This content was deleted by the author. You can see it from Blockchain History logs.

Banshee mini recenzja 2 i 3 sezonu (z małymi spoilerami, ale nie zdradzającymi kluczowych elementów) + 100% spoilerowa część o postaciach

Banshee 2 tekst POL.jpg

Przez wiele lat oglądałem wszystko (lub chciałem to robić przy poznawaniu popularnego tytułu), co jest związane z lubianą przeze mnie marką. Wynikało to głównie z nadmiaru wolnego czasu i naiwnego podejścia, ze skoro poświęciłem już tyle czasu, to obejrzę wszystko do końca. Dziś tego czasu mam mniej i wolę się zrelaksować albo przy bezmyślnej rozgrywce na ps4 lub pc (częściej to 1 ze względu na większą wygodę) albo po prostu położyć się na łóżku i po prostu leniuchować. Poza tym, jest za dużo seriali, książek, gier, anime, które chcę poznać, więc nie mam czasu na wszystko. Wolę obejrzeć to co się udało niż potem narzekać w stylu "sezony x, y i z są dobre, ale reszta ssie". Pierwszym serialem, przy którym zmieniłem swoje przekonania był "House of Cards" - pierwsze 3 sezony były prowadzone przez tego samego showrunnera, ale Netflix zerwał z nim współpracę po nim (lub on sam zrezygnował, w sumie to nie jest tak istotne). 4 był nadal bardzo dobry i miał potencjał, ale został on zniszczony przez pozbycie się Kevina Spacey, który został niesłusznie oskarżony o molestowanie seksualne. 5 nie widziałem i wg moich znajomych oraz recenzentów, nic nie straciłem - produkcja była chaotyczna, miała błędy oraz daleko jej było do poziomu poprzedników. Gdy usłyszałem to samo w kontekscie 4 sezonu "Banshee", to uznałem to za sygnał, by skończyć przygodę na 3. W sumie słusznie, bo już w tym sezonie działy się takie rzeczy, które były na granicy mojego zawieszenia niewiary. Tak, już we wcześniejszych sezonach tak było, ale tu poszli o krok dalej. Nie przeszkadzało to, ale to zasługa bohaterów, szybkiego tempa akcji, generalnie wysokiego poziomu.

Ban0.jpg

3 sezon mimo to bardzo mi się podobał, zamknął większość wątków, postacie przeszły pewien etap w swoim życiu i gdyby nie porwanie Joba, to można byłoby go spokojnie zakończyć w tym miejscu. Choć lubię queerowego hakera, to nie chcę sobie psuć moich pozytywnych wrażeń i wolę uznać, że wtedy zginął lub tego wątku w ogóle nie było i wszystko dobrze się skończyło. Nie zmieniłem swojego zdania na temat tego serialu od pierwszego tekstu - nadal uważam to za cudowne dzieło z gatunku akcji, w którym jest mnóstwo świetnie zrealizowanych walk, porządnie napisany scenariusz, dobrze przemyślane i przedstawione, jakże charakterystyczne postacie. Jak tylko skończę oglądać ze swoją dziewczyną "The Handmaid's Tale", to na pewno obejrzymy "Warrior" od producenta "Banshee". Trzeci sezon ma najwięcej przekolorowanej akcji i przesadzonych momentów, przez co nieco za bardzo ucieka w świat nierealnej fantastyki, ale na szczęście nie przesadzili aż tak bardzo i jeśli nie jesteście purystami w kwestii realizmu, to nie powinno Wam to za bardzo przeszkadzać. Bohaterowie wykonują tutaj ostatni skok - okradają armię USA. Bandę uzbrojonych i przeszkolonych żołnierzy, która jest dowodzona przez charyzmatycznego skurwysyna. Jest to kliszowa postać, ale podobnie jak w przypadku innych, jest to dobrze przemyślana kopia (lub używając ładnych słów "mocna inspiracja"), a nie jakaś tandeta z trzecioligowego filmu akcji dla 40-50-latków, którzy siedzą z piwem przed telewizorem i często narzekają "kurwa, kiedyś to było...". Można zarzucić temu serialowi pewne błędy w kwestii pisania scenariusza, ale jeśli chodzi o casting aktorów i ich kreacje, to jest to dla mnie najwyższa liga w serialach. Są prawdziwi, mięsiści, mają cudownie napisane role, grają ich dobrzy aktorzy i aktorki, którzy wiedzą jak wyglądać jak skurwysyny i suki. Nie każdy z nich trzyma najwyższy poziom, fakt, ale mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że każda postać z 1 lub 2 planu trzyma co najmniej podręcznikowo dobry poziom. Mają swoje charakterystyczne cechy, ich zachowania i myśli są konsekwentne oraz nie nudzą, a przynajmniej nie za bardzo. Jeśli chodzi o drugi sezon, to jest to mój ulubiony etap historii, ale niewiele pamiętam na jego temat. A dokładniej mówiąc, zlał mi się z 1 i 2, pamiętam jednak że oceniałem go jako najlepszy ze względu na balans między realizmem, a rzeczami mało możliwymi lub niemożliwymi.

