Krótka historia, której bohaterem jest osoba z mojej rodziny, dla celów anonimizacji nazwijmy go Jaś.
Jasiek jest młodym mężczyzną w sile wieku i ma patriotyczny zapał, postanowił, że młodzieńczą energię najlepiej będzie spożytkować dla dobra ojczyzny w Wojskach Obrony Terytorialnej (WOT). Zgłosił się wspólnie z kolegą do rekruterki z WOT, która poprowadziła ich przez proces rekrutacji. Ostrzegła, że największą trudnością zwykle jest egzamin kwalifikacyjny z w-fu, na którym odpada najwięcej kandydatów do służby ojczyźnie. Badania psychologiczne są również "sitem" odsiewającym "patriotyczne" ziarno od plew.
Młody i sprawny Jasiek bez żadnych problemów poradził sobie na egzaminie kwalifikacyjnym sprawności fizycznej, z każdej konkurencji osiągnął maksymalną ocenę. Rozmowę z psychologiem też przeszedł bez najmniejszych zastrzeżeń. Teraz od założenia munduru wojskowego i oliwkowego napletka beretu dzieliła go rozmowa kwalifikacyjna z oficerem Wojskowej Komendy Uzupełnień, według rekruterki WOT, z którą cały czas miał kontakt, miała to być czysta formalność.
Wszedł Jaś do pomieszczenia gdzie siedział major, zanim zdążył powiedzieć "dzień dobry" usłyszał:
- Gdzie masz maseczkę?
- A Pan major też nie ma maseczki - odpowiedział rezolutnie Jaś.
I to był koniec rozmowy rekrutacyjnej, a także koniec marzeń Jaśka o wojskowym mundurze. Został z hukiem "wyrzucony" przez majora, na koniec usłyszał tylko, żeby więcej się tu nie pokazywał.
Gdyby nie COVID-19 to Jasiek mógł zrobić większą karierę w wojsku niż ja, a tak przez pandemię jego młody patriotyczny zapał został zduszony w zarodku.
Image by Dariusz Sankowski from Pixabay