicy bez żadnej tezy wyjściowej. Już samo to robi wrażenie w kraju nieustannej wojny plemiennej.

Pierwotnie miał być to film o Bractwie Przedmurza, czyli konserwatywnej i dość niszowej organizacji formacyjnej dla mężczyzn, która "ukradła" logo inflanckiemu Zakonowi Kawalerów Mieczowych. Zdecydowanie nie jest to prawicowy mainstream więc dla Hanny Nobis z pewnością był to ciekawy temat. Ot, mogła pokazać coś odbiegającego od utartego obrazu. W trakcie kręcenia dokumentu zaczęło się jednak coś dziać z jednym z chłopaków. I to na nim ostatecznie skupiła się cała uwaga.

Antka Kamińskiego kojarzyłem. Znam jego tatę, który prowadzi we Wrocławiu lokal o nazwie Pieśniarze. W tym lokalu Antek czasem grał i z tych piosenek go kojarzyłem. W ciągu pięciu lat zrobił jednak światopoglądowy piwot i z kontrmanifestanta stał się uczestnikiem marszów równości. Co potem się wydarzyło nie jest do końca jasne, bo film pozostawia otwarte zakończenie. Nie jest to pierwszy taki przypadek. Osobiście znam kilka osób, które przeszły podobną metamorfozę. Niemniej, jest to chyba pierwszy taki przypadek, który został udokumentowany na taśmie filmowej. Przynajmniej w Polsce. Cóż, miał być film o Bractwie, powstał film o wątpiącej jednostce. Życie samo napisało scenariusz. I w sumie tego byłem ciekaw najbardziej. Wiedziałem bowiem, że nie jest to typowy dokument z gadającymi głowami. Przynajmniej tak sugerował zwiastun.

Zmontowanie fabuły ze scen nagrywanych na żywo bez scenariusza jest nie lada wyczynem. W pamięci mam choćby "Okupanta" sklejonego z filmików znalezionych w telefonie rosyjskiego żołnierza biorącego udział w inwazji na Ukrainę. Film sprawiał wrażenie wybrakowanego. "Prawy chłopak" na jego tle wypada o wiele lepiej. Być może dlatego, że twórcy filmu mieli do dyspozycji aż 200 godzin materiału nagrywanego przez 5 lat. Wykorzystano więc mniej niż 1%. Trudno mi oceniać dobór scen. Różne są opinie na ten temat. Moja jest taka, że to co zobaczyłem pozwoliło mi rozeznać się w tym, co zaszło w życiu głównego bohatera. Jestem też pełen uznania dla reżyserki, która stworzyła dokument nie tylko bez gadających głów, ale i jakiegokolwiek bez komentarza. W dzisiejszych czasach nachalnego dopowiadania rzeczy oczywistych wydaje mi się to być czymś nietypowym.

Podsumowując, ani trochę nie żałuję, że wybrałem się do kina na "Prawego chłopaka". Film jest dobry. A czy mógłby być lepszy? Pewno tak, choć jestem świadom tego, że robienie dokumentu w takiej formule jest arcytrudne. Kamera nie jest ukryta, więc sama jej obecność wywiera pewną presję. Świetne ujęcia nie rekompensują w pełni dość drętwych dialogów. Uważam jednak, że to co najważniejsze zostało w filmie osiągnięte: "Prawy chłopak" zostawia widza z pytaniami i wywołuje dyskusję. A czegóż chcieć więcej od dokumentu? Dla mnie 7,5/10.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Ecency