Wyjazd do Ameryki Południowej wpis nr. 12 Paragwaj – Cerro Tres Kandu


Bardzo Lubimy z Agatką chodzić po górach i za każdym razem gdy odwiedzamy jakiś nowy kraj staramy się zdobyć jego najwyższy szczyt. Przed wyjazdem do Ameryki Południowej wiedzieliśmy, że zdobywanie najwyższych szczytów w krajach Andyjskich takich jak Argentyna, Chile, Peru, Boliwia, Ekwador, i Kolumbia są zdecydowanie poza naszym zasięgiem. Brazylijski najwyższy szczyt Pico da Neblina teoretycznie moglibyśmy zaatakować bo ma wysokość zaledwie 2994m n.p.m. więc jeśli nie byłby bardzo trudny technicznie to da się go jakoś zdobyć, ale rzut okiem na mapę rozwiał nasze marzenia. Szczyt znajduje się w samym środku Amazonii więc dotarcie do niego byłoby prawdopodobnie niemożliwe, a lektura Wikipedii, która informacje o muchach i komarach przenoszących niebezpieczne choroby, przemytnikach koczujących w tym regionie oraz konieczności uzyskania niezbędnego zezwolenia na zdobycie szczytu spowodowały, że bardziej prawdopodobne dla nas byłoby zdobycie jakiegoś sześciotysięcznika niż tego Pico da Neblina, a szkoda bo góra jest bardzo ładna.

Po tej szybkiej selekcji pozostały nam dwa najwyższe szczyty w Paragwaju i Urugwaju. Tylko ich zdobycie było w zasięgu naszych umiejętności oraz zasobów finansowo-czasowych, przy czym najwyższy szczyt Urugwaju - Catedral liczy zaledwie 513 m n.p.m. i wygląda bardzo nieatrakcyjnie. Napaliliśmy się więc na Paragwaj i jego Cerro Tres Kandu liczące 842m n.p.m. Nie wiele, powiedziałbym nawet, że mało - bo to tylko o 100 metrów więcej niż Ślęża, a suma podejść jest prawie taka sama jak z parkingu w Palenicy do Morskiego Oka. Przed wyjściem myśleliśmy, że ten szczyt to będzie bułka z masłem, jednak szczęśliwe wyjście i zejście z takiego dziada nie jest takie proste.

IMG_6266.JPG
IMG_6264.JPG
IMG_6272.JPG
IMG_6305.JPG

Był październik, w Paragwaju trwała wiosna, a to oznaczało, że termometr w dniu naszej wyprawy pokazywał 42°C. Na przejście całej trasy trwające zaledwie 3 godzin 49 minut, zużyliśmy 5 litrów wody, a gdybyśmy mogli wypić więcej to też by się wydudniło jednym łyczkiem. Ten upał daje nieźle w kość. Zasugerowałby ktoś aby iść przed świtem, albo po zmroku, wówczas upał nie będzie taki uciążliwy, ależ nic bardziej mylnego! Próbowaliśmy zrobić tak: Dojedziemy do miejscowości naj bliżej szczytu jakieś 5 km od właściwego podejścia, będzie wieczór, więc przed zmrokiem ruszymy w trasie przejdziemy te 5 km i w nocy rozbijemy się w namiocie gdzieś pod szczytem, a o świcie tylko szybko myk, myk zdobędziemy szczyt i nim nastanie południe a słońce zacznie prażyć my będziemy już wracać klimatyzowanym autobusem do miasta. Plan idealny, ale po przejściu ok kilometra, opuszczeniu ostatniej miejskiej zabudowy i wejściu w teren polny teren okazało się, że gdy zaświeci się latarką na pobocze, to widać jakieś małe niebieskie błyskotki. Najpierw myślałem że to jakaś rosa się błyszczy, ale po zbliżeniu się i dokładnemu przyjrzeniu, okazało się, że to nie rosa tylko oczy należące do małej wstrętnej tarantuli, a właściwie całego stada tarantul. I to było to pierwsze przerażające spotkanie z czymś, czego się najbardziej tutaj boję, czyli pająkami. Te pająki były dość małe, trochę podobne do naszych polskich pająków zamieszkujących każdy strych i każda piwnicę, no tylko troszkę grubsze i z wyraźnym „dupskiem na jad”. Ok czuję się niekomfortowo, ale idziemy dalej, przecież kilka pająków na poboczu nie mogą pokrzyżować naszych planów zdobycia najwyższego szczytu, jednak w przeciągu kolejnych 10 min wraz z zapadająca nocą ilość pająków na poboczu gwałtownie rosła, a ich rozmiar przyrastał proporcjonalnie do przebytych metrów... nagle na środku drogi ok 10 metrów przed nami zauważyłem dziwny czarny kamień. Mój umysł chciał widzieć kamień, ale niestety to była ogromna tarantula. Na pewno istnieją większe pająki, ale tamten był już zbyt duży na moje skołatane nerwy! Decyzja musiała być jedna - pospieszny odwrót! Ja uciekam, a Agatka rozbawiona idzie do tej bestii zrobić jej zdjęcie. Krzyczę do niej niech ucieka, bo przecież jej życie jest w niebezpieczeństwie, ale ona pstryk pstryk aparatem i dobrze zrobiła, bo teraz po roku od tamtych wydarzeń już nikt z nas nie pamięta dokładnie jak wielkie te pająki były. Agata twierdzi że były bardzo duże, a ja uważam że wcale takie wielkie nie były, tylko po prostu bardzo się ich bałem.

IMG_6278.JPG
IMG_6283 (1).jpg

Na szczęście w dzień pajaki śpią schowane w jakiś norach, a ja już wolę cierpieć na słońcu niż być zjedzonym prze pająki dlatego następnego dnia w pełnym słońcu ruszyliśmy i zdobyliśmy szczyt Cerro Tres Kandu, jednak nie zostaliśmy w tym rejonie ani jednej nocy dłużej.

trasa.jpg

https://www.strava.com/activities/2879895338

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
9 Comments
Ecency