Dzień pełen jednej przygody

Uzdrowiskowego wypoczywania i zwiedzania ciąg dalszy. Pogoda w kratkę, także było trzeba się dostosować do aury.

Na początek krótki spacer po miasteczku.


Dawny Kurhaus, dzisiaj sanatorium Gryf. Tak wielkie, że jak je Niemcy założyli to po kilku latach zbankrutowało, aż przejęli je Żydzi, którzy doprowadzi je do przekształceń. (Masakryczne są te reminiscencje wycieczki sprzed dwóch dni). Sanatorium było po prostu potem popularne wśród Żydów.


Sanatorium Podhale. Te wielkie blendy to pozostałość po dawnym oknie panoramicznym w jadalni, z której był piękny widok na park francuski. Po wojnie sanatorium rozreklamowało hasło: Chcesz mieć córkę albo syna, jedź na wczasy do Połczyna.


Park francuski. W ogóle park zdrojowy jest tu na prawdę duży. Część to w zasadzie las nad Wołgą. Przepraszam Wogrą.


Sucha tężnia. W kategorii żenujących tężni całkiem wysoka pozycja. Szkoda, że tężnia nie działa bo byłoby przyjemnie.


Park Zdrojowy jest tak duży że czasem widać jak część francuska przechodzi w część angielską poprzez zaniedbanie. Na szczęście to nie jest powszechny widok.


W Połczynie trudno spotkać luksusowe hotele takie jak w Kołobrzegu, Sopocie czy nawet Dźwirzynie. Ma to też swój urok. Można by zrobić wycieczkę szlakiem opuszczonych sanatoriów lub lokali.


Mają ciekawe drzewa


Apokaliptyczne, opuszczone przedszkola, choć to nie wygląda na jakieś bardzo stare.


Jest też pałac w miejscu dawnego zamku.

Po południu przyszedł czas na wycieczkę rowerową. Celem było podobno ładne jeziorko.


Na deptaku w mieście jechaliśmy pod parasolkami. Takie same lub podobne spotkaliśmy w Lesznie, jurajskim Olsztynie i Goczałkowicach w ogrodzie.


Było ładnie choć rowery jakie mieliśmy z ośrodka nie sprawiały nam przyjemności z jazdy. Brak przerzutek. Choćby trzech... Choć widoki bardzo ładne. Naturalne jak to na Dzikim Zachodzie.


Niestety to była nasza wtopa. Pytaliśmy w ośrodku i podobno ten most miał być przejezdny. Jednak mapy nie kłamały. Nie był. Przejść w bród by się dało, ale była by to błotna zabawa. Zawróciliśmy.

No i się zaczęło. Najpierw spadł łańcuch. Zdarza się.

Po 3 minutach w moim rowerze odpadł pedał... Narzędzi brak, wszak to rowery z ośrodka. Za pieniądze podobno.

Było komicznie. Najpierw rower stał się hulajnogą. Potem jechałem jak bez prawej nogi. W końcu złapałem się żony, ale po kilku okrzykach by żwawiej i szybciej mnie holowała zamieniliśmy się rolami. Przydał się pasek.

Trasa była piękna, no ale do powtórzenia na czymś co się nie rozpada. To był szlak między Połczynem a Złocieńcem, który poprowadzono w śladzie dawnej linii kolejowej.


Mijaliśmy Międzyborze i było pięknie, ale nie miałem czasu na zatrzymywanie się. Korzystałem z rozpędu i obrotów korby. Na zdjęciu powyższym sanatorium w Borkowie, które miało swój straszny epizod za nazistów, którzy stworzyli tu sobie aryjską rozmnażalnie.

Na koniec bohaterowie dnia z zaznaczonymi usterkami. Jutro idziemy do innej wypożyczalni.



This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io


20726
Cycling, Daily Activity

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
1 Comment
Ecency