Pełzające grzybki, palce umarlaka i wiadomość od Leszego.


Nadszedł moment by przyznać, czego tak naprawdę szukałam w Puszczy Białowieskiej. Żubry, wilki... tak, to wszystko prawda. Bardzo chciałam je zobaczyć. Właściwie były najwyżej na liście życzeń, dopóki tuż przed moim wyjazdem pan Wajrak nie wrzucił na fanpejdż zdjęcie śluzowca. Dosłownie oszalałam. Rzuciłam się w odmęty sieci, w świat paździoreczków, gmatwianek i kędziorków. Chciałam wierzyć, że przynajmniej jedna zagadka mojego dzieciństwa została rozwiązana - spotkanie z "obcym" podczas jednej z wielu wycieczek do lasu. Nawet tata (który przecież wiedział WSZYSTKO) nie był w stanie mi wytłumaczyć, czym jest ten dziwny, śluzowaty placek rozciągnięty pod powalonym pniem. To było ponad 30 lat temu, a ja wciąż pamiętam.

Śluzowce nie są wcale czymś wyjątkowo rzadko spotykanym, po prostu mało kto zwraca na nie uwagę. Są tak niezwykłe, że nawet naukowcy mają kłopot z ich sklasyfikowaniem, łączą bowiem cechy grzybów i pierwotniaków. Pełzają sobie w koloniach niczym ameba, szukając pokarmu i dogodnych warunków. Gdy przychodzi czas się rozmnożyć udają się zgodnie w nieco bardziej wyeksponowane i nasłonecznione miejsca (wtedy łatwiej je zauważyć) i wchodzą w fazę tworzenia zarodni istotnie zmieniając swoje oblicze. I w tej formie przybierają niezwykłe kształty.

Nie ukrywam, nieco się na punkcie śluzowców zafiksowałam i skrycie marzyłam, by tak jak pan Wajrak, natknąć się podczas spaceru na jakiś piękny okaz. Ostatnia szansa nadeszła pod koniec pobytu w Białowieży, gdy pod opieką pani Lucynki, licencjonowanej przewodniczki, weszłyśmy do rezerwatu ścisłego w parku narodowym. Andzia wypatrywała żubrów, a ja pilnie lustrowałam powalone drzewa. Jakoś wstydziłam się zapytać: przepraszam bardzo, czy mają tu państwo śluzowce?

Pani Lucynka była świetna. Z zaangażowaniem opowiadała o drzewach i mieszkańcach lasu; wyraźnie jednak wykazywała zamiłowanie do mniejszych organizmów - grzybów i porostów. Czułam, że jest nadzieja.

W puszczy panuje cudowny bałagan. Przestrzeń między drzewami zasłana jest powalonymi pniami w różnym stopniu rozkładu - jak upadły, tak leżą. Gdzieniegdzie, przy drogach i ścieżkach widać interwencję człowieka - niektóre kłody pocięto na mniejsze kawałki, ale pozostawiono je na miejscu. Liczne stare i martwe drzewa wciąż stoją dumnie, podziurawione prze korniki, larwy i dzięcioły.









Znalazłam wiele ukrytych wiadomości od ducha lasu, trudnych do odszyfrowania. Na moje oko to coś w rodzaju: Ręce precz od drzew!

Tutaj drzewa są pozostawione samym sobie i osiągają rozmiary rzadko spotykane w innych lasach. Nigdy nie widziałam takiej sosny.


Największą zabawę miałyśmy w odnajdywaniu i nazywaniu różnych gatunków grzybów przy pomocy aplikacji "obiektyw". Pani Lucynka podpowiadała nam te trudniejsze do zidentyfikowania. Jak w szkole :) Wbrew wszelkim oczekiwaniom nawet wypatrywanie dużego zwierza zeszło na dalszy plan, tak się wkręciłyśmy. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zainteresuje mnie inny grzyb niż kania i pieczarka. Dzięki aplikacji mogłam podpisać większość naszych znalezisk. Nie żebym przywiązywała do tego nadzwyczajną wagę - po prostu uwielbiam brzmienie niektórych nazw!

