Wyjazd do Ameryki Południowej wpis nr. 32 Chile - Base de las Torres


Przed wyjazdem do Ameryki południowej bardzo długo przymierzaliśmy się do naszego pobytu w Patagonii. Nie za bardzo było wiadomo, czego można się tam spodziewać. Będzie wczesna wiosna, więc pogoda ma być kapryśna – zimne noce, deszczowe dni, więc spanie w namiocie może się udać, ale również może okazać się to po prostu niemożliwe. Góry są wyjątkowo dzikie, tak przynajmniej myśleliśmy, wiec trzeba mieć ze sobą dużo, dużo prowiantu, ale ile? Tego nie wiedział nikt. Czy będą tam szalki górskie wytyczone i oznakowane na wzór tych naszych górskich pięknie przygotowanych szlaków? Mapa czy jest e Polsce do kupienia jakaś sensowna mapa tego terenu? Miliony pytań, mało odpowiedzi. Jednym słowem powiem tyle: jeszcze nigdy w życiu nie byliśmy tak mało przygotowani na wyjazd w góry jak właśnie na ten wymarzony przez całe życie wyjazd w góry Patagonii.

IMG_7289.jpg

Będąc jeszcze w Polsce snuliśmy ambitne plany o zrobieniu „trasy W” albo jeszcze większą „trasę O”, ale poziom komplikacji był niesamowity. W Chile okazało się, że wszystko na czym tylko da się zarobić jest sprywatyzowane. Parkami Narodowymi zajmuje się organizacja CONAF będąca czym jakby połączeniem Lasów Państwowych z PTTK. CONAF jest to teoretycznie organizacja non profit jednak nie przeszkadza jej to w pobieraniu opłaty wysokości ok 200 zł za bilet wstępu do parku. Na tym bilecie można wejść do parku i spędzić w nim 3 dni, ale to nie koniec wydatków. W parku kilka lat temu pewien turysta biwakujący na dziko spowodował okrutny pożar, w efekcie którego spłonęła znaczna część drzew. Przyczyniło się to do całkowitego zakazu, biwakowania na dziko. Zakaz zakazem, można je łamać, zwłaszcza gdy chodzi o spanie w lesie, tak przynajmniej podpowiada mi mentalność polaczka cwaniaczka, ale kary za łamanie tego zakazu są niemal nieuniknione, i tak wysokie (ok 10 000 zł), że skutecznie odstraszają nie tylko Polaczka cwaniaczka, ale również i Amerykanina z Doliny Krzemowej, czy Szwajcara z Davos. Może książę z Monaco, albo oligarcha z Moskwy nie przejmą się taką kwotą, ale za to groźba kary więzienia do lat trzech nawet ich powinna powstrzymać. Jedyną możliwością noclegu na terenie Torres del Paine jest nocleg w prywatnych schroniskach, lub bazach namiotowych, jednak ich liczba jest bardzo ograniczona. Tu można cofnąć się do czasów liceum i przytoczyć proste prawo popytu i podarzy. Liczba turystów chcących odwiedzić Torres del Paine jest z roku na rok coraz większa. Liczba miejsc noclegowych jest stała i mała, więc cena nocleg bardzo wysoka i trzeba je rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. My o tym nie wiedzieliśmy i gdy zabraliśmy się za planowanie naszych trekkingów to okazało się, że jest to możliwe, ale najwcześniej w czasie w którym już planowaliśmy wracać do Polski…. Musieliśmy obejść się smakiem i ograniczyć nasze zwiedzanie Torres del Paine do jednodniowych wypadów, a że cała pętla wokół Parku Narodowego liczy około 130km skazani byliśmy na mocno okrojoną wersje. Musieliśmy odpuścić sobie najpiękniejsze zakątki Parku, takie jak punkt widokowy „Britanico” położony w kotlinie otoczonej przez monumentale skalne szczyty czy przełęcz Johna Gardnera z której można podziwiać szeroki na 5 i długi na 30 kilometrów lodowiec Grey, który mimo iż gigantyczny to jest zaledwie jednym z 49 lodowców spływających z Południowego Lądolodu Patagońskiego.

IMG_7215.JPGIMG_7219.JPG

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, przynajmniej jest jeszcze powód aby kiedyś wrócić w to miejsce. Teraz przynajmniej będziemy wiedzieli jak zaplanować taką podróż.

Szczęście w nieszczęściu jest takie, że pogoda dopisała nam wyśmienicie. W hostelach w Puerto Natales aż huczy od opowieści o ludziach którzy spędzili w Torres del Paine tydzień czasu i nie widział niczego poza mgłą, choć każdego dnia wyprawiali się w góry z nadzieją, że tym razem wysiłek zostanie nagrodzony pięknymi widokami, a nie tylko mgła.

IMG_7244.jpgIMG_7249.JPGIMG_7285.JPG

Nasza pierwsza wyprawa do parku zaprowadziła nas do najbardziej popularnego punktu widokowego. Te trzy granitowe iglice Torres del Paine patrząc od lewej liczą odpowiednio po 2500, 2460 i 2260m n.p.m. My jako zwykli śmiertelnicy mogliśmy je podziwiać co najwyżej ze wschodniego brzegu jeziora Lago Torres z punktu widokowego Base Las Torres znajdującego się na wysokości ok 880m n.p.m. Zachodni brzeg jeziora zarezerwowany jest dla profesjonalnych wspinaczy, ale to już nie w tym życiu, bo trzeba być naprawdę wspinaczem światowej klasy aby wspiąć się na którąś z tych wież. Aby dostać się do punktu widokowego musieliśmy przejść 23km i pokonać różnicę wzniesień wynoszącą 1100m. Całe szczęście trasę robiliśmy bez naszych plecaków, które spokojnie czekały na nas w Puerto Natales więc z uśmiecham zrobiliśmy ten trekking raz dwa.

IMG_7330.JPGtrasa.jpgIMG_7198.JPGIMG_7226.JPGIMG_7326.JPGIMG_7328.JPG

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
4 Comments
Ecency