Niestety jest gorzej niż myślałem. Przeczytałem dokładnie uzasadnienie projektu ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego i odnoszę nieodparte wrażenie, że to gra, której stawką jest pełne oskładkowanie umowy o dzieło.
Skąd taki wniosek? Wystarczy połączyć fakty.
Skutki łatwo przewidzieć.
Powstanie uprzywilejowana kasta "artystów zawodowych", która będzie płaciła składki na preferencyjnych warunkach, bez względu na kwestię praw autorskich będzie korzystała z 50% kosztów uzyskania przychodu a w dodatku nie będzie musiała płacić składek od umów o dzieło i zlecenia. To zresztą nie koniec listy przywilejów, bo zapowiadana jest też "karta artysty" uprawniająca do różnych zniżek. Oczywiście aby korzystać z tego wszystkiego trzeba będzie zostać zweryfikowanym, czyli złożyć wnioski, uiścić opłaty i uzyskać aprobatę Polskiej Izby Artystów. Jeśli ktoś tego nie zrobi, to będzie rżnięty na całego. Czytaj: zagra koncert, to dowalą mu składki i zamiast 4500 zł dostanie 3000 zł na rękę. No i jeszcze więcej zapłaci za komputer, bo z czegoś trzeba finansować przywileje "zawodowców"...
Niestety taka przyszłość się przed nami maluje po wprowadzeniu tej ustawy. No i jeśli komuś się wydaje, że to tylko i wyłącznie kwestia podwyżek cen tabletów, czytników, komputerów i innego sprzętu elektronicznego, to jest w błędzie. To przede wszystkim uderzenie w artystów-amatorów lub artystów niezależnych, którzy nie mają zamiaru stawać przed żadnymi komisjami czy "izbami". Ustawa stworzy istną przepaść miedzy nimi a "zawodowcami". Pomijam fakt, że przywileje w połączeniu z mechanizmem opartym na "licencjach" przyznawanych na podstawie widzimisię jakiegoś grona to świetny grunt do powstania klasycznej patologii podszytej nepotyzmem, kumoterstwem, korupcją...