W tym momencie zaczynają się spoilery. Będę mówił wszystko, co mi ślina na język przyniesie, więc jeśli nie chcecie znać kluczowych rzeczy z fabuły - nie czytajcie dalej. Będę pisał o tych, o których chcę i mogę napisać coś więcej. Piszę w takiej kolejności, jak widnieją wg Google'a, nie kierujcie się kolejnością.

Ban1.jpg

Lucas Hood - Typowy główny bohater, zazwyczaj najmniej ciekawa postać, która jest piętą Achillesową różnych tytułów niezależnie od rodzaju sztuki. Zazwyczaj to bohaterowie poboczni lub ci ważniejsi, ale zauważalnie mniej istotni od głównego, są tymi bardziej intrygującymi. Zaliczyłbym jednak Lucasa do tych "raczej lepiej poprowadzonych". Wynika to z tego, że bardzo podobało mi się, jak odegrał postać, która chce postępować dobrze, ale ciążą jej dotychczasowe doświadczenia i metody, jak sobie z nimi radził w przeszłości. Widać po jego twarzy, że w jego wnętrzu rozgrywa się wewnętrzna batalia, odczuwa chęć sprawiedliwości, która zazwyczaj przegrywa ze zdrowym rozsądkiem i chłodnym, metodycznym działaniem charakterystycznym dla policji. Czasem wchodzą ze sobą w symbiozę i to się ogląda najlepiej - wpadają z kolegami, robią wszystko zgodnie z procedurami, złoczyńcy ich zaczynają bić, to ci im oddają lub sami inicjują agresję, gdy wiedzą że mogą (np. pobity nie może iść na policję by się poskarżyć, bo gdyby ci dobrali mu się do dupy za przestępstwa, to więzienie i wpierdol od Hooda byłby niczym wobec tego, co by im zapewnił ich mocodawca). Jego wątek w więzieniu trochę mi się nie podobał - ograniczyli to do walki z albinosem, z którym główny bohater poradził sobie dość szybko i bardzo brutalnie w ciągu 2, może 3 odcinków. Podoba mi się za to jego podsumowanie z 3 sezonu - zrobił swoje, zajął się problemami najbliższych sobie ludzi oraz swoimi demonami z przeszłości, ale gdy dostrzegł i zrozumiał ile niewinnych za to zginęło, to zaczął uciekać dalej. Fakt, dużo pomógł miastu oraz jego mieszkańcom, ale walka z Kaiem, czy raczej jej skutki, przerosły jego psychikę.

Ban2.jpg

Rebecca Bowman - W jej kwestii niewiele da się powiedzieć poza tym, że się zawiodłem. Na początku podobało mi się, że zrobili z niej dziewczynę o bardzo liberalnym podejściu do seksu, a jednocześnie nie głupią i niejednoznacznym charakterze, ale w 3 sezonie zrobili z niej głupiutką lalę, która za mało myśli głową, a za bardzo korzysta ze swych cielesnych atutów. Fakt, jest to dość naturalne i ludzkie, że po osiągnięciu i ustabilizowaniu swojej wysokiej pozycji, często siadamy na laurach i zaczynamy od siebie mniej wymagać, ale trochę mnie to denerwowało. Zbyt często zachowywała się jak rozkapryszona i naiwna 13-latka, zbyt często rozwiązywała sprawę przez wypięcie dupy w kierunku faceta, a za mało myślała i próbowała ich wykorzystać połączeniem swojego sprytu, seksapilu i uroku osobistego. Szkoda, bo był potencjał na fajną suczkę, a tak dostaliśmy trochę pustą Barbie z fajną figurą na stanowisku vice szefowej lokalnej mafii.

