Strzelają !! (Dominikana z plecakiem #59)

W pewnym momencie bus się zatrzymuje. Przed nami widzę długą kolejkę innych samochodów - korek tutaj? - myślę. Kierowca coś mówi i ludzie zaczynają wysiadać z pojazdu. Chwytam pośpiesznie aparat i również wysiadam, nie wiedząc do końca o co chodzi. Idziemy za innymi, pytam kierowcy co się stało? Tłumaczy, ale nie wiele potrafię zrozumieć. Zrozumiałem tylko tyle, że dalej nie pojedziemy, bo droga zablokowana. Stoimy przed ostrym zakrętem w tłumie innych samochodów i ludzi, którzy z nich powysiadali. Wszyscy wydają się jacyś poruszeni. Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie przyszło mi do głowy słowo - "STRAJK".

Przed wyjazdem na Dominikanę korespondowałem z jedną osobą na temat bezpieczeństwa na Dominikanie. Mówiła, że ogólnie jest bezpiecznie, że nie powinniśmy się obawiać, należy tylko zachowywać podstawowe względy bezpieczeństwa, jak w każdym innym kraju, i raczej nic złego nie powinno się przytrafić. "Musisz tylko uważać na strajki..." nigdy nie wiesz, kiedy się zaczynają i nie wiesz kiedy się kończą. Są niebezpieczne, nawet bardzo niebezpieczne" - pisał - ,mieszkańcy blokują ulicę i rzucają kamieniami, policja strzela gumowymi kulami, mieszkańcy walczą z policją tym co mają, często bronią palną z ostrą amunicją.

Wśród pasażerów guagua, które stoi kilka samochodów przed nami, dostrzegam osobę o wschodnich rysach twarzy. Może mówi po angielsku? Podchodzę i pytam się, czy wie o co w tym wszystkim chodzi? Czy to strajk?

Okazuje się, że tak. Obok stoi miejscowa kobieta, mówiąca co nieco po angielsku. Wyjaśnia, że dalej nie pojedziemy, bo wybuchł strajk i droga jest zablokowana. Mówi, że może to potrwać kilka minut albo kilka dni. Bywa różnie. Na razie musimy czekać, wojsko już jedzie - dodaje.

Po chwili mija nas ciężarówka wyładowana uzbrojonymi po szyję żołnierzami w hełmach i kamizelkach kuloodpornych. Jakiś czas później słychać krzyki demonstrantów, później padają pierwsze strzały. Demonstranci uciekają i chowają się za budynkami i drzewami. Inni zbierają kamienie i pnie drzew tworząc kolejną barykadę, bliżej nas. My częściowo obserwujemy całą sytuację na zakręcie drogi, jednak główne zamieszki mają miejsce chyba na niewidocznym z naszego miejsca odcinku. Tu, gdzie stoimy jest podobno bezpiecznie. Tak przynajmniej twierdzi poznana przed chwilą kobieta. Czekając na rozwój sytuacji mija nas kolejny transport żołnierzy.

Odgłosy protestu pomału milkną. Robi się jakby spokojniej. Na razie musimy jeszcze czekać, ale kobieta mówi, że jest szansa, że sytuacja niebawem zostanie opanowana. Po kilku minutach słyszymy jednak, że strajk na nowo się odradza. Chyba potrwa to jednak trochę dłużej.

W budynku na przeciw mieszkają znajomi kobiety, którą poznaliśmy. Przynoszą nam wszystkim plastikowe krzesełka i robimy sobie mały "piknik" w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.

Tutaj mieszkali znajomi poznanej przed chwilą kobiety Kawałek dalej za zakrętem miał miejsce strajk.Tutaj mieszkali znajomi poznanej przed chwilą kobiety Kawałek dalej za zakrętem miał miejsce strajk.

W pewnym momencie orientuję się, że nie mam futerału od aparatu. Musiałem zostawić go w guagua, w trakcie całego tego zamieszania. Okazuje się jednak, że nasze guagua pojechało już z powrotem. W futerale miałem zapasowe akumulatorki do aparatu oraz..... teraz przed oczami przelatują mi wszystkie zdjęcia, które do tej pory zrobiłem. Te z wielorybami w zatoce Samana z klifem skalnym na Playa Fronton, z lasów namorzynowych, z Puerto Plata, La Isabela.... w futerale została karta pamięci z mojego aparatu, a na niej wszystkie zdjęcia z pierwszej części wyjazdu.

Niestety z tego dnia nie mam zbyt wielu zdjęć. W takich chwilach nie myśli się o fotografowaniu. Wstawiam więc zdjęcie okolicy zrobione w innym dniu.Niestety z tego dnia nie mam zbyt wielu zdjęć. W takich chwilach nie myśli się o fotografowaniu. Wstawiam więc zdjęcie okolicy zrobione w innym dniu.

Czekający z nami Dominikańczycy zauważają, że coś jest nie tak. Pytają co się stało. Próbują jakoś pocieszyć. W końcu od słowa do słowa okazuje się, że chłopak mieszkający w domu na przeciwko zna się z wieloma kierowcami guagua w Paraiso. Oferuje mi swoją pomoc. Mówi, że mogę jechać z nim, do Paraiso, na jego motorze. Że pojedziemy do wszystkich kierowców, których zna, i że znajdziemy ten futerał. Nie chce nic w zamian, tylko pieniądze na paliwo (uczciwą kwotę).

Mając chociaż cień nadziei nie mogę nie skorzystać z jego pomocy. Mówię mu, że jeżeli pomoże nam znaleźć tego kierowcę i uda się odzyskać kartę pamięci, to zapłacę mu drugie tyle. Wsiadamy na motor i jedziemy z nim w kierunku Paraiso. Jednak po przejechaniu kilkuset metrów okazuje się, że nie będzie tak łatwo. Tutaj, choć nie ma jeszcze wojska i na razie jest spokojnie, na ulicy płonie już kolejna barykada. Zostaliśmy więc uwięzieni pomiędzy dwoma ogniskami strajku. Jednym, przed którym czekaliśmy do tej pory, i drugim, które utworzyło się w międzyczasie za nami odcinając nam drogę powrotu.

C.d.n


* Zdjęcia własnego autorstwa

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
4 Comments
Ecency