Wyjazd do Ameryki Południowej wpis nr. 10 Paragwaj – Wodospad Monday


W poprzednim wpisie obiecałem, że kolejny będzie dotyczył pewnej elektrowni wodnej, bo i taka miała być kolejność zwiedzania okolic Cuidad del Este, ale po dotarciu do bram elektrowni okazało się, że jest już zamknięta i na najbliższą możliwość zwiedzania musimy poczekać do następnego poranka. Trochę nam to podcięło skrzydła, bo nie taki był plan, a w oczach Agatki widziałem już ten wzrok mówiący „zlituj się i odpuść sobie to zwiedzanie elektrowni”, więc zaczynaliśmy się zastanawiać, czy jest warto zostawać kolejny dzień w tym największym sklepie ameryki południowej tylko po to by zwiedzić to miejsce. Moje wątpliwości rozwiał przyjazny Paragwajczyk, pracownik elektrowni, który zabierając nas na stopa pomógł dostać się z przedmieść z powrotem do centrum miasta, a przy okazji gorąco zachęcił do powrotu w dniu kolejnym, bo jak twierdził nie zobaczenie zapory wodnej Itaipu to byłby poważny błąd.

Zapadła decyzja: zostajemy dzień dłużej. Pojawia się pytanie: co może zaoferować nam okolica, jakie jeszcze atrakcje czają się w tym zakątku świata? Odpowiedź brzmi wodospady!
Gdy kilka dni wcześniej jechaliśmy autobusem wzdłuż Brazylijskiego wybrzeża po prawej stronie mogliśmy podziwiać tropikalny las ciągnący się aż po horyzont. Jednak nie był to zbyt odległy horyzont, bo raptem kilka kilometrów od nas rozciągały się grzbiety ogromnych gór. Te góry ciągną się wzdłuż całego wybrzeża na przestrzeni wielu tysięcy kilometrów i są tak szczelną barierę, że woda deszczowa spadająca raptem kilka kilometrów od oceanicznego brzegu musi cierpliwie płynąć dookoła przez ponad 4 tysiące kilometrów, do momentu aż w okolicy Buenos Aires wreszcie dotrze do przeznaczonego jej oceanu. W ten sposób powstało w tej okolicy wiele długaśnych rzek, z których najdłuższa Parana jest 6 najdłuższą rzeką świata. Spyta ktoś dobrze, wiemy już, że wzdłuż granicy Brazylijsko-Paragwajskiej i dalej Brazylijsko-Argentyńskiej płyną wielkie rzeki, ale nie jest to jedyny i wystarczający warunek istnienia wodospadu. Woda jest brakuje jeszcze spadu! A było to tak, że miliony lat temu, kawałek drogi od tego miejsca wybuch wulkan. Nie była to byle jaka erupcja, bo są tacy co twierdzą, że od tamtego czasu nic już tak mocno na naszej ziemi nie wybuchło, a efektem jego jest olbrzymi bazaltowy płaskowyż. Płaskowyż jest olbrzymi, ale jak wszystko musi mieć gdzieś swój koniec i tak się właśnie składa, że tu na granicy Paragwajsko-Brazylijskiej jest jego koniec. Więc woda płynie sobie spokojnie od kilku tysięcy kilometrów po bazaltowej skale, aż tu nagle natrafia na jakiś lichy piaskowiec i łup gwałtownie leci w dół. Tak właśnie powstały w tym miejscu liczne wodospady z których najbardziej znany to Iguazu.

Iguazu to duma narodowa zarówno w Brazylii jak i Argentynie, a Paragwaj? Czy Paragwaj ma cos z czego może być dumny? Kiedyś miał najpotężniejszy wodospad świata - wodospad Guairá. Przez przydomek potężny rozumiem iloczyn ilości spadającej wody i wysokości z jakiej ona spada. W tej dziedzinie paragwajski Guairá był bezkonkurencyjny, ale niestety kilkadziesiąt lat temu przy budowie zapory Itaipu został on zlany i tak długo jak będzie istniała owa zapora, ten paragwajski olbrzym pozostanie ukryty pod wodą.

Do tego czasu Paragwajczykom nie pozostaje nic innego jak cieszyć się z zapory wodnej i dużo mniejszego, ale dość urokliwego wodospadu Monday znajdującego się zaledwie kilka kilometrów od centrum Cuidad del Este. Gdy w punkcie kasowym zaoferowano nam wstęp na teren wodospadu za równowartość kilkunastu złotych, przyznam, że byłem lekko rozgoryczony, przecież zwiedzony wczoraj Wodospad Iguazu, który na milion procent jest o miliom procent ładniejszy niż to co oferują nam tutaj kosztował tylko 3 może 4 razy więcej. A więc zawód, no bo Wodospad Monday w Europie byłby wyróżniającym się spośród naszych malutkich wodospadzików, ale w Ameryce Południowej te zaledwie 40 metrów wysokości i 100 000 litrów na sekundę to niewiele. Znalazłoby się wiele więcej takich wodospadów. Sprytni Paragwajczycy zrobili jednak coś co znacznie podniosło atrakcyjność wodospadu. W cenie biletu jest wliczony przejazd windą! Idziemy po żelbetowym tarasie rozciągającym się tuz obok wodospadu, wchodzimy do windy, cyk guziczkiem i zjeżdżamy na poziom -1 a tam gdzie spada woda i z wielkim hukiem rozbryzguje się na boki. Atrakcja nieprzeciętna! Lejącej się potężnym strumieniem wodę można niemal dotknąć, choć podejście zbyt blisko grozi kompletnym przemoczeniem. Super atrakcja, z której nagrałem super filmik, ale niestety super filmik przepadł wraz z moim telefonem ukradzionym ostatniego dnia pobytu w Ameryce Południowej. Więc zamiast super filmu z przejazdu winda mogę się podzielić wyłącznie zdjęciami zrobionymi przy poniedziałkowym wodospadzie.

IMG_6066.JPG
IMG_6030.JPG
IMG_6068.JPG

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
6 Comments
Ecency