Ban3.jpg

Kai Proctor - Mój ulubiony bohater w tym serialu. Samotny człowiek, który osiągnął sukces wyłącznie dzięki swojej ciężkiej pracy oraz wychowaniu, które otrzymał. Mam sporo uwag odnośnie Amiszów oraz religii, ale jedno im mogę oddać - potrafią uczyć dyscypliny i pracy nad sobą. Gdyby nie to, to Kai prawdopodobnie nie zbudowałby swojego imperium, a przynajmniej miałby z tym większe trudności z uwagi na mniej agresywne i egoistyczne ego oraz liberalniejsze podejście do życia. Lubię go za skuteczność, umiejętność walki, ciągłą pracę nad sobą, samodyscyplinę oraz trzeźwy umysł. Tak, jest to człowiek wybuchowy, który jest podatny na różne triggery, ale jest w stanie przezwyciężyć swoje emocje i chwycić ego za gardło, gdy ktoś w takim stanie zaprezentuje mu odpowiednie argumenty. Poza tym jest słowny, jeśli grozi komuś, to je realizuje. Świetnie to było widać, gdy Indianie napadli na Amiszów, bo mieli uzasadnione podejrzenia co do pochodzenia mordercy dziewczyny z ich środowiska - podczas "twardych negocjacji" z ich udziałem (chodzi o kasyno) lub podczas akcji z narkotykami z 3 sezonu, gdy w efektowny sposób, napadł na wrogów ze swoimi ludźmi. No i ten jego obrazoburczy tatuaż na plecach, który wygląda rewelacyjnie!

Ban4.jpg

Siobhan Kelly - Kolejna postać, która miała potencjał na nieco więcej, ale zrobiono z niej kliszową personę. Umiała się bić, co pokazała przy walce ze swoim byłym mężem. Również nie miała radosnego życia, miała ciekawy romans z Lucasem, ale od pewnego momentu twórcy nie mieli na nią pomysłu i sprowadzili ją do roli zastępczyni dla jego dawnej miłości. Jej reakcja na odkrycie tożsamości głównego bohatera nie podobała mi się, ale była zrozumiała - kierowały nią emocje, była zakochana, więc rozpacz była dość naturalna. "Dobrze" się stało i nieprzypadkowo umieszczam to w cudzysłowie, że Littlestone ją zabił, bo jej rola przynajmniej się do czegoś przyczyniła.

Ban5.jpg

Kurt Bunker - Zabawnie ogląda się ex-neonazistę, który jest cały wytatuowany charakterystycznymi dla nich symbolami i napisami, w uniformie policjanta. W sumie niewiele mam do powiedzenia na jego temat - podoba mi się jego aktor, dobrze odgrywa swoją rolę, widać że w nim również buzuje testosteron, ale ciężko pracuje nad tym, by nie zrobić nikomu krzywdy. Szkoda, że wprowadzili go tak późno i nie zobaczę jego dalszych losów po mocnym finale 3 sezonu, w którym jego dawni bracia czczący Adolfa, brutalnie go torturowali.

Ban6.jpg

Clay Burton - Tajemnicza postać, która nie miała zbyt wielu okazji do wykazania się. Stał jak wierny pies, który obserwował swojego szefa i czekał na jego rozkaz. Gdy jednak już wszedł do akcji, to był to przepiękny widok, a dla jego przeciwników - bolesne doświadczenie. Clay wygląda niepozornie, ale technicznie to chyba najlepszy wojownik w tym serialu i podejrzewam, że gdyby stanął do walki 1vs1 z każdym typem (poza Littlestonem, tego wielkiego skurwiela nie da się zabić w pojedynkę lub bez mocnej broni), to przegraliby. Dodatkowy atut w tym przypadku stanowi fakt, że facet nie ma jaj, więc kopanie go w krocze daje dużo mniejszy skutek. Jego walka z Indianką, to po prostu dzieło sztuki.

Chayton Littlestone - Typowy olbrzym, jak to w filmach i serialach akcji, ale bardzo spodobał mi się jego fanatyzm i to, że mimo bycia kupą mięśni, to nie jest bezmyślnym idiotą. Bije się bardzo dobrze pod względem techniki, umie wykorzystywać otoczenie, a jego śmierć pięknie pokazała moc jaką dysponuje shotgun.

Ban7.jpg

Nola Longshadow - Z racji, że nie miała zbyt wielu scen dla siebie poza akcją i pokazywaniem swoich dużych cojones, to powiem tak - pięknie się biła, jeszcze lepiej wyglądała, miała zajebiste akcje i wzorowo wykorzystywała cechy, w których kobiety dominują nad facetami ( lepsze i pełniejsze postrzeganie rzeczywistości, większa giętkość ciała, szybszy refleks), po prostu dobra suka.

