Baśń: Sztorm

Kiedy pisałam ten krótki tekst zastanawiałam się na ile sny są oryginalnymi tworami naszego umysłu, a ile jest w nich tego, co kiedyś gdzieś widzieliśmy, tego, co przechwyciliśmy z innych źródeł. Dawno temu ktoś mi powiedział, że podobno w snach nie widzimy nigdy nowych, obcych twarzy, tylko te, które już znamy, które kiedyś choć raz widzieliśmy... Podobno nasz umysł nie potrafi wygenerować czegoś z niczego...
Nie wiem na ile to jest prawdą, ale takie właśnie myśli nachodziły mnie, kiedy spisywałam któregoś dnia mój sen, który o dziwo w całości zapamiętałam!
Tekst poniżej prawie w całości przyśnił mi się jakiś czas temu. Dopisałam tylko kilka zdań wstępnych i zdanie lub dwa, które miały łączyć dane fragmenty...

Czy teraz, kiedy napisałam opowiadanie na podstawie mojego snu mogę nazywać się następną Stephenie Meyer, którą w snach nawiedził wampir Edward, przez co postanowiła napisać "Zmierzch"? XD

SZTORM

Kiedy tylko osiągnął wiek pełnoletni i ciotka wreszcie wypuścił Go z domu, od razu zaciągnął się jako marynarz na statek. Był inny i dobrze wiedział, że nie pasował do portowego miasteczka. Sam też, kiedy widział spojrzenia mieszkańców, nie czuł się jednym z nich. Chciał spróbować szczęścia na statku, zakosztować życia marynarza. Słyszał, że załogi czasem składały się z różnych ludzi i miał nadzieję, że właśnie tacy odmieńcy chętnie Go przyjmą i wśród nich poczuje się jak wśród swoich.
Inni członkowie załogi, bardzo różni od siebie, traktowali Go jednak jak kogoś gorszego. Mimo, że był świetnym marynarzem i miał zadatki na wyśmienitego sternika, nie darzyli Go przyjaźnią. Bo był inny od nich. Zbyt inny… Wyglądał prawie tak jak oni, zwykli ludzie. Z jedną malutką różnicą. On w przeciwieństwie do wszystkich innych nie miał ogona. Był inny…
Tylko Ona jedna traktowała Go jak równego sobie. Od pierwszego dnia, kiedy kilka lat po Nim znalazła się na ich statku. Od początku okazywała Mu przyjaźń i zainteresowanie. Od razu Ją polubił. Była córką kapitana okrętu…
Bardzo szybko połączyło ich coś więcej niż tylko przyjaźń. Zaczęło się od ukradkowych spojrzeń i przypadkowego dotyku. Jakiś czas potem, kiedy na okręcie wszyscy już spali, On i Ona łączyli się w pierwszych nieśmiałych i niezręcznych pocałunkach.
Pierwszy o wszystkim dowiedział się Jej straszy brat. Widział ich którejś nocy, kiedy statek cumował w porcie. Stali na dziobie złączeni w uścisku i gorących pocałunkach. Nie był zadowolony tym, co zobaczył. Tak jak reszta załogi, on też Go nie lubił. Bo On był inny i w dodatku był dużo lepszym sternikiem od niego. Widział jednak zmianę w swojej siostrze. Widział, że była szczęśliwa. Pewnego dnia podszedł do Niego i powiedział: „Jesteś inny, nie taki, jak my, ale widzę, że jest z tobą szczęśliwa. Możecie być razem, nic nie powiem ojcu, ale… jeśli Ją zranisz, zabiję Cię!”
Tak więc wspólnie przemierzali nieogarnione i nieprzebrane połacie wody, ciemno błękitne oceany.
Pewnego dnia był sztorm. Kapitan schował się pod pokładem statku powierzając Mu trzymanie steru i odpowiedniego kursu. Było to okropnie ciężkie zadanie. Woda przelewała się przez pokład i pryskała Mu w twarz. Mięśnie miał napięte do granic możliwości i siłował się ze sterem…
Zamknął oczy. Kiedy je otworzył, znajdowali się głęboko pod wodą. Statek sunął przed siebie płynnie, jakby unosił się w powietrzu, a nie był zanurzony w wodzie. Znów zamknął oczy. W wyobraźni zobaczył swoich rodziców. Ojciec uśmiechał się do Niego, a matka powtarzała: „Jesteś wyjątkowy. Inny od wszystkich i to jest Twoja największa zaleta, mój piękny synku!” Nie żyli od piętnastu lat, zmarli, kiedy On miał dziesięć.
Otworzył oczy. Pod wodą widział wszystko wokół takim, jakie było naprawdę. Wdział ich wszystkich, całą załogę. Otoczeni byli złocistą poświatą z pulsującymi, lśniącymi, czerwonymi sercami w piersiach. Widział Ją stojącą na środku pokładu. Jedną ręką trzymała się masztu. Kiedy odwróciła się do Niego, wydała Mu się najpiękniejszą istotą na świecie. Lśniła tak niesamowicie i uśmiechała się do Niego…
