This content was deleted by the author. You can see it from Blockchain History logs.

Taxi story #1


Źródło: Pixabay


Siema.

Z racji tego, że jestem kierowcą taksówki i dzieje się sporo zabawnych albo tak oderwanych od rzeczywistości sytuacji to stwierdziłam, że stworzę nowy cykl postów, w których będę się z Wami dzielić tym. Niby czemu tylko ja mam mieć bekę lub być w szoku jak ludzie potrafią się zachowywać.

Nie wiem jak często posty będą się pojawiać, bo to zależy od tego co będą wyczyniać pasażerowie, ale patrząc na tendencję to będą dość często.

No więc dzisiaj w nocy koło północy dostałam kurs. Jadę na stację paliw po gościa i pierwsze co dostaję od typa lody i ciastka i prosi, żeby się zawieźć pod miasto na stację paliw, bo chce kupić alkohol [w moim mieście jest prohibicja między 23, a 6]. No dobra. Po kilku minutach ciszy gość jak zaczął nawijać to myślałam, że skisnę. Opowiedział mi o tym, że wszystko co się teraz dzieje to wina nas jako ludzkości, że on czuje jak lucyfer pali mu wnętrzności jako kara za wszystkie jego złe uczynki, że dzień ojca jutrzejszy nie powinien być obchodzony przez niewierzących, bo to jest święto na część naszego jedynego ojca czyli Boga. Ogólnie gość opowiadał dużo odklejonych od rzeczywistości rzeczy, ale był naprawdę nieszkodliwy, zabawny i bardzo, bardzo kulturalny. Cały czas zwracał się do mnie per pani mimo, że był raptem dwa lata młodszy, pytał mnie o zdanie, dużo o sobie też opowiadał, że matka i ojciec zmarli niedawno i takie tam. Nie budził we mnie żadnych odczuć typu strach czy niepokój, a że ja mam gównoradar to czuję kto jest jebnięty w stronę tego, że mógłby stanowić dla mnie zagrożenie.

Po dojechaniu na stację poprosił o kurs powrotny również i że za niego zapłaci więcej tylko żeby nie musiał czekać aż ktoś inny podjedzie. Ok. Jak kupił alkohol poprosił czy mogę poczekać chwilę, żeby zapalił papierosa, no luz, sama też zapaliłam.

W drodze powrotnej jeszcze mi opowiadał dalej masę dziwnych i odklejonych od rzeczywistości rzeczy, ale spoko, naprawdę zero zagrożenia. Przed końcem trasy spytał czy mam amfetaminę, bo często kierowcy handlują, powiedziałam, że nie i się pożegnaliśmy. I co ciekawe to nie jego odklejone historie są przedmiotem tego wpisu.

Przed godziną 4 zrobiłam sobie mały postój na Shellu na papierosa i małą kawę. Papierosa spaliłam, usiadłam w aucie i delektuję się kawą po czym po kilku minutach zaczyna mi wibrować sufit w aucie i grać muzyka. Nie chcielibyście zobaczyć mojej miny w tym momencie. Przysięgam, że myślałam, że mam jakieś omamy. Po kilku minutach takiej imprezy wyskoczyłam wystraszona z auta i szukam źródła dźwięku, bo go nie widzę i nagle co? Patrzę, a na aucie leży telefon. Odbieram go i mówię, że Paulina, kierowca no i laska mi mówi, że jest tu i tu i czy mogę podrzucić telefon, bo pasażer zapomniał, zapłaci za to. No dobra, nawet jakby nie zapłacił to bym pojechała, a jakby się nikt nie zgłosił to bym zawiozła telefon na policję [o ile bym go zobaczyła, bo nie mam w zwyczaju oglądać dachu auta], no więc jadę. I co się okazuje na miejscu? Ten odklejony, naćpany gagatek stoi, odblokował telefon, więc jego i znowu zaczyna mi opowiadać swoje odklejone teorie.

Nie wiem co mnie bardziej rozwaliło w tej sytuacji to jak gościu był odklejony od narkotyków od świata czy to że udało mi się przez około 4 godziny jeździć z telefonem na dachu i go nie zrzucić. Sama sobie przybiłam piątkę, że chyba jestem całkiem niezłym kierowcą skoro telefon nie spadł już na pierwszym skrzyżowaniu.

Ogólnie gość na same napiwki wydał z pięć dych i fajnie. Chciał też zamówić jeszcze jeden kurs po alkohol, ale odmówiłam, bo już nad samym ranem zaczynałam być trochę podmęczona i trudniej byłoby mi słuchać bez złości jego dzikich teorii.

Rano jak opowiadałam o tym współpracowniczce jak się zjechałyśmy na parkingu firmowych to aż mi łzy leciały z beki jak jej to opowiadałam.