Ban8.jpg

Sugar Bates - Ten pan zdobył moją sympatię na początku i utrzymał ją do samego końca. Wygląda sympatycznie i niepozornie, ma też zbyt miękkie serce, ale pozory mylą. Mimo, że facet jest dziadkiem, to pokazuje że zawodowy bokser z dużym doświadczeniem, potrafi być maszyną do zabijania niezależnie od wieku. Poza tym potrafi dobrze grać i trzymać mordę na kłódkę, co wbrew pozorom, nie jest takie łatwe, zwłaszcza gdy doświadczamy stresowej sytuacji. Bardzo mi się podobała jego relacja z Jobem - chłopcy lubią się i darzą szacunkiem (choć na początku może się wydawać, że jest inaczej), ale mimo to rzucają w siebie sympatycznymi i celnymi wyzwiskami. Gdy jednak przyjdzie co do czego, to działają jak profesjonaliści i odsuwają wszelkie animozje na bok. Taka typowa, męska przyjaźń.

Ban9.webp

Job - O nim będzie krótko, bo w obu tekstach dużo o nim wspomniałem. Nie wiem jak Wy, ale na początku trochę go zlekceważyłem (nie wyzywałem go tak jak postacie z serialu, ale miałem wątpliwości względem jego umiejętności bojowych i charakteru), ale potem szybko musiałem zmienić zdanie. Facet ma jaja jak Kai, Sugar, główny bohater i większość bohaterów "Banshee" oraz jest mistrzem ciętej riposty, jak przystało na wybitnie uzdolnionego i nieprzeciętnie inteligentnego człowieka. Jednocześnie nie jest zbyt arogancki i choć jest narwany jak Kai, to podobnie jak on potrafi przezwyciężyć swoje emocje i spojrzeć chłodnym okiem na jakąś sprawę i (jeśli się myli) nie ma problemu ze zmianą swojego nastawienia względem jakiegoś człowieka lub sprawy. Poza tym świetnie łączy zalety obu płci podczas walki - ma siłę mężczyzny, a jednocześnie żeński refleks i giętkość ciała.

Ban10.jpg

Mr. Rabbit - Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy, to od razu poczułem od niego aurę profesjonalisty. Nie jestem szczególnym fanem tego Brytyjskiego aktora, ale widziałem jego charakterystyczną twarz przy w kilku produkcjach. Widać po nim duże doświadczenie oraz typowe umiejętności dla angielskich aktorów (nie wiem ile w tym prawdy, bo nie znam się, ale kilkukrotnie w swoim życiu czytałem, że ich szkoła aktorska jest jedną z najlepszych na świecie) - świetna gra głosem, równie dobrze operuje mimiką twarzy i bezbłędnie wciela się w skórę bezwzględnego gangstera, którego nie powinno się oszukiwać. Jego wątek był chyba dla mnie najciekawszy i trochę żałowałem, że nie skończył się za pierwszym razem (gdy jego córka go tylko postrzeliła) i dostaliśmy jego kontynuację, gdy skrył się w protestanckim zakonie. Nie był zły, a nawet podobał mi się mimo przerysowanej akcji z Jobem oraz późniejszej strzelaniny, gdy grupa uzbrojonych w broń maszynową mnichów nie była w stanie zamordować dwójki ludzi uzbrojonych w pistolety, ale dużo lepiej by się to skończyło, gdyby jego wątek zakończył się wcześniej. Niemniej, jeśli lubicie oglądać rosyjskich skurwieli w kinie, to Ben Cross wykonał swoje zadanie bardzo dobrze.

Emmett Yawners - Kolejna postać po Batesie, którą polubiłem odrazu, choć ten w przeciwieństwie do niego, dość późno dostał 5 minut dla siebie. Sympatyczny bohater, który co prawda był zapychaczem, jak pozostali policjanci z Banshee, ale zawsze przyjemnie mi się kojarzył. Nie wiem jakich użyć tu słów, więc nie traktujcie tego zbyt dosłownie (bo wątek jest smutny, przerażający i nikomu nie życzę podobnej sytuacji) - "podobało mi się" jak zrobił to, co powinien z trójką neo-nazistów, którzy nie tylko pobili jego żonę, ale również spowodowali, że umarło ich dziecko. Zmasakrował każdego z nich jednego po drugim, co niestety skończyło jego karierę, a potem został wraz ze swoją partnerką rozstrzelany.

No i to tyle, generalnie polecam serial. "Warrior" również - niedługo wrzucę na bloga recenzję 1 sezonu.