Znów zamknął oczy i kiedy je otworzył, byli na powierzchni i statek ciął wzburzone fale sunąc przez ich grzbiety. Sztorm powoli ustawał. Wszyscy wreszcie mogli odpocząć. Kapitan wyszedł na pokład i przejął od Niego ster. Tymczasem On ruszył na poszukiwania ukochanej. Nigdzie jednak nie mógł Jej znaleźć i nie wiedział, co się z Nią stało. Pytał wszystkich, lecz nikt nie wiedział.
Nagle ogarnęła Go rozpacz, bo dotarła do Niego straszna prawda. Fale ciskane przez sztorm musiały zmieść Ją z pokładu! Ocean musiał Ją porwać w swoje nieprzebrane otchłanie! Załamał się. Chciał od razu rzucić się za Nią w toń i szukać Jej, jednak któryś z marynarzy chwycił Go i powiedział: „Daj sobie spokój. Już po Niej!”
On jednak nie chciał w to wierzyć. Którejś nocy stanął na rufie z zamiarem skoku w ciemno błękitną toń. Już prawe to zrobił, kiedy nagle ktoś złapał Go za ramię i pociągnął na pokład. Kiedy padł na deski i popatrzył w górę, zobaczył nad sobą Jej brata, który powiedział: „Zabrał Ją ocean! Należ teraz do niego! Nie warto!”
Zacisnął pieści. Nie chciał się z tym pogodzić. Wiedział, czuł, że Ona gdzieś tam jest i czeka na Niego. Był pewny, że któregoś dnia Ją znajdzie!
Potem dzień za dniem snuł się po pokładzie bez celu nie widząc większego sensu w swoim życiu. Tam, na statku, pomimo tak wielu wspólnie przeżytych lat i przygód, wciąż nikt nie darzył Go przyjaźnią. Nikt z Nim nie chciał rozmawiać. Bo był inny. Ona była jedyną osobą, która okazała Mu zainteresowanie. Pokochała Go, a On Ją.
W końcu jednak Ją zawiódł. Powinien był Jej wtedy pilnować! Być przy Niej, nie spuszczać Jej z oczu. Jednak Ona przepadła już na zawsze i On też chciał teraz przepaść…
Kiedy znów przyszedł sztorm On był gotowy. Stał na dziobie i czekał. Czekał na fale. Gdy wreszcie się pojawiły, przywitał je z radością. Woda porwała Go gwałtownie w swoją wzburzoną toń. Zalała Mu oczy, nos i usta. Przez chwilę walczył z nią, by zaczerpnąć powietrza, jednak potem dał się całkowicie pochłonąć oceanicznej otchłani. Czuł jak Jego płuca palą Go i desperacko żądają kolejnego oddechu, kolejnej porcji powietrza. Czuł jak pulsują bólem.
W końcu przestał już walczyć i wstrzymywać oddech. Czuł, jak powoli opada w dół, głęboko w granat oceanu. Był już na skraju świadomości, kiedy przez półprzymknięte oczy zobaczył to. Jakiś dziwny blask zaraz nad nim, roztaczający się wysoko, ponad powierzchnią wody. W Jego stronę wyciągnęła się czyjaś rękę… A potem zobaczył Ją. Zebrał w sobie resztki sił i odepchnął wodę rękami i nogami. Popłynął w Jej stronę. Unosiła się zaraz pod powierzchną lśniącej, srebrzystej wody. Jej piękne, jasne włosy okalały Jej twarz, a Ona uśmiechała się do Niego.
Kiedy wreszcie do Niej dopłynął, złapał Ją w ramiona i oboje wynurzyli się nad powierzchnię wody. Wydawało Mu się, że patrzyła na Niego, jednak Ona była nieprzytomna… Chwycił Ją mocno i zaczął płynąć do brzegu.
Biała plaża ciągnęła się jak okiem sięgnąć we wszystkie strony, ale w oddali na horyzoncie widniał ciemny zarys lasu i unoszące się nad nim cienkie stróżki dymów. Położył Ją na mokrym piasku i nacisnął kilkakrotnie Jej klatkę piersiową. Kiedy odzyskała przytomność, przytulił Ją mocno do siebie. Potem pocałował Ją, a Ona odpowiedziała tym samym. Przez dłuższą chwilę trwali w namiętnym pocałunku. Potem On odsunął się od Niej i wtulił twarz w Jej pierś. Czuł, jak z oczu płynęły Mu łzy. Był szczęśliwy, że wreszcie Ją odzyskał. Objął Ją mocniej i zawołał: „Już nigdy Cię nie opuszczę! Nigdy! Zostanę z tu Tobą na wieki! Nigdy Cię nie opuszczę!”
Ona również Go objęła. Potem ująwszy Jego twarz w dłonie popatrzyła Mu w oczy. Z lekkim uśmiechem pocałowała Go w czoło i powiedziała: „Oczywiście mój kochany. To tak, jak chce nasze Przeznaczenie. Będziemy tu już razem na zawsze. Ja i Ty na wieki w życiu po życiu…”

W oceanie.jpg

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
1 Comment
Ecency