SPM #49: Wet Leg - Wet Leg

Girlsbandów promujących wyższą formę ekspresji - czy kpiny z niej samej jest wiele. Zwłaszcza w domenie punkowej, metalowej, bądź co bądź - rockowej.

U nas takim przykładem są chorzowskie Szklane Oczy, u Amerykanów niegdyś Siouxsie & The Banshees, u Niemców Malaria! z nieznaną do tej pory Gurdun Gut. Jednak traf chciał, że to w pewnej prestiżowej szkole
spotkały się dwie, mocno nieujarzmione jakimkolwiek glissem czy pudrem przyjaciółki chcące grać tak dobrze, jak nigdy dotąd niemieckie czy irlandzkie czy jakiekolwiek amerykańskie, europejskie zespoły nie miały okazji grać. Hester Chambers i Rhian Teasdale - bo o nich mowa, dokonały czegoś prawdziwie nie wyobrażalnego, tworząc prawdziwy kwartet grający nietypowe utwory jak rekordowo odsłuchiwany w streamingu i na YouTube Chaise Longue właśnie.

Ich sława jakoś nie umyka uwadze wielkich koncernów, jednak one wydały swój debiutancki album w Domino Recordings, które jak na warunki niezależnego labelu tak dużym wydawnictwem nie jest. W dodatku sławy sprzysporzyło zagranie kilka koncertów na SXSW, dla BBC i dla Arte. Oraz krótka sesja w New Yorkerze.

Jednak skupmy się na punkcie centralnym samego tworu (lub jak to woli: koncept-albumu).

Początek brzmi typowo blondinowsko. Being in Love to słaby, ale nie wymagający głębszej refleksji utwór. Czysty bubblegum pop połączony z dużą ilością szumów. To tyle.

Wisieńka na torcie - albo raczej brzoskwinia w serniku brzmi dosyć niebotycznie dziko.

"Mamo, tato /
Poszłam do szkoły i dostałam ocenę
Dostałam wielką pałę,
poszłam do szkoły i dostałam wielką pałę (...)"

Tekst jednak dosyć prosty w swej naturze erotycznej, lecz traktuje o innej orientacji seksualnej podmiotu niż ta zwyczajowa. Chaise Longue to oczywiście romantyzm lekkich obyczajów w pigułce. Na dodatek wyświechtany i zarazem tak wyrażnie oraz soczyście zaśpiewany.

"Czy masz posmarowaną muffinkę?"

  • to chyba pytanie na które zazwyczaj w ciągu pierwszej randki nie ma na nie odpowiedzi. Ale czy można smarować mufinkę dżemem porzeczkowym?

Moim zdaniem to czysty hit, nie tylko przebijający na głowę wszystkie te Baby Sharki, reklamy głupich pseudo-aliekspresowych tworów, ale i boty dzwoniące z prośbą, czy chcesz u siebie założyć panele słoneczne, pod warunkiem że złożysz wyznanie wiary w wszechobecną entropię.

Angelica to już kategoria tzw. "songów dziewczyn za pięknych na bycie samobójczyniami, ale nie złych na to, aby szerzyć powszechną cisgeniczność". Głos Vocodera w tle to Michael Champion zapewne. Niby genialne brzmienie, ale całość tekstu taka mniej fantazyjna. Nie chodzi tu o produkcję masowych evergreenów, ale chociaż na wybicie się szerszym pasmem do jak najbardziej mało zaangażowanej sfery odbiorców.

"Mam prawie 28 lat
i uciekam daleko od mojej twarzy"

Ten dosyć chimeryczny tekst utworu I Don't Wanna Go Out mówi o rozstaniu z boleścią dla obu stron. Dużo marzeń sennych, oraz demonstracyjnego zwracania na siebie uwagi w celu odbicia swojej narzeczonej. Na pewno na tym tracku nie starałbym się wcisnąć Ctrl + Alt + Delete, bo jest nawet całkiem rozwinięty w pewne abstrakcje, których zapewne kolejny utwór, o którym za chwilę powiem - nie ma, ale jest on takim yatesowskim eposem, miniaturą o niespełnieniu w życiu oraz odwiecznego umierania za kogoś.

Kawałek o masturbacji? Proszę bardzo. Wet Dream to czysta podróż w dalekie Buffalo (nie tylko te na DVD, ale IRL) oraz poprzez rubieże własnych organów i przeżytków związanych z orgazmami, ejakulacjami czy innymi oktoplazmozami.

Na koniec dodam, że Hester grająca na basie śpiewa w utworze Convincing i ma czysto postawioną barwę głosu jak Florence Welch. Prawie identyczną. Ale dosyć też zerojedynkowość tekstu zabija myśli o innych intencjach autorki, niż te odgórnie postawione.

Debiut moim zdaniem jeden z najgłośniejszych, i mający tu na uwadze wszystkie brytyjskie formacje jak SHAME, Dry Cleaning czy Fontaines D.C. które są przesiąknięte tym męskim punktem widzenia w pojmowaniu tego charakteru art punka, nie dający się zaprogramować tylko w jeden estetyczny karb. Może być queerowy, może być bisex, albo demi-seksualny, ale zawsze odważny. I takiego duetu, czyli kwartetu nam trzeba.

p.s. Ur Mum to chyba inspiracja dla wielu wokalistek, jak należy linearnie się drzeć w kanwach prostego stereo.

Ocena: (7/10,5)

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now