Stephen King, "Mroczna Wieża"

Po ponad siedmiu miesiącach i grubo ponad czterech tysiącach stron (nie wiem dokładnie ile, bo nie spisywałam liczby stron początkowych części) skończyłam wreszcie czytać cykl o Rolandzie.
Ostatnia część zwana jest przez wielu miłośników epicką, nierzadkie są opinie, że warto przebrnąć przez nierówny cykl, żeby dotrzeć do tego ostatniego etapu wędrówki Rewolwerowca.

Moje wrażenia?
Heh.
Były momenty, kiedy sama zastanawiałam się, co ja właściwie czytam i po co.
Były momenty, kiedy lektura mnie porywała (na chwilę).
Były momenty, kiedy chciałam, żeby już się skończyła.

Ogólnie, tak jak pisałam wcześniej, cykl jest bardzo nierówny, i są części, które są wręcz fatalne, a są części, które są świetne. Bardzo podoba mi się wplątanie Kinga oraz postaci z innych jego powieści w splot wydarzeń Mrocznej Wieży. Nie podoba mi się tworzenie postaci typu dziecko-pająk czy zombie. Uwielbiałam czytać o podróżach w czasie i pomiędzy światami, ale kwestie wielu osobowości uwięzionych w jednym ciele mnie nudziły, bo były opisane moim zdaniem kiepsko.

W mojej opinii ostatnia wcale nie jest najlepszą, ale zakończenie owszem, robi robotę. Pozostawia wrażenie smutku i tęsknoty.

Podsumowując cały cykl, muszę przyznać, że jestem zadowolona, że go przeczytałam - ale i cieszę się, że to już koniec. Nie będę wracać do tych książek, raz i żegnam, ale Roland i jego Ka-Tet budzą we mnie ciepłe uczucia.


Pierwotnie opublikowano na Mój blog. Blog na Hive napędzany przez dBlog.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
3 Comments
Ecency