[Polski] Weekend czas zacząć, tak to nie fejk, tak się u mnie złożyło, że po zakończeniu pracy dziś rano zacząłem czterodniowy weekend, następne takie szczęście spotka mnie dopiero za około 2-3 tygodnie, więc trzeba brać życie pełnymi garściami.

Niestety nie da się brać go na full, gdyż upał nie ustaje i nawet wyjście do spożywczaka staje się wyzwaniem. Odespałem kilka godzin po nocce, więc dopiero wieczorem byłem gotowy do bardziej intensywnej aktywności. Na dziś wybrałem jazdę rowerem w kierunku Soignies, gdyż tam miałem sprawę do załatwienia przy okazji wieczornej przejażdżki. Jest kilka wersji drogi do Soignies, w natury odrzucam tę najbardziej oczywistą, drogę z Mons do Soignies. Główną przyczyną jest duże natężenie ruchu samochodów, i nawet pomimo wyznaczonych pasów dla rowerów nie czuję się bezpiecznie na tej drodze. Jeżeli mam być szczery to nigdy nią nie jechałem na rowerze.

Na szczęście jest bardzo dużo alternatywnych dróg do tego miasta, część z nich prowadzi przez rolnicze tereny, gdzie nadal są odpowiednie drogi dla roweru szosowego. Dziś jadąc wzdłuż takiej drogi dojechałem na podwórko gospodarstwa rolnego, przejechałem między budynkami gospodarczymi na drugą stronę, oglądając tylko się za siebie czy jakichś piesek mnie nie goni. Na szczęście obyło się bez takich przygód.

Samo Soignies, w mojej ocenie, nie jest przyjazne dla rowerzystów, szczególnie gdy trzeba się przebić ze wschodu na zachód lub vice versa, gdyż przez środek miasta prowadzi dość ruchliwa droga w kierunku Brukseli. Dlatego też dziś kluczyłem nieco przez to miasto, żeby przejechać jak najbezpieczniej na drugą stronę. Ale później było już tylko lepiej, gdyż znam te tereny bardzo dobrze.

Nagle wyświetliło mi się na Garmin Edge, że zaraz się zacznie ponad ośmiokilometrowy odcinek, na którym mogę rywalizować z innymi, więc przez następne kilkadziesiąt minut spiąłem się niemiłosiernie. Szczególnie, że zdobywałem kolejne sekundy przewagi nad wirtualnym rywalem, dopiero po kilkudziesięciu metrach zauważyłem, że rywalizuję ze swoim najlepszym wynikiem, ale i tak pokonałem siebie o 2 minuty i 40 sekund. Dopiero w domu po zakończeniu jazdy zobaczyłem, że na tym odcinku były inne odcinki na Stravie, na których pobiłem swoje rekordy życiowe.

Ostatnim mocniejszym elementem miał być techniczny zjazd z wzniesienia, ale tu nie udało mi się poprawić swojego najlepszego rezultatu. Na koniec szczęśliwy dotarłem do domu, gdzie czekało na mnie zimne piwo z Warmii, tak byłem spragniony, że nie poczułem dobrze smaku Ukiel APA.