Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku

image.png

Przeczytałam mój prezent świąteczny - "Kajś" Zbigniewa Rokity. Z mojego punktu widzenia dla mieszkańców Śląska to pozycja obowiązkowa, niezależnie od tego, czy odczuwają tożsamość śląską, czy też nie.
"Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" została nagrodzona nagrodą NIKE.
Ponadto z ciekawostek - tą książkę z dedykacją "podrzucił" do naszej bykowińskiej Książkodzielni europoseł Łukasz Kohut; ja jej niestety wtedy nie upolowałam, ale na święta otrzymałam własny egzemplarz.

image.png

image.png

Źródło: Facebook, profil Ewa Chmielewska, radna Rady Miasta Ruda Śląska

No ale do rzeczy, o książce. Jest to reportaż mieszkańca Śląska, który nie posiadał tożsamości śląskiej, sporo czasu przebył w Krakowie, a wskutek zbiegu wydarzeń zaczął szukać swoich korzeni i odkrył to, co łączy wielu Ślązaków - galimatias jeśli chodzi o narodowość i państwowość, brak jednoznaczności, brak czerni i bieli. Jeden dziadek walczył w Wehrmachcie, drugi był śląskim powstańcem, który serce oddał Polsce.

image.png

Pomnik ku czci bohaterom Powstań Śląskich, Stara Bykowina, zdjęcie własne

Bardzo ciekawie opisane jest to, jak autor poszukuje swych korzeni, odszukuje przodków, tworzy drzewo genealogiczne i odkrywa tajemnice pochodzenia. Aż chciałoby się samemu znaleźć co nieco o swoich korzeniach, ale niestety nie jest to takie proste. Rokita również spędził na tym bardzo dużo czasu i wszystkiego nie odkrył.
Sięga również pamięcią do własnych wspomnień - jak np. Babcia, mówiąca perfekcyjną polszczyzną, potrafi z koleżankami bez problemu przejść na ślonsko godka. Znam to, mój mąż też onegdaj mnie tak zaskoczył.

image.png

image.png

Te wszystkie wspomnienia, biegi zdarzeń doprowadzające do takiego a nie innego stanu rzeczy, kontrasty autor kwituje następująco: Być może ma to znaczenie, być może nie ma żadnego.
Znaczenie ma zapewne to, czego dowodzi autor - że Śląskość się rozmywa, rozcieńcza, a pamięć odchodzi. Walka o uznanie języka śląskiego jest tak naprawdę walką o jego przetrwanie, bo inaczej grozi mu zapomnienie.

image.png

Czy rację bytu miałaby Republika Górnośląska, gdyby dano taką opcję w plebiscycie? Szanse na przejście w głosowaniu ten twór miałby spore, ale na przetrwanie pewnie żadne.

image.png

Arcyciekawa jest kwestia granicy międzywojennej. Śląsk został wówczas brutalnie poszatkowany. Jak wiadomo, Śląsk to aglomeracja, gdzie miasta przechodzą płynnie jedno w drugie, często trudno zauważyć, że przejechało się granicę. Podzielenie Śląska pomiędzy państwami według miast byłoby jednak zbyt proste i tak podzielono ludziom domy, ogródki, pola i ulice.
Znam to z opowieści, jak to kiedyś tramwajem do Zabrza przekraczało się granicę, ale jeszcze lepiej obrazują to zdjęcia:

image.png

1936, Kuźnia Nieborowska pod Gliwicami, granica między II Rzeczpospolitą a III Rzeszą, wytyczona po plebiscycie i III Powstaniu Śląskim - ojciec z gospodarstwa leżącego po polskiej stronie przywołuje dziecko, bawiące się już na niemieckiej ulicy. W wyniku arbitralnych paryskich ustaleń wieś została bezsensownie poszatkowana – nawet przejście do szopy na własnym podwórku może okazać się wizytą w innym kraju. Niewiele lepiej jest w miastach, na przykład tory tramwajowe z polskiego Chorzowa do polskiego Szarleja przebiegają przez niemiecki Bytom – na krótki czas przejazdu wagony są plombowane, a na stopniach staje pogranicznik, pilnujący składu osobowego. Zdjęcia i rzuty 3d obrazujące tego rodzaju absurdy mają wpływać na niemiecką opinię publiczną, przygotowując ją na zbrojne rozstrzygnięcie sporów terytorialnych z Polską.
Zdjęcie: Heinz Rogmann, „Schlesiens Ostgrenze im Bild”, Śląska Biblioteka Cyfrowa.
Źródło: Facebook - profil "Krótka historia jednego zdjęcia"

image.png

Fragment granicy w Kuźni Nieborowskiej, również z książki Heinza Rogmanna „Schlesiens Ostgrenze im Bild”
Źródło: Facebook - profil "Krótka historia jednego zdjęcia"

image.png

Niemiecko-polska granica w Kuźni Nieborowskiej. Fot. Poklekowski Breslau.
Źródło: polska-org.pl

image.png

Niemiecko-polska granica w Górkach Śląskich. Fot. Poklekowski Breslau.
Źródło: polska-org.pl

Nieodłączną częścią historii Śląska jest Tragedia Górnośląska. W polskich (komunistycznych) obozach wymordowano w 1945 roku tysiące Ślązaków - w świętochłowickim obozie Zgoda około 2 tysiące osób. Reportaż obejmuje też tę część bolesnych wspomnień.
Obecnie na terenie obozu znajdują się ogródki działkowe, jedynym upamiętnieniem jest pozostały fragment bramy i tablice pamiątkowe.
image.png

Źródło: dzieje.pl

Książka traktuje o wielu tematach, nie w sposób poruszyć wszystkie, ale mnie poruszyła jeszcze szopienicka ołowica. Niby każdy katowiczanin doskonale o tym wie, nic nowego, a jednak, czytając znowu o skażeniu szopienickich dzieci, trudno przejść nad tym obojętnie, zwłaszcza mieszkance Katowic. W latach 70. tysiące dzieci ucierpiało na skutek mieszkania w bezpośrednim sąsiedztwie Huty Metali Nieżelaznych Szopienice. Dzieci bawiły się w gęstym dymie i spalinach. W hucie zainstalowane były filtry, które po latach okazały się być atrapami. Oczywiście w Polsce Ludowej słowa "ołowica", "skażenie" były zakazane, było to przecież państwo niekończącego się sukcesu i dobrobytu. Tym trudniejsza i bardziej ryzykowna była walka o zdrowie mieszkańców Szopienic.

image.png

Źródło: cosnowego.kul.pl

image.png

Źródło: Wprost


Podsumowując, świetna pozycja na mojej półce. Wiele kwestii może być oczywistych dla rdzennych mieszkańców Śląska, ale niektóre zaskoczą. A dla każdego, kto chce choć drobinę zrozumieć śląskość, jest to lektura obowiazkowa.

Na koniec sucharek:
-Jak się nazywa eskimos po śląsku?
-Gorol
:)

image.png

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
1 Comment
Ecency