Przedstawiam: Wroślak szorstki (biały) oraz skórnik szorstki (żółty).

Purchawka chropowata.

Opieńka żółtawa, mniam mniam.

A tutaj Świecznik rozgałęziony, moja nazwa robocza: koralowiec.

Okazuje się, że to też jest grzyb - jamkówka rzędowa.

Wiedzieliście, że jest aż tyle grzybów? I że one są takie różne i piękne?!

Galaretnica purchawkowata (lub mięsista - są do siebie bardzo podobne i ciężko mi rozstrzygnąć)

Pawężnica pergaminowa w dwóch odsłonach:

I bardzo rzadki, chroniony promieniak wilgociomierz.

Na koniec zostawiłam chyba najbardziej fascynujące znalezisko - próchnilec maczugowaty zwany potocznie palcami umarlaka.

Tutaj faktycznie wyglądał jak czubek stopy wystającej z pnia.

Po godzinie wędrówki pełnej okrzyków zachwytu nad każdym znaleziskiem poczułam, że to jest ten moment i spokojnie mogę zapytać o śluzowce. I wtedy pani Lucynka rzuciła od niechcenia:

– Kawałek dalej widziałam ostatnio śluzowca, może uda mi się go znaleźć.

Prawie rzuciłam się jej na szyję! Przyznałam się do swojej świeżej fascynacji i chyba dzięki temu przewodniczka zaczęła uważniej wpatrywać się w otoczenie - w efekcie udało nam się znaleźć kilka okazów! Jak mnie ktoś teraz pyta, czy widziałam żubry, to odpowiadam:

– Żubry? Panie, jakie żubry. Śluzowce były!

Oto moje trofea:

Zapletka czołgaczek (ta żółta siateczka)

Rulik nadrzewny

Kędziorek mylny

Oraz wykwit piankowy, w schyłkowej formie i fotografowany na dużym zoomie, bo rósł sobie poza szlakiem.

Mniej więcej tak musiał wyglądać w dniach swej świetności:

autor: <Jerzy Opioła>, CC BY-SA 4.0 https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0, via Wikimedia Commons

To tylko 4 z około 200 występujących w Polsce gatunków, ale od czegoś trzeba zacząć. Ależ byłam zadowolona. Nawet fakt, że o włos minęłyśmy się z gangiem jeleni, o czym donieśli spotkani po drodze turyści, nie zepsuł mi humoru.

Standardowy szlak w rezerwacie kończy się przy Dębie Jagiełły, a raczej jego rozkładającym się pniu. Drzewo runęło powalone wichurą w 1974 roku mając około 450 lat.

Czy jest mi smutno z tego powodu? Nie do końca. Przyroda jak nikt inny pokazuje nam sens śmierci, która może dać życie.

Las jest wspaniały. Tutaj nic się nie marnuje i wszystko ma swoje miejsce. Wystarczy zostawić go w spokoju. Swoją drogą ciekawe, jak on sobie radził biedny bez człowieka i jego regulacji. Musiało być ciężko.

Tuż przed opuszczeniem rezerwatu spotkałyśmy takiego gościa - wawrzynek wilczełyko. Niepozorna i zabójcza roślinka!

Z szacowanych dwóch godzin zrobiły się trzy, a i tak trudno nam się było rozstać. Podwiozłyśmy panią Lucynkę, która przyjechała z Hajnówki, na przystanek. Jadąc wzdłuż polan wypatrywałyśmy jeszcze oczy z nadzieją na ostatnie spotkanie dużego zwierza. Nawet przez chwilę nam się wydawało, że coś się rusza w trawie... Że jakiś cień przemknął. Andzia cofnęła samochód powoli i zastygłyśmy w oczekiwaniu. Owszem, pojawił się cień oraz jego właściciel - kot. Płakałyśmy ze śmiechu, łowczynie, psiamać.

Właśnie sobie przypomniałam, że obiecałam wysłać przewodniczce moje zdjęcia śluzowców! Dwa miesiące temu!

Kończę więc, trzymajcie się zdrowo :)

@wadera

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
13 Comments